Powoli zaczęła mi wracać świadomość, a oprócz tego do moich uszu dochodziła rozmowa dwójki ludzi:
- Coś z nim jest nie tak – powiedział kobiecy głos
- Dlaczego? - głos należał do mężczyzny
- Za pierwszym razem podałam mu normalną dawkę, ale nie było rezultatów, więc za drugim razem ją zwiększyłam i nawet nie ziewnął. Podczas gdy ta mała wypiła półtorej kubka i padła nie zdążywszy dojść na górę – mówiła oburzona i poirytowana kobieta
Otwierałem powoli powieki nie chcąc by światło mnie poraziło,jednak nie okazało się to konieczne, gdyż w miejscu ,w którym się znajdowałem panował półmrok.
- A kto to się obudził ? - zwróciła się do mnie kobieta ze złowieszczym uśmiechem
Skąd do cholery znam jej twarz? I co ja tutaj robię do cholery?Dlaczego nie mogę się ruszyć?
Odwróciłem głowę do tyłu chcąc spojrzeć na moje ręce, które-ale nowość- były spętane. Co się dzieje?
Siedziałem kompletnie zdezorientowany nie mogąc zebrać myśli.Rozglądałem się przerażonym wzrokiem po pokoju, w którym się znajdowałem i próbując z całych sił ogarnąć kotłujące się w głowie obrazy. Zacisnąłem mocniej powieki, bo miałem wrażenie że mój mózg wali z całej siły o moją głowę próbując bezskutecznie wydostać się na zewnątrz.
Co tu się wyprawia do kurwy nędzy ?!
Nagle minione wspomnienie uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba.
Otworzyłem szeroko oczy poruszając przy tym ustami, które złożyły się w jedno imię: Megan.
Nagła świadomość niebezpieczeństwa małej otrzeźwiła mi umysł.Chciałem ruszyć, biec, ratować ją, ale skrępowane zarówno nogi jak i ręce uniemożliwiły mi jaki kolwiek ruch. Uczucie beznadziejności jest do dupy.
Nie mogąc niczego zrobić -na razie, jeszcze obmyślę jakiś plan-rzuciłem w stronę oprawców śmiercionośne spojrzenie.
- Oh...patrz jak się boimy – odrzekła na to Emma z udawanym przerażeniem malującym się na jej twarzy- Ty się lepiej bój. Najpierw zabijemy ciebie, a zaraz potem ją.
- Po co to wszystko ? Nie mogliście od razu zaatakować, tylko odstawiać jakieś szopki?
- A gdzie frajda ? - zapytała kobieta – Fajnie jak ofiara ucieka, ale jeszcze lepiej jak sama wejdzie w pułapkę niczego się nie domyślając.
- Nie ogarniam – odpowiedziałem co rusz zaciskając i rozluźniając pięści
- Pewnie, że nie. Widzisz wygrywa tylko najsilniejszy gatunek...
- Wy jecie swój gatunek – wszedłem jej w słowo, za co zostałem ostro spoliczkowany przez mężulka
- Wygrywa tylko najsilniejszy osobnik – poprawił
- Razem z mężem ułożyliśmy ten misterny plan z bardzo błahego, może, powodu: życia. Nie było to szczególnie trudne, gdyż obydwoje jesteśmy bardzo wykształconymi ludźmi. Ja jestem biologiem, a mąż chemikiem. Ten las jest dosłownie moim wytworem. Stworzyłam drzewa, udoskonaliłam je genetycznie, a potem zasadziłam. W niespełna rok czasu wyrosły, ale ich wielkość jest ograniczona, stąd wygląda on na ciągle młody. Natomiast mój mąż zabawia się w tworzenie związków usypiających bądź paraliżujących, chyba domyślasz się po co? - z każdym jej słowem robiło mi się niedobrze. Jak pomyślę ile ludzi mogło tutaj zginąć to...Fu...nie mogę...Ale muszę grać na czas im więcej pytań tym może szybciej uda mi się wyplątać ręce, a potem samo pójdzie.

CZYTASZ
Czekając na zbawienie || Bucky Barnes
FanficPostapokaliptyczna rzeczywistość. Bucky Barnes jeden z wielu, ocalałych w katastrofie planety, ludzi teraz ukrywa się w bunkrze walcząc o przeżycie. Pewnego dnia spotyka kogoś kto obraca jego życie o 180 stopni.