10. Desperat

869 84 9
                                    

Doknes przez prawie cały dzień próbował powtórzyć swój wyczyn, ale w nieco mniej ryzykownej wersji. Robił to tak, jak początkowo - wiadro z wodą na skrzyni i próby w samotności, w zaciszu swojego pokoju. Niestety, nie wyszło mu ani razu. Co jakiś czas wstawał i zanurzał dłoń w wodzie, sprawdzając, czy chociaż trochę zamarzła. Ta jednak nic nie robiła sobie z faktu, że powinna zmienić formę, a nawet nagrzewała się, jakby ironicznie.
- Szlag by to trafił - zaklnął, kiedy po raz kolejny próba nie przyniosła rezultatu. Podniósł wiadro i obejrzał je. - Co robię nie tak? Może jestem w stanie zrobić to tylko w jakiejś gwałtownej sytuacji? Może... - nagle do głowy chłopaka wpadł pewien pomysł. Przygryzł wargę i powiedział cicho - Mam nadzieję, że nie zrobię tego na darmo! Jak to się mówi, yolo! - zawołał i wylał sobie wodę na głowę. Ta, jak na ironię, całego go zmoczyła, i wydawało się, jakby jej temperatura specjalnie się zmniejszyła. A wszystko to stało się akurat w momencie, kiedy do pokoju wszedł Dealer.
- Doknes? - zapytał zaskoczony. - Co ty robisz? Pogięło cię?
Hubert przez chwilę walczył ze sobą, żeby nie krzyknąć w geście skrajnej irytacji. Policzył w myślach do dziesięciu i odpowiedział najspokojniej, jak umiał:
- Można tak powiedzieć. Takie wylewanie sobie wiadra wody z lodem na głowę, z tym, że bez lodu. To akurat rzecz, której mi brakuje. Takie wytłumaczenie ci pasi?
- Pytam serio - parsknął Karol. - Wszystko gra?
- Tak - westchnął Doknes.
- To... Co się stało?
Chłopak opowiedział Dealerowi całą historię, która zdarzyła się tego dnia - od szalonego pomysłu i angażacji Mardeya, przez incydent z kubłem wody, aż do desperackiej próby obudzenia w sobie mocy. Ominął on momenty, w których mógł wspomnieć o czarnym, karłowatym smoku.
Kiedy Doknes skończył opowiadać, Karol zaczął się śmiać.
- To cały ty, Donki! To chyba nie działa w ten sposób. Poza tym, skąd wiesz, że jeżeli raz ci się udało, dasz radę zawsze później? To trza robić powoli, jak z nauką jazdy na rowerze. Albo z nauką gdy w Minecraft!
- I po to tu przyszedłeś? Żeby prawić mi mądrości życiowe, jak Mardey?
- W sumie nie - przyznał Dealer. - Larisa mnie przysłała, kazała mi powiedzieć, że czeka na ciebie na szczycie góry. Nie mam pojęcia, czemu.
- A... Jak mam się tam dostać?
- Bo ja wiem? Mówiła coś o pokoju tutaj naprzeciwko... Muszę już spadać. Podobno wszyscy idą do Huntera grać w butelkę.
- A co, on i MWK się znaleźli?
- Mardey podobno ich znalazł... Aha, i widziałeś gdzieś Roxa?
- Nie, a co?
- Nic, bo zaszył się gdzieś i nikt go nie może znaleźć. Trudno. No to narka! - zawołał i wyszedł.
Doknes podszedł do skrzynki i otworzył ją. Zaczął grzebać w środku. W pewnym momencie zauważył wśród rozmaitych rzeczy, że coś zabłyszczało. Rozgrzebał przedmioty i zobaczył, że na dnie skrzyni leży spory, żelazny miecz.
Chłopak wyjął go ze skrzyni i obejrzał. Rękojeść była zrobiona z czarnego drewna owinięta skórą. Klinga broni była biała i błyszcząca.
- Niezły mieczyk - szepnął do siebie. Machnął nim podniecony, w końcu nigdy nie trzymał w ręce prawdziwej broni... Chciał go odłożyć, jednak po chwili zauważył, że ten zniknął mu z ręki, a po chwili pojawił się znowu. "Aha, - pomyślał - to tak chowa się rzeczy do ekwipunku... Jak w prawdziwym Minecrafcie! Dobrze wiedzieć."
Hubert wyszedł z pokoju i spojrzał na drzwi naprzeciwko. Były one zwyczajne, z jasnobrązowego drewna, wyglądały na stare. Doknes podszedł bliżej i otworzył je.
W środku było bardzo ciemno, więc chłopak nic nie zobaczył. Wyciągnął miecz i ostrożnie wszedł do środka. Kiedy tylko zamknął drzwi, wszystko zaczęło się rozjaśniać. Najdziwniejsze było jednak to, że światło pochodziło znikąd, co napawało Doknesa lękiem. Pomimo strachu Hubert zaczął się rozglądać. Pomieszczenie było bardzo małe, stało w nim tylko parę skrzynek. Próbował otworzyć jedną z nich, ale jej wieko było bardzo ciężkie i chłopak szybko z tego zrezygnował.
- Chyba nic tu po mnie - powiedział. Podszedł do drzwi i chciał wyjść na korytarz, ale...
W tym samym momencie Doknes zauważył, że za drzwiami nie było już korytarza. Zamiast tego zobaczył on coś, jakby polanę na klifie. Było już dosyć późno i ciemno, więc nie zobaczył wszystkiego. Chociaż był nieco przestraszony tym faktem, wyszedł na zewnątrz.
Dopiero po chwili chłopak pojął, że znajduje się na szczycie góry pośrodku miasta. Kiedy tylko znalazł się na trawie, drzwi zamknęły się za nim i zniknęły.
- O, jesteś, Doknes - usłyszał czyjś głos. Odwrócił się i zobaczył Larisę. Światło wschodzącego księżyca dodawało dziewczynie tajemniczości. - Bałam się, że nie trafisz?
- Nie ma takiej zagadki, której bym nie rozgryzł - odparł ze śmiechem. - Czemu chciałaś, bym tu przyszedł?
Dziewczyna odwróciła się i ruszyła w stronę klifu. Hubert poszedł za nią. Już po chwili oboje stali na krawędzi.
- Czy to nie jest piękny widok? - zapytała. Doknes uśmiechnął się i pokiwał głową. - Szkoda tylko, że to miejsce pewnego dnia może zostać zniszczone...
Chłopak objął ją ramieniem. Dziewczyna przytuliła się do Huberta. Ten już wyczuł, co zaraz się stanie.
- Nie martw się - szepnął. - Wszystko będzie dobrze. Herobrine zostanie zniszczony, obiecuję ci.
Larisa uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Ich twarze były centymetry od siebie.
- Hubert... - zaczęła dziewczyna, jednak jej wzrok gwałtownie zwrócił się w stronę miasta. Jeden z domów zaczął płonąć. - Masz ci los, znowu - mruknęła dziewczyna. Odsunęła się od Doknesa. - Zaraz wracam. Minutka i jestem z powrotem, OK?
- Jasne - odparł chłopak. Ciało dziewczyny rozbłysło i Larisa przemieniła się w smukłego, granatowego smoka. Bestia rozłożyła skrzydła i odleciała w stronę miasteczka.
"Czyli umie się przemienić - pomyślał. - Ciekawe, kiedy odkryła u siebie tą moc..."
Chłopak rozejrzał się. Na ziemi leżały takie rzeczy, jak mapa, kompas czy żelazna siekiera. W pewnym momencie jego wzrok padł na częściowo przykrytą przez książkę Elytrę - aluminiową parę skrzydeł, umożliwiających szybowanie. Doknes podniósł ją.
- Ciekawe, jak ona tu działa... - zaczął myśleć na głos. Przez chwilę siłował się z mechanizmem, aż w końcu udało mu się ją założyć. - Może się kawałek przelecę? Umiem na niej mniej więcej latać, a Larisa i tak wróci za jakiś czas...
Hubert podszedł do krawędzi. Skrzydła rozłożyły się, jakby wyczuły przyszły lot. Doknes zamknął oczy, skoczył i już po paru chwilach zniknął na nocnym niebie.

Ni chuja nie chce mi się spać, więc poprawiam xD mam nadzieję, że nic się na razie w rozdziałach nie zjebało, tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!

Heja moje frędzle i frędzelki! To prawdopodobnie ostatni rozdział dzisiaj, gdyż raczej nic więcej z siebie nie wykrzesam, ale postaram się wrzucić wam coś jutro ;) w ogóle zachęcam was do pisania swoich teorii na temat tej powieści w komentarzach :D ten rozdział dedykuję MartynaBogaczyk   Za dużą aktywność (nie martw się, Herobrine, tobie też zadedykuję coś - rozdział, gdzie pojawi się twój imiennik :D) dzięki za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia! Narka i cześć! :D

[TOM 1] TeamPrzyjaźń i inni- Minecraft. Legenda Braci Przeznaczenia [Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz