Doknes wiele razy zastanawiał się, jak to jest latać. W życiu nie pomyślałby, że kiedyś doświadczy tego na własnej skórze, i to jeszcze w Minecrafcie... To było wspaniałe uczucie. Nie licząc możliwości Elytry oraz jego własnych, nic go nie ograniczało. Czuł się niczym ptak, nieskrępowany siłą grawitacji. "Mogę lecieć, gdzie tylko chcę - pomyślał. - Tak długo, jak chcę i w jaki sposób chcę... Czemu nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego? To jest super!"
Chłopak nawet nie zauważył, kiedy miasto zniknęło za jego plecami, a on znalazł się nad lasem. Pamiętał, co mówiła o nim Larisa - podobno ostatnio widziano tam wilkołaki... Hubert zadarł głowę do góry i spojrzał w stronę księżyca. "Nie mam się czego obawiać. Do pełni zostało jeszcze mnóstwo czasu. Zresztą, mam w razie potrzeby miecz."
Ponieważ Elytra nie służyła dokładnie do latania, lecz do szybowania, powoli zaczęła ona obniżać lot. Doknes wleciał w linię drzew, jednak bez problemu wymijał je. "Mógłbym to robić całe życie", pomyślał. Przymknął oczy, chcąc ponapawać się wiatrem wiejącym mu w twarz i mierzwiącym włosy, jednak w tym momencie chłopak gwałtownie się zatrzymał.
W pierwszej chwili pomyślał, że jakiś smok uznał go za swoją kolację, jednak po otwarciu oczu stwierdził, że skrzydła Elytry zablokowały się pomiędzy gałęziami drzewa. Hubert odetchnął z ulgą.
- Dobrze, że to tylko tyle! - szepnął do siebie. - Ale i tak lepiej będzie się stąd zmywać. Miejmy nadzieję, że nic mnie tu nie złapie.
Doknes szybko przekonał się, że łatwiej powiedzieć "lepiej się stąd zmywać", niż to zrobić. Gałęzie przytrzymywały Elytrę w taki sposób, że chłopak nie mógł samodzielnie się uwolnić. Dodatkowo wisiał kilkanaście metrów nad ziemią, więc upadek mógł być bolesny. Poza tym robiło się coraz ciemniej i zimniej.
- Jeszcze wyjdzie na to, że utknę tu na dobre - parsknął Hubert. - Co mnie pokarało z tą Elytrą? Może ktoś tu jest w pobliżu i będzie wiedział, jak mi pomóc...
Chłopak chciał zacząć wołać o pomoc, jednak po chwili usłyszał czyjeś kroki. Rozejrzał się i zobaczył jakąś nieznajomą dziewczynę stojącą pod drzewem obok.
- Hej, ty! - zawołał. Dziewczyna spojrzała zaskoczona w jego stronę. - Pomożesz mi?
- Jak ty żeś tam wlazł? - zapytała. Uniosła siekierę, którą trzymała w rękach.
- Miałem... Mały wypadek z Elytrą.
- Aha, wszystko jasne... Momencik. Nie ruszaj się - dziewczyna chwyciła siekierę jedną ręką i rzuciła ją w stronę gałęzi. Konar od razu pękł i Doknes spadł na ziemię, jeszcze parę razy zahaczając po drodze o mniejsze gałęzie. W końcu wylądował jednak z twarzą w ściółce.
- Nic ci nie jest? - zapytała nieznajoma. Chłopak podniósł się i otrzepał ubranie z ziemi.
- Nie, nic - odparł. - Dzięki za pomoc.
- Nie ma problemu - dziewczyna uśmiechnęła się. Dopiero wtedy Doknes mógł dokładnie się jej przypatrzeć. Była bardzo podobna do Larisy, ale była nieco wyższa, o ciemniejszych włosach i brązowych oczach. Podniosła siekierę z ziemi.- Jestem Wirginia. Wirginia Shade.
- Shade? - zapytał zaskoczony Hubert. - Jak Larisa?
- Znasz moją siostrę? - przerwała mu. Wydawała się być nieco poddenerwowana. - W sumie chyba nie ma w okolicy człowieka, który by jej nie znał. Wszyscy uważają ją za bohaterkę. Że niby rozwaliła Herobrine i sprowadziła do nas Braci Przeznaczenia? Ja tam w to nie wierzę...
- Z tym drugim to akurat prawda - odparł Doknes. - Podobno ja jestem częścią tej przepowiedni...
- Naprawdę? - zapytała Wirginia i zaczęła przyglądać się chłopakowi. Wydawała się być nieco zdegustowana. - Nie przypominasz bohatera, ale w tym wypadku to jest najmniej istotne...
- Wiem o tym. Jestem Hubert, ale mów mi Doknes. Co tutaj robisz, tak późno sama?
- Nie jest późno. Poza tym, nie jestem daleko od domu, więc jakby coś mnie zaatakowało, to mogę bez problemu zwiać.
- Mieszkasz w tym lesie?
- Tak. Tu jest mój dom, moje miasto... Którego jestem przywódczynią. Podobnie jak moja siostrzyczka, która jest przywódczynią Sirinoir.
