13.

617 56 6
                                    


Zatrzymałem się na środku drogi rozglądając dookoła. Byliśmy w mieście, albo przynajmniej jego szczątkach, ale to na pewno jest miasto. Wskazują na to chodniki po obu stronach drogi, resztki domów wzdłuż ulicy, połamane latarnie. Wszędzie leżą śmieci, pudełka, puszki, plastikowe butelki, czy jeszcze inne śmiecie oraz poszarpane ubrania albo szmaty, chyba na jedno wychodzi.

Podniosłem lekko głowę do góry i przyglądałem się stojącym resztkom domów.

Musiałem znaleźć nam jakieś lokum,ponieważ zielonooka zasnęła mi na rękach, a należało położyć ją chociaż trochę przyzwoicie spać. Jednak wszystko czemu się przyglądałem było nie do zamieszkania, nawet na jedną noc. To że brakuje dachu to naprawdę pół biedy, ale jeśli brakuje ściany albo kilku ścian. Wszedłem do jednego z takich domów. Pomyślałem:wow ! Wygląda całkiem obiecująco, nawet w jednym oknie jest szyba( cóż za luksus) ! Tak...dopóki nie przekroczyłem progu i nie okazało się że istnieje tylko jedna ściana, właśnie ta zewnętrzna. Reszta, no cóż, nie istniała.

Więc rozglądam się i poszukuję,mając w pamięci że pozory mylą.

Z każdym krokiem oddalam się od miasta, nawet nie mogę sprawdzić, czy kierujemy się we właściwym kierunku. Wszystko mam pod kontrolą dzięki mapie, którą„odziedziczyłem" po Sarze oraz kompasowi, który udało mi się zwinąć jednemu trupowi. Niech mu ziemia lekką będzie.

No tak, ja tu o umarlakach, a miejsca do spania ani widu ani słychu.

- Jeżeli będę musiał znowu spać na ziemi to chyba wolę strzelić sobie w... - urwałem wypowiedź, która była skierowana do mojej osoby ( gadam do siebie, no pięknie). Po mojej prawej stