Hawke miotała się po całym pokoju, rozrzucając dookoła swój dość skromny dobytek, co jakiś czas przeklinając pod nosem lub warcząc. Najpierw dorwała się do szafy, przyozdabiając drewnianą podłogę wyrzucanymi z niej ubraniami. Czasem tylko zatrzymywała się na chwilę, oglądając jakąś bluzkę czy spodnie, ze zdziwieniem przypominając sobie o ich istnieniu.
Gdy już cała jej garderoba znajdowała się wszędzie, tylko nie tam, gdzie jej miejsce, zaatakowała prowizoryczną toaletkę. Był to niewielki stolik pod ścianą, na którym stało oparte o ścianę lustro oraz dwie drewniane szkatułki – jedna z biżuterią, druga z kosmetykami do makijażu, który sporadycznie nakładała. Jeśli zaś chodzi o to pierwsze, to bransoletki i naszyjniki mogłyby dla niej nie istnieć. Jedyne, co nosiła, to kolczyki, po dwa w każdym uchu.
Miała również pierścionek. Tylko jeden. Właśnie patrzyła na niego, samotnie leżącego w oddzielnej przegródce. Śliczny – delikatny, oplatający palec cienkimi, wdzięcznie wijącymi się liniami, z kroplą onyksu kontrastującą z jasnym srebrem. Za każdym razem budził w niej zachwyt. Jednak nie mogła go nosić, jeszcze nie... Pospiesznie zatrzasnęła wieko szkatułki.
Przyszła kolej na biurko, jej ulubione miejsce w pokoju, własny kawałek przestrzeni. Panował na nim artystyczny chaos, jak to lubiła określać. Cały blat pokryty był luźnymi kartkami – jedne z nich jeszcze względnie czyste, inne pokryte szkicami lub dokończonymi rysunkami. Jakże to kochała! Chwycić, nawykłymi do broni i krwi dłońmi, ołówek lub odpowiednio obrobiony węgiel i kreślić delikatne linie. Albo bardziej stanowcze, mocniejsze, gdy jej wnętrzem targały gwałtowne emocje. Przelewała je na papier, obciążała go częścią swoich trosk. Uspokajało ją to, koiło, rozluźniało, wprowadzało elementy normalności w życie.
– Jest! – wykrzyknęła tryumfalnie.
Poderwała leżący na dzienniku przedmiot, którego tak zawzięcie szukała. Prosty amulet z taniego stopu, z wytłoczoną na wierzchu podobizną szczerzącego zębiska smoka. Jedynym elementem, który mógł posiadać jakąkolwiek wartość, był czerwony kamień służący za oko bestii – być może rubin? Zresztą, dla Hawke nie miało to w tym momencie najmniejszego znaczenia. Nie zamierzała go sprzedawać. Dała słowo.
Lekko ponad rok temu, w czasie, gdy wraz z rodziną uciekała z Fereldenu w obliczu zalewającej kraj Plagi mrocznych pomiotów z Arcydemonem na czele, napotkała na swej drodze Wiedźmę z Głuszy, Flemeth. Było to najbardziej niezwykłe spotkanie, jakiego doświadczyła w całym swoim życiu. Hawke, wraz ze swoim bratem, matką i Aveline, którą właśnie tamtego dnia spotkała, przebijała się przez grupę pomiotów, dosłownie wyrąbując sobie drogę ucieczki. Było to tuż po walce z ogrem, tuż po śmierci Bethany... Sytuacja przedstawiała się beznadziejnie – pomiotów przybywało, otoczyły ich ze wszystkich stron i już mieli żegnać się z życiem, gdy nagle praktycznie z nikąd pojawił się ogromny smok. Obrócił w popiół wszystko dookoła, tylko ich zostawiając nietkniętych. Jedynie duszących się smrodem spalonego mięsa i zasłaniających uszy przed przeraźliwym kwikiem płonących pomiotów.
To właśnie była Flemeth. Smok, potężna wiedźma, nad wyraz gadatliwa starucha. Uratowała im życie, pomogła przedostać się do Kirkwall. Oczywiście, nie bezinteresownie. W zamian Hawke miała zanieść amulet, który właśnie obracała w palcach, do leśnych elfów i wręczyć niejakiej Opiekunce Marethari. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że elfy nie lubiły zbytnio ludzi i ograniczały kontakty z nimi do absolutnego minimum. Znane były również z tego, że miały w zwyczaju najpierw strzelać z łuków, a dopiero potem zadawać pytania.
Ale to wszystko nieistotne szczegóły. Przyszedł czas na wypełnienie obietnicy.
Nie dlatego, że Aurelie chciała. Miała sen. Sen, którego szczegóły zatarły się wraz z nocą, a który pozostawił na jej skórze warstewkę lodowatego potu. I strachu. Tego pierwotnego, który każe działaś, robić coś, nie tkwić w miejscu, choćby po to, być dać ułudę bezpieczeństwa.
CZYTASZ
[Dragon Age 2] Maska
FanfictionPrzypadek, niewłaściwe miejsce i czas. Walka. Nie o świat, nie o dobro czy wzniosłe idee. O rodzinę i przetrwanie - tak prozaicznie, tak mało wzniośle. A jednak tak właśnie rodzą się liderzy, tacy ludzie jak Hawke, których działania zapiszą się na k...