Korytarze były dziwnie puste, co było nieco niepokojące. Doknes nie zważał na to, lecz biegł przed siebie i starał się znaleźć Larisę. Chcieli ją zabić... Chłopak nie dopuszczał do siebie tej myśli. "Nie mogę stracić przyjaciółki. Znam ją od niedawna, ale ona i to miejsce totalnie zmieniły moje życie... - myślał. - Mam jeszcze szansę, muszę ją wykorzystać".
Chłopak nie wiedział, gdzie prowadzi go droga. Czuł lęk, myśląc, że w każdej chwili mógł wpaść na jakiegoś strażnika.
- Jeżeli mnie złapią, Larisa niechybnie zginie - powtarzał sobie. - Muszę ją...
W tym momencie Hubert zauważył, że korytarz kończy się i wychodzi na zewnątrz. Upewnił się, że nie ma tam żadnych wartowników, a następnie wybiegł rozejrzeć się.
Korytarz zmienił się w obchodzący nieduży, okrągły dziedziniec balkon. Był otoczony ciemnym płotem, zapewne zabezpieczającym przed tym, żeby z niego nie wypaść. Podwórze znajdowało się kilka metrów niżej i wyglądało dość dziwnie. Na środku stał drewniany blok, ubrudzony czymś czerwonym. Obok niego, do połowy zakopany w ziemi, znajdował się metalowy kocioł. Chłopak zauważył, że pod balkonem znajdowało się mnóstwo potworów-strażników. Wydawało się, że na coś czekają.
- To... Tutaj? - zapytał Doknes samego siebie. - Chcą ją zabić? Nie pozwolę im na to...
W tym momencie drzwi prowadzące na dziedziniec otworzyły się i że środka wyłoniły dwa Endermany. Pomiędzy nimi, jak gdyby nigdy nic, szkła Larisa.
Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że idzie na pewną śmierć, miała uniesioną głowę i suche oczy. W pewnym momencie zauważyła ona Huberta na balkonie. Uśmiechnęła się do niego lekko. Widać było, że czekała na niego, ale nie zareagowała. Zupełnie, jakby było jej obojętne, czy przyjaciel jej pomoże
Doknes powoli wspiął się na płot. Endermany doprowadziły jego przyjaciółkę do bloku. Dziewczyna spuściła głowę. Jeden z nich wyciągnął błyszczący, diamentowy miecz. Wydawał się być zupełnie nowy, jednak połowa ostrza była ubrudzona czymś czerwonym. Dopiero wtedy Doknes pojął, że jest to, tak, jak na dziwnym bloku, krew.
Enderman uniósł broń. Hubert zacisnął dłonie w pięści zamknął oczy i zeskoczył na dziedziniec.
- Nie! - krzyknął. Wszyscy strażnicy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Odsuń się - parsknął jeden z Endermanów. Chłopak chciał go tylko odepchnąć, jednak uderzył go pięścią w czarną, kwadratową twarz. Drugi, ten z mieczem, gwałtownie zniknął. Pierwszy poszedł w jego ślady i również rozpłynął się w powietrzu.
- Nie zbliżajcie się! - warknął chłopak, widząc, że wielu strażników przeskoczyło przez płot i ruszyło w jego stronę. Hubert wyciągnął ręce, a tam, gdzie wskazał, ziemia skuła się lodem i wystrzeliły z niej olbrzymie, twarde sople, zagradzające drogę. Doknes poszedł do Larisy.
- Wszystko dobrze? - zapytał. Dziewczyna pokiwała głową.
- Jak udało ci się uciec? - spytała.
- Kiedy dowiedziałem się, że oni chcą cię zabić... To był po prostu impuls. No, i mam swoją lodową moc.
- To świetnie - Larisa uśmiechnęła się. Spojrzała w stronę zamarzniętego muru. - Powinniśmy jednak stąd spadać. Te sople długo nie wytrzymają. Jakieś pomysły?
- Chyba tak - odparł Hubert. Wyciągnął dłoń, a z ziemi wystrzelił wielki, szeroki, lodowy słup. Wiele razy wykręcał się on w powietrzu, aż w końcu dochodził do balkonu nad dziedzińcem.
- Co ty na to? - chłopak wskazał na olbrzymi sopel. Larisa uśmiechnęła się.
- Miodzio - powiedziała - Dobra, spadajmy. Potem poszukamy reszty.
Dziewczyna wskoczyła na nierówny słup, a Doknes zaraz za nią. Sopel miał parę punktów, na które należało wejść, by dostać się na górę. Już po paru chwilach oboje byli już prawie na szczycie.
- Jakieś pomysły, gdzie biegniemy? Od razu kogoś uwalniamy, czy...
- Chyba wiem, co powinniśmy zrobić - powiedziała Larisa. - Tylko najpierw... Doknes, uważaj!
Hubert nie zauważył, że wśród strażników było mnóstwo Szkieletów. Wiele z nich zaczęło do nich strzelać, aż w końcu jeden z nich trafił chłopaka w ramię. Stało się to tak nagle, że Doknes poślizgnął się na lodzie i upadł na dół.
- Hubert! - zawołała dziewczyna. Zeskoczyła z sopla i pomogła Doknesowi wstać. W tym momencie lodowy mur pękł i strażnicy ruszyli w ich stronę. Chłopak chciał ochronić przyjaciółkę, jednak potworów było zbyt wiele. Były coraz bliżej, kiedy z ziemi gwałtownie wystrzeliły grube, zielone pnącza, zasłaniające wszystkich żołnierzy.
- Uciekajcie - usłyszeli oboje za swoimi plecami. Odwrócili się. W otwartych drzwiach stał sporych wielkości, czarno-zielony tygrys. Zbliżył się on do przyjaciół. - Byle szybko. Ten mur nie wytrzyma zbyt długo.
- Chodź - powiedziała Larisa. Pobiegła w stronę drzwi. Doknes ruszył za nią, jednak zatrzymał się i powiedział:
- Dzięki... Kimkolwiek lub czymkolwiek jesteś.
- Drobiazg - tygrys ziewnął, ukazując długie, ostre kły. - Tylko mogę cię o coś prosić?
- Jasne.
- Nie pozwól, żeby Herobrine zniszczył to miejsce.
- To moje przeznaczenie.
Bestia nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się. Chłopak spojrzał na czekającą na niego Larisę i podbiegł do niej. Ostatni raz spojrzał na tygrysa, aż w końcu oboje zniknęli w głębi zamku.Już mnie i tak kurwa wszystko boli i nie mam ochoty, ale niech będzie, jeszcze jeden xD nie będę przedłużać. Dzięki za wszystko, narka i cześć.
Heeeeej! Dzisiaj wrzucam rozdział, bo ostatnio nie było :P i raczej na pewno wrzucę coś podczas przerwy świątecznej ;) jeżeli rozdział się podobał, napiszcie to w komentarzach... I możecie dociekać, co ty był za tygrys :D no, to dzięki, nara i Wesołych Wsiąt! :D
CZYTASZ
[TOM 1] TeamPrzyjaźń i inni- Minecraft. Legenda Braci Przeznaczenia [Poprawiane]
FanfictionDoknes, MWK, Dealer, Roxu, Hunter, Mardey - zwyczajni Youtuberzy, którzy żyją jak inni ludzie. Na skutek nieprzewidzianych spraw dostają się do środka ulubionej gry - Minecrafta. Kim są ich sojusznicy i przeciwnicy? Z kim będą walczyć? I najważniejs...