- Czego?
- Ja nie mogę... Czy ty nie znasz nazwy miasta ojczystego? Bo chyba stamtąd jesteś, prawda?
- Ja nie jestem stąd - obruszył się Doknes. Wirginia spojrzała na niego zaciekawiona. - Jestem z Ziemi. Czy jak wy to tam nazywacie...
- Z Ziemi? - zapytała dziewczyna, i zaczęła się śmiać. - Dawno mnie tam nie było... Ze sto lat! Albo i dwieście... Czyli jesteś człowiekiem? Nie dziwne, że tu utknąłeś! - przerwała wypowiedź, chichocząc, ale po chwili dodała z powagą - Stąd do Sirinoir jest dość daleko, więc przenocuję cię u mnie. Rano oboje wymyślimy, co z tobą zrobić. Dobrze?
- Dzięki - westchnął Doknes. - O ile nie będzie ci to robiło problemu...
- Jasne, że nie, ale chodź już. To dosyć niebezpieczna okolica.
Wirginia ruszyła drogą w przeciwną stronę, a Hubert ruszył za nią. Wcześniej zostawił Elytrę pod drzewem, gdyż uznał, że i tak nie przyda mu się ona. Miał już i tak za dużo złych wspomnień jak na jeden dzień.
Szczerze powiedziawszy, chłopak nie wyobrażał sobie siostry Larisy w taki sposób. W sumie, nigdy nie pomyślał, że ma ona jakieś rodzeństwo. Czy mógł przypuszczać, że będą one podobne? Czy też oczekiwał, że różnica pomiędzy nimi będzie naprawdę duża? Ze sposobu, w jakim Wirginia mówiła o Larisie, wywnioskował, że nie lubi ona swojej siostry - nie wiedział jednak, czy ze wzajemnością.
W końcu dotarli do niedużego domku pomiędzy drzewami. Był on zbudowany z kamienia i ciemnego drewna i idealnie wpasowywał się w leśny klimat. Dziewczyna podeszła do niego i otworzyła drzwi. Oboje weszli do środka.
W środku był tylko jeden pokój ze stołem i piecem. Brakowało łóżka, skrzynek czy czegokolwiek innego. Doknes rozejrzał się zaskoczony.
- To tutaj? - zapytał niepewnie.
- To jedno z możliwych wejść - odparła. Podeszła do ściany naprzeciwko drzwi, uniosła siekierę i wbiła ją w ścianę. Dwa drewniane bloki zniknęły, odsłaniając schodzący w dół tunel z drabinką. - Chodź, to nie jest głęboko.
Wirginia podeszła do wejścia i zaczęła schodzić w dół. Doknes, choć pełen obaw, ruszył po drabinie za nią. Robiło się coraz ciemniej, a tunel schodził coraz głębiej. W pewnym momencie ten gwałtownie się skończył i oboje znaleźli się w wąskim, kamiennym korytarzu.
- Jesteś? - zapytała dziewczyna.
- Jestem, spokojnie - odpowiedział chłopak. Ruszył za nią wzdłuż korytarza, aż w końcu zakończył się on drewnianymi drzwiami, które same się otwarły. Hubert wyszedł na zewnątrz za Wirginią i oniemiał.
Znalazł się w olbrzymiej, wysokiej jaskini, zagospodarowanej jako miasto. Przypominało ono nieco Sirinoir - nie było tu dwóch takich samych domów, a na ulicach było mnóstwo ludzi. Po prawej stronie zaczynały się wielkie pola pszenicy, marchwi i innych roślin.
- No - powiedziała ze śmiechem Wirginia - Widzę, że to miejsce ci się spodoba. Witaj w Norasiri.Mówiłam że dziś robię poprawianie, więc jak kogoś to interesuje to proszę bardzo :v myślę, że dzisiaj ogarnę w sumie nawet 5 rozdziałów, ale zobaczymy. Dzięki za wszystko, narka i cześć.
Hej moje frędzelki! Dzisiaj, o ile dam radę, puszczę dwa rozdziały, ale jeszcze nie wiem, jak to będzie ;) pamiętacie, jak jakiś czas temu Larisa wspominała, że ma siostrę? Tak, jest to właśnie Wirginia :D możecie też strzelać w komentarzach, czy ma jakąś moc, a jak tak, to jaką, i czy ma jakieś Akuri. Kto wie, może za jakiś czas zostanie ono ujawnione... Dzięki za wszystkie miłe komentarze, gwiazdki i wyświetlenia! No, to marka i do następnego! :)
CZYTASZ
[TOM 1] TeamPrzyjaźń i inni- Minecraft. Legenda Braci Przeznaczenia [Poprawiane]
FanfictionDoknes, MWK, Dealer, Roxu, Hunter, Mardey - zwyczajni Youtuberzy, którzy żyją jak inni ludzie. Na skutek nieprzewidzianych spraw dostają się do środka ulubionej gry - Minecrafta. Kim są ich sojusznicy i przeciwnicy? Z kim będą walczyć? I najważniejs...