Rozdział 14

185 22 47
                                    

- Panie Layonelu, przyszedł – obwieścił młody złodziej, zaglądając przez uchylone drzwi.

- Wpuścić.

Mężczyzna siedział rozparty na krześle, opierając nogi na niskim stoliku i popijając mocny, barwiony brązowym cukrem trunek. Drugą ręką rozłupywał importowane orzechy, których smak niezbyt mu odpowiadał. Po prostu lubił dźwięk pękających i miażdżonych łupin. Właśnie prowadził ze swoim kompanem, magiem, burzliwą dyskusję na temat zakazanej magii krwi, w którą wpleciony był trzask orzechów. Layonel tłumaczył, jak zdobędą do niej dostęp i kiedy chciałby, żeby to nastąpiło. Ten drugi z kolei roztaczał przed nimi wizję ogromnych możliwości, jakie się przed nimi otworzą, kiedy już dojdzie to do skutku. Obaj byli bardziej niż podekscytowani.

Do pomieszczenia, po uprzednim zapukaniu, wszedł młody mężczyzna wyglądający może na około trzydzieści lat. Miał zwyczajną, skórzaną zbroję, zwyczajny, prosty miecz przytroczony do pasa... i ogólnie cały był zwyczajny. Do tego wyraźnie się denerwował. Layonel łaskawie obdarzył go skrajnie pogardliwym spojrzeniem. Najchętniej wyrzuciłby młodzika z pokoju, gdyby nie to, że w tym momencie mógł się okazać przydatny. Jeśli tak się stanie – odejdzie bezpieczny, jeśli nie... no cóż, odeśle go tam, skąd przybył... tyle, że w kawałkach. Nie, nie był okrutny, dlatego osobiście nie kiwnie nawet palcem. Jedyne, co zrobi, to wyda rozkaz. Zresztą, nie miał czasu na takie barbarzyńskie rozrywki. Pracował ciężko, żeby nawiązać współpracę z innymi gangami a także spacyfikować te, które próbowały mu odmówić.

Właśnie dlatego zaprosił tutaj przedstawiciela jednej z grup działających w Dolnym Mieście.

Jeśli wysłali kogoś takiego, jak ten tutaj, to jest bardziej niż pewne, że odmówią. Głupcy – pomyślał Layonel, nie mogąc uwierzyć, że po tych kilku tygodniach jest jeszcze ktokolwiek wierzący, iż da radę stawić mu czoła. Gang Ignacia i Layonela znany był już w całym półświatku przestępczym Kirkwall. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że odmowa im równoznaczna jest z wyrokiem śmierci. Nie tylko dla wysłannika.

Rażąco zwyczajny młodzik całą siłą woli zdołał się wyprostować i spojrzeć na gospodarza. Oczyścił wyschnięte gardło i zaczął mówić lekko drżącym głosem:

- Przyszedłem z wiadomością od naszego Mistrza.

Trzask.

Młodzik prawie podskoczył na ten niespodziewany dźwięk. Przełknął nerwowo ślinę, przestąpił z nogi na nogę i z wysiłkiem zebrał myśli.

- Wasza propozycja jest... nie do przyjęcia, dlatego... 

Trzask. Młodzian przełknął ślinę i próbował odchrząknąć, zanim podjął wypowiedź.

- Musicie wycofać się z naszej strefy... - Nie dokończył. Nagle zacharczał, spojrzał z niedowierzaniem na rękojeść noża wbitego w sam środek jego piersi, rzygnął krwią, po czym padł martwy na podłogę.

- Nie mogłem go już słuchać... - stwierdził zniesmaczony Layonel, po czym krzyknął do strażników przed pokojem: - Zabrać go i odesłać!

Weszło dwóch najemników i z obojętnym wyrazem twarzy wywlekli zwłoki pozostawiając na podłodze niewyraźną ścieżkę krwi. Jeden z nich odwrócił się w progu i zapytał:

- Jak rozumiem, mamy się szykować.

- Dobrze rozumiesz. Jak tylko zapadnie zmierzch, idziemy nauczyć ich pokory - odparł Fereldeńczyk z drapieżnym wyrazem twarzy. Wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach i obficie pociągnął trunku ze szklanki.

Mag natomiast przez cały czas siedział w tej samej, zrelaksowanej pozycji, sącząc alkohol.

***

[Dragon Age 2] MaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz