Idziemy już od pięciu dni. Megan zdecydowanie się polepszyło, za to mi pogorszyło. Nie mam siły,nie sypiam, a przechodzimy razem po kilkadziesiąt kilometrów. To znaczy ja przechodzę, bo w pewnym momencie dziewczynka jest zmęczona i muszę ją nieść.
Po ostatnim incydencie z małą ( jej koszmary) nie mogę w nocy spać, wszystkie moje zmysły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wytężają się do granic możliwości i słyszę nawet najmniejszy szelest. Doprowadza mnie to do szału i kompletnie nic nie mogę z tym zrobić, nawet nie wiem dlaczego tak się dzieje ? Czy to przez to że opiekuję się dziewczynką i czuję na sobie odpowiedzialność? Czy może to że Zimowy żołnierz całkowicie ze mnie nie wyszedł ? Czy może jeszcze jakiś inny powód którego nie znam ?
W każdym razie jestem okropnie zmęczony i ledwo powłóczę nogami. Megan jest kilka metrów przede mną.
Mam wrażenie że ziemia osuwa mi się spod nóg i czuję jak świat wokół wiruje. O nie, nie, nie...
Kilkakrotnie mrugam oczami próbując otrzeźwić umysł, ale nie wiele to skutkuje.
- Megan ! - krzyczę
Dziewczynka podbiega do mnie wesołym krokiem.
- Co jest Backusiu ?
- Posłuchaj : Muszę się położyć na chwilę spać... - przeciągle ziewam – posłuchaj jestem naprawdę bardzo...
- Wiem, wiem – uniosła rękę w geście „wszystko rozumiem, nie tłumacz się„
- Chodzi mi o to żebyś była tutaj blisko. Nigdzie nie odchodź dobrze ?
- Spokojnie, śpij – i uraczyła mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, które widziałem tylko jak była z siostrą .
Rozłożyłem swój śpiwór i szybko się do niego wpakowałem. W momencie przyłożenia głowy do ziemi poczułem jak moje powieki stają się ciężkie i opadają z hukiem żegnając mnie ze światłem, a witając z ciemnością. Ostatnimi siłami uniosłem je delikatnie żeby zobaczyć gdzie jest Megan i kiedy zobaczyłem jej uśmiechniętą buzię i machającą rękę w moim kierunku nie mogłem powstrzymać ciężko opadających powiek.
Spowiła mnie ciemność.
Zasnąłem, ciężkim snem.
Na początku nic, czarna dziura w moim umyśle, a po chwili eksplodowała niesamowicie jaskrawym pomarańczowym światłem „Co to jest ?" Słyszę głos w mojej głowie. Znajomy głos. „Nie wiem" odpowiadam. Mężczyzna stoi do mnie tyłem, więc nie mogę zobaczyć jego twarzy, ale jego postura jest mi znajoma. Podchodzę bliżej i nagle uświadamiam sobie że ten pomarańczowy błysk to ogień, który pali się teraz przed nami. Wiedzę jak pochłania nie zmierzony skrawek ziemi, aż po horyzont. „Co się dzieje?" pytam. „Koniec świata" słyszę odpowiedź i obracam twarz w kierunku mężczyzny, który nagle zmienia się w kobietę, którą doskonale znam. „Co ty robisz Bucky ?" pyta z wyrzutem. Jestem zbyt oszołomiony nagłą zmianą i faktem że nie mam pojęcia o czym mówi dziewczyna. „Bucky"powtarza „Słucham ?" „Miałeś jej bronić" „Kogo" pytam zdezorientowany „ Zapomniałeś ?! Patrz „ wyciąga wskazujący palec w kierunku ściany ognia. Mój wzrok wędruje we wskazanym kierunku i aż zapiera mi dech, gdy widzę tą osobę i słyszę jej przejmujący krzyk. Nie to nie może być prawda, nie, nie, nie...
- NIE ! - krzyknąłem i zerwałem się z miejsca ciężko dysząc.
Tylko mi się śniło, to tylko sen.
Westchnąłem i rozejrzałem się w poszukiwaniu dziewczynki.
Nie ma jej. Kurwa jego mać !
- Megan ! - wstałem żeby lepiej widzieć otaczającą mnie okolicę – MEGAN ! - postąpiłem kilka kroków do przodu żeby zobaczyć czy może gdzieś się nie schowała na przykład za jednym ze stojących jeszcze drzew.

CZYTASZ
Czekając na zbawienie || Bucky Barnes
FanficPostapokaliptyczna rzeczywistość. Bucky Barnes jeden z wielu, ocalałych w katastrofie planety, ludzi teraz ukrywa się w bunkrze walcząc o przeżycie. Pewnego dnia spotyka kogoś kto obraca jego życie o 180 stopni.