- Buck...ja nie miałem nic złego na myśli – mówił Steve kładąc mi dłoń na ramieniu podczas gdy całym moim ciałem wstrząsały kolejne porcje dreszczy. Chciało mi się płakać i krzyczeć – Bucky...uspokój się. Ona żyje. Jest cała.
Spojrzałem na niego z gniewem w oczach i jeśli wzrok mógłby zabijać on leżałby martwy.
- To czemu nie powiedziałeś od razu, do cholery ? - rzuciłem wściekły
- Nie chciałem cię martwić.
- Steve...ty... - nie dał mi dokończyć
- Za nim powiesz coś głupiego i będziesz tego potem żałował, pozwól że ci przedstawię jak wygląda sytuacja: Ta dziewczynka...
- Megan – wtrąciłem
- Megan ona jest cała, trochę poobijana bo spadła ze wzgórza. Ma duże niedobory witamin i pewnych substancji odżywczych i teraz śpi. Lekarze podali jej środek nasenny, jej ciało podłączone jest do aparatury, która dostarcza czego jej trzeba. Musi wszystko odespać i wrócić do zdrowia.
- Odepnij mnie, Steve ! - zażądałem i zacząłem wiercić się i kręcić w łóżku próbując przy tym podpinać od siebie to dziadostwo
- Nie mogę Bucky, ty też musisz wypocząć - powiedział, ale nie było w tym stanowczości
- Czy wyglądam na takiego?! Odpinaj to, nie gadaj tyle ! - żachnąłem się
Steve wydał z siebie przeciągłe westchnienie, ale wykonał moje polecenie i po chwili byłem wolny.
Uśmiechnąłem się w podzięce.
- Dobra, a teraz prowadź do pokoju Meg.
Pokiwał głową i wyszliśmy z pokoju.
Wyszliśmy na korytarz. Słabe światło oświetlało nam drogę.Spojrzałem w górę i spostrzegłem że nie ma tradycyjnych lamp iżarówek. Okazało się że przez całą długość sufitu biegnądwie równoległe do siebie, grubsze linie, które oświetlały drogę.
- Steve? – odwrócił się w moją stronę pytającym spojrzeniem – Co to jest? Te długie żarówki?
- Nie wiem Buck, nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć. Pytaj Starka on jest prowodyrem takich unowocześnień.
Ah...No tak, Stark. To wiele tłumaczy.
Po obu stornach ścian korytarza, równolegle znajdowały się drzwi z numerami pomieszczeń. Steve mówił, że jesteśmy w szpitalu.Całkiem duży ten szpital.
- Trzysta dziesięć...trzysta jedenaście...trzysta dwanaście...To tu – powiedział mój przyjaciel i otworzył drzwi.
Wszedłem cicho do pomieszczenia, w którym leżała Megan. Prawie na palcach stawiałem każdy krok, a kiedy stanąłem przy łóżku nie śmiałem nawet oddychać. „Musi odpocząć" tak powiedział Steve i niestety miał rację. Dopiero teraz zauważyłem jak wychudzoną ma twarzyczkę, jakie chude rączki i jak nie zdrowy kolor skóry.
Nikt z nas nie mówił. Jedyny odgłos jaki dało się słyszeć to tykanie aparatury i równomierny oddech dziewczynki.
Mimowolnie sięgnąłem ręką do jej jasnych włosów i pogłaskałem,potem po policzku.
- To ja powinienem tu leżeć – wyszeptałem
- Przecież leżałeś... - odpowiedział Kapitan
- Nie żartuj Steve. Ile leżałem jeden dzień, kilka godzin? - spojrzałem mu w oczy
- Kilka godzin...- odpowiedział
- Właśnie o tym mówię! - powiedziałem głośniej i zaraz spojrzałem w stronę małej, czy jej czasem nie obudziłem, ale nic się nie stało, więc ciągnąłem dalej ściszonym głosem – Jesteśmy tacy super, tacy zajebiści. Nie wywracaj oczami, taka prawda. Nam nic nie jest. A reszta, a inni, a zwyczajni ludzie? Ja się mam dobrze, trochę poobijany, trochę poszarpany, raz, dwa, trzy, położę się, odpocznę i znów gotowy do akcji. Tak jak ty. A ona mogła umrzeć. I inni też mogą, bo ich regeneracja trwa dłużej niż nasza. A wiesz co jest najlepsze w tym wszystkim? Że to ona uratowała mnie. Ona ta mała bezbronna dziewczynka – wpatrywałem się w nią nie mogąc ukryć narastającego podziwu dla niej. Znalazła w sobie tyle siły i odwagi, żeby ruszyć do przodu i jeszcze mi pomóc.
- Widocznie wcale nie jesteśmy tacy zajebiści – odpowiedział i aż mnie zatkało jakiego słowa użył
- Widocznie... - ostatni raz spojrzałem na małą, pochyliłem się by pocałować ją w czubek głowy szepcząc jeszcze na do widzenia, że wszystko będzie dobrze.
Odwróciłem się w stronę wyjścia rzucając Steve'owi spojrzenie i posyłając słaby uśmiech. Wyszliśmy.
- Oprowadzić cię po kompleksie ? - zagadał Steve kiedy wracaliśmy do mojej sali
- Już nie muszę leżeć w łóżku szpitalnym i odpoczywać ?
- Skoro i tak jesteś na nogach. Sam powiedziałeś, że czujesz się dobrze.
- Co racja to racja. A więc prowadź, stary druhu – zaśmialiśmy się obaj
- To może na sam początek kuchnia i stołówka, bo nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny – odpowiedział posyłając mi uśmiech
- Czyli nic nowego. Prowadź, chętnie coś przekąszę.
Mam wrażenie, że nic tak jak piosenka z Toy Story nie oddaje przyjaźni tych dwóch w moim opowiadaniu ;)
CZYTASZ
Czekając na zbawienie || Bucky Barnes
FanfictionPostapokaliptyczna rzeczywistość. Bucky Barnes jeden z wielu, ocalałych w katastrofie planety, ludzi teraz ukrywa się w bunkrze walcząc o przeżycie. Pewnego dnia spotyka kogoś kto obraca jego życie o 180 stopni.