24.

530 37 12
                                    


Steve uchylił przede mną szklane drzwi i weszliśmy do środka.Stołówka. Wyglądała tak typowo. Ogromne pomieszczenie, stoły ciągnące się wężykiem, aby zająć jak największą powierzchnię, a jednocześnie, by każdy miał miejsce.

Leżące na stołach obrusy próbowały dawać uczucie domowej atmosfery, ale widok za oknem i fakt, że w miejscu tym przebywa wiele ludzi psuły efekt.

Stojące panie za przeszkloną ladą, jak w mięsnym, przekładały leżące na tackach jedzenie.

Steve kiwnął głową na blond piękność stojącą za przeszkloną ladą i uniósł do góry dwa palce tym samym dając do zrozumienia kobiecie, że tym razem dwie porcje jedzenia. Blondynka uśmiechnęła się i znikła za drzwiami prawdopodobnie do kuchni. Natomiast my dwaj zajęliśmy wolne miejsca naprzeciwko siebie. Rozglądałem się z zaciekawieniem po całym pomieszczeniu, analizując każdy zakamarek i kąt. Nie mogę ułożyć sobie w głowie faktu, że przebywa tutaj całkiem sporo ludzi. Jak oni to wszystko ogarniają?Dla mnie to graniczy niemożliwością. A jednak wszystko działa i wygląda na to że całkiem sprawnie.

Z rozmyślań wyrwała mnie kobieta podstawiając pod nos talerz zupy, która- o dziwo -wyglądała jak zupa, ba i nawet smakowała jak ona! Jezusiczku...czy to prawda, czy mi się tylko śni?Nareszcie normalne jedzenie!

- Pytaj – zagadnął nagle Steve wskazując na mnie łyżką

- Co? - spojrzałem na niego znad talerza parującej, ciepłej i pysznej zupy - O co mam niby pytać?

- Przecież widzę, że wszystko Cię ciekawi tutaj

- No tak - zgodziłem się – tylko sam nie wiem od czego zacząć...

Steve nie odpowiedział od razu, tylko wykonał ostatnie dwa zamaszyste ruchy kierując łyżkę wprost do ust i odstawił pusty talerz obok.

- Dziękuję – odpowiedział z uśmiechem – Zastanów się.

- Co się w ogóle stało, Steve?

- W sensie? - uniósł pytająco brwi

- Świat. Co się wydarzyło, że wszystko wygląda tak jak wygląda?

Steve nie odpowiedział od razu, podrapał się w głowę i zamyślił na chwilę, po czym rozpoczął monolog:

- Nie jestem wstanie dokładnie powiedzieć Ci co się wydarzyło. Patrząc na to z tego miejsca, mam wrażenie że świat pędził ku samozagładzie cały czas. A jednak wtedy wydawało mi się to takie nagłe i niespodziewane. Po prostu nastały susze, a co za tym idzie: kiepskie plony, a co za tym: mniej jedzenia i wiesz...ciągnie się błędne koło. Potem deszcze, ulewy, powodzie. Nastały jakieś dziwne choroby, brakowało podstawowych leków. Panika. Strach. Ludzie zaczęli walczyć między sobą. Wkroczyliśmy do akcji, ale nie na długo. Mieli do nas pretensje, jakby to wszystko było naszą winą. Ruszaliśmy na akcje do najbardziej potrzebujących. Potem zaczęło brakować paliwa, a tym samym nie było możliwości ruszania na pomoc. Stark coś kombinował. Szukał. Usprawniał. Wszystko po to żeby jakoś udawało nam się pomagać. Nie wiele to dawało. Za mało czasu, a zbyt wiele się od nas wymagało. I wymaga. W każdym razie jedna z akcji spowodowała, że musieliśmy usunąć się w cień. Stark rzucił hasło Georgia. I tak wylądowaliśmy tu.

Pokiwałem głową. Nie do uwierzenia to wszystko co się wydarzyło.

- Który mamy rok? - zapytałem

- 2020.

- Serio? Spałem tylko cztery  lata ? - spuściłem wzrok

- No...Tylko cztery. I to wszystko wydarzyło się niewiele po Twoim „odejściu" .

Czekając na zbawienie || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz