Cały dzisiejszy dzień nie odezwała się do mnie ani słowem. Nic, kompletnie, nawet „cześć". Milczała całą drogę.
Jesteśmy w trasie drugi dzień, a ja już wszystko zepsułem. Czy ja się do czegoś nadaję w ogóle ?Chyba nie do opieki nad dziećmi.
Dorzuciłem drewna do ogniska.
Była ciemna noc kiedy udało mi się znaleźć jakieś schronienie. Była to niewielka jaskinia. I na całe szczęście, bo zaczęło padać.
Pierwsze co zrobiłem to rozpaliłem ognisko, a należało się spieszyć przez deszcz,zaraz potem rozłożyłem śpiwory żeby nam było miękko w tyłeczki.
Megan szybko się usadowiła na swoim miejscu i nim zdążyłem zaproponować jej coś do jedzenia, w ogóle się odezwać, zasnęła.
Westchnąłem przeciągle i zacząłem grzebać patykiem w ognisku.
Wstałem z miejsca. Nie mam siły siedzieć.
Podszedłem do wyjścia z jaskini i wpatrywałem się we wszechogarniający mrok.
Mam mętlik w głowie. Kotłuje się tam tak strasznie dużo myśli. Przede wszystkim mam pewne obawy co do naszej podróży. Nie przedstawia mi się w wesoły barwach, wręcz przeciwnie. Obawiam się że nie dojdzie. Ona, nie ja. Po za tym cała ta sprawa z Avengers wydaje się lekko naciągana. Nie wierzę w ich istnienie.Jak dla mnie to tylko piękna legenda żeby pocieszyć płaczące i załamane dzieci. Po za tym ciągle widzę ją przed oczami. Sarę. Jak leży we krwi. Jak próbuje się bronić, jak krzyczy, a mnie nie ma w pobliżu, by jej pomóc, by w ogóle usłyszeć jej krzyk. Chyba mam wyrzuty sumienia...
Zamknąłem oczy i przetarłem je obiema rękami, próbując ogarnąć myśli, ale zamiast tego wyobraźnia przywołała obrazy jednej z nocy w bunkrze:
- Aj ! Megan uważaj , bo zaraz mi nadepniesz na stopę ! Patrz: raz, dwa, trzy i w bok, raz, dwa, trzy i w bok ... a teraz obrót – Sara pokazywała siostrze jak się tańczy
- Dobrze ?
- Rewelacja !
- HAHAHAH JEJ !!!! - śmiała się Megan.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu,zarówno teraz jak i wtedy. Patrzyłem jak obie sprawnie poruszają nogami i podskakują. Nie grała muzyka, za to Sara śpiewała pod nosem piosenkę. Swoją drogą, śpiewała bardzo ładnie. Nie żebym był znawcą muzyki czy coś, ale był taki okres w moim życiu, że muzyka stała na pierwszym miejscu i to nie byle jaka. Chodziło się do opery, operetki czy na inne występy zarówno kabaretowe jak i klasyczne, głównie z dziewczynami, to fakt, ale liczy się. Ale zaraz...czyja to była piosenka?Ta co śpiewała Sara? Jak on się nazywał? Ed...Ed jakiś tam. Już nie wiem.
- Hopsa Sa ! - wykrzyknęła starsza i podniosła siostrę do góry – spać młoda damo !
- Już ? - zapytała smutno
- Tak – podniosła małą jeszcze wyżej i ułożyła w łóżku – Dobranocki
- Dobranocki.
Usiadła naprzeciwko mnie i z uśmiechem na ustach przyglądała się mojej twarzy w milczeniu.Musiało być cicho, Megan musiała zasnąć. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, ja nieruchomo, a Sara co chwila robiła głupie miny. Czym mnie rozśmieszała, ale na pewno nie dałem tego po sobie poznać .
- Okej , pewnie już śpi – powiedziała przełamując ciszę i od razu zerwała się z miejsca - So honey now Take me into your loving arms Kiss me under the light of a thousand stars Place your head on my beating heart I'm thinking out loud And maybe we found love right where we are ... - śpiewała cicho tańcząc z miotłą – Co Bucky, może też ze mną zatańczysz ? Thinking out loud ...
- Nie umiem.
- Eee tam , nauczę cię – wyciągnęła do mnie rękę
- Nie , ale ty tańcz. Chętnie popatrzę – powiedziałem lekko się uśmiechając
- Oj..ty . Nie dla ciebie tańczę – wystawiła mi język
Wzruszyłem ramionami.
- Ale lubię się patrzeć, bo poruszasz się zgrabnie jak kotek – wtedy żałowałem tych słów, bo bałem się że źle mnie zrozumie, ale teraz cieszę się że wiedziała co o niej myślę.
Uśmiechnęła się szeroko pokazując zęby.
- Miau...
Nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk,który wyrwał mnie ze wspomnień.
Megan.
Odwróciłem głowę i jednym susem znalazłem się obok dziewczynki. Krzyczała wniebogłosy, a jej oczy były ciągle zamknięte.
- Megan – wyszeptałem i chwyciłem za oba ramiona delikatnie nimi potrząsając – Już...obudź się.
Dziewczynka otworzyła szeroko oczy i zachłannie zaczerpnęła powietrza. Na jej policzkach pojawiły się łzy wielkości grochów .
- No już, nie płacz – otarłem, albo raczej próbowałem otrzeć jej policzki, ale była to syzyfowa praca – co się stało?
- Miałam zły sen – wyszeptała – Psytul ... - posadziłem ją sobie na kolanach i mocno objąłem
- Co ci się śniło?
- Coś złego .
- Ale co ? - zapytałem
- Mama, tata i Sara – nic więcej nie musiała dodawać, widziała śmierć ich wszystkich, jej sny nie mogły być dobre.
- Nie bój się, jakoś to będzie . Zaprowadzę cię na miejsce, a tam na pewno znajdziesz nową rodzinę – powiedziałem delikatnie głaszcząc jej włosy, i poczułem coś dziwnego, jakby ukłucie gdzieś w środku, że .... że ktoś inny będzie się nią opiekował i że będzie jej lepiej z kimś innym a nie ze mną. CO ?!
- Wiem... - wyszeptała cichutko, ale w tym krótkim „wiem" nie było pewności, ani wiary że to się spełni.
Wtuliła twarz w mój tors i próbowała mnie objąć, ale jej rączki były za krótkie.
- Chcesz się położyć spać?
Pokręciła przecząco głową.
Co ty robisz Buck? Nic, siedzę i pocieszam . To nazywasz pocieszaniem? em...no tak. To gratuluje. Z Zimowego stałeś się niańką dla dziecka. I co z tego, czy robię coś złego? Jedyną złą rzeczą jesteś tutaj ty. Przestań...Przecież odsunąłem się od tego wszystkiego, wyrzuciłem. I myślisz, że tak po prostu odejdę? Mylisz się. Byłem, jestem i będę, i nigdy nie odejdę, a ty zawsze będziesz mordercą. ZAMKNIJ SIĘ !
Zamilkło.
Spędziłem z nią na kolanach całą noc. Ja nie zmrużyłem oka, za to ona zasnęła w najlepsze.
CZYTASZ
Czekając na zbawienie || Bucky Barnes
FanfictionPostapokaliptyczna rzeczywistość. Bucky Barnes jeden z wielu, ocalałych w katastrofie planety, ludzi teraz ukrywa się w bunkrze walcząc o przeżycie. Pewnego dnia spotyka kogoś kto obraca jego życie o 180 stopni.