Rozdział 2

239 26 25
                                    

Gdy tylko Aurelie otworzyła oczy, natychmiast poznała, że coś się zmieniło. Zamiast zimnej, twardej ściany czy bruku zaułka była... miękkość. I ciepło. Leżała w łóżku. Sięgnęła do rany na ramieniu – była zabandażowana. Spróbowała się podnieść, lecz okazało się to złym pomysłem. A nawet bardzo złym. Pokój zawirował jak po zbyt wielu kuflach piwa i z trudem powstrzymała odruch wymiotny. Opadła bezsilnie na poduszki, wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po pomieszczeniu, powoli i ostrożnie obracając głowę. Była otępiała, powieki wydawały się niesamowicie ciężkie, a nawet jeśli udało jej się utrzymać je otwarte, rzeczywistość oglądała jakby przez zasłonę mgły. Nawet nie miała siły się niepokoić – w końcu nie wiedziała, gdzie się znajduje. Malutki pokoik, minimalna ilość mebli, pełno staroci, lecz mimo to wydawało się czysto i schludnie. W powietrzu unosił się zapach środków dezynfekujących. Na stoliku przy łóżku stała miska z wodą i zakrwawione bandaże. Przymknęła oczy, walcząc z dopadającą ją sennością. Mgła gęstniała a powieki opadły. Ponownie ogarniający ją stan nieświadomości był tak nieziemsko zachęcający...

Gdzieś w oddali usłyszała kroki i odgłos ostrożnie otwierających się drzwi. Górne powieki jednak były jakby przyszyte do dolnych, uniemożliwiając jej otworzenie oczu. Usłyszała niewyraźne słowa, oddalające się z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej:

- Jest tutaj. Znaleźliśmy ją kilka godzin temu w zaułku. Razem z dwoma trupami. Nie wiem ile tam leżała... na pewno straciła bardzo dużo krwi.

- Przeżyje? – powiedział dziwnie znajomy głos... Nie mogła go jednak zidentyfikować... Zresztą, w tym momencie nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Było jej tak dobrze...

Ciemność powitała tym razem z uczuciem ulgi.

***

Za drugim razem obudziły ją natrętne szepty, drażniące słuch i umysł. Nie otwierała od razu oczu, nie podrywała się gwałtownie, mając w pamięci poprzednie doświadczenie. Pozwoliła rzeczywistości powrócić do siebie powoli, przyjmując ją kawałek po kawałku. Skoncentrowała się na głosach i wreszcie rozpoznała ten, który usłyszała wcześniej. Varric. Tak charakterystyczny – gawędziarski, ekspresywny, wręcz stworzony do snucia opowieści - że nie można go było pomylić z żadnym innym. Nic dziwnego, że publika wierzyła w każdą niestworzoną historię, jaką krasnolud im wciskał.

Dopiero teraz zwróciła uwagę na to, gdzie się znajduje. Ze zdziwieniem stwierdziła, że leży w pokoju swojego ulubionego łotrzyka, w Wisielcu. Nie miała nawet siły zastanowić się, jak i kiedy się w nim znalazła.

Przetoczyła się na bok i podźwignęła na rękach. Kłujący ból przeszył ją na wskroś mówiąc, że nie był to najlepszy z jej pomysłów, lecz Aurelie nie przejęła się tym zbytnio. Ostatnio miała tylko takie. Odczekała chwilę by stoczyć walkę z zawrotami głowy, policzyła do dziesięciu i wstała. Choć chwiejnie, lecz utrzymała się na nogach, w czym przypominała nowo narodzone jagnię dopiero uczące się chodzić na swoich cieniutkich nóżkach i małych kopytkach. Podpierając się o ścianę, chciała wyjść z sypialni. Zatrzymał ją widok swoich rzeczy, leżących na komodzie – lekka zbroja w kolorach czarnym i szarym, z czerwonymi motywami, oba sztylety, nabijane ćwiekami rękawice bez palców oraz szeroki, czarny pas z dziesięcioma srebrnymi nożami do rzucania. Zaczęła zakładać je na siebie, jednak z powodu praktycznie unieruchomionej ręki robiła to bardzo powoli. Największą trudność sprawiały jej sprzączki i skórzane paski. Było ich kilkanaście, aby pancerz był doskonale dopasowany do ciała i nawet w najmniejszym stopniu nie krępował ruchów, lecz ich zapinanie tym razem doprowadzało ją do szału. Była osobą żywiołową, wszystko musiała robić szybko, czasem wręcz chaotycznie. Dopiero ubierając się, zauważyła bandaż pokrywający jej piersi i żebra. No tak, sama ręka przecież nie mogła tak boleć...

[Dragon Age 2] MaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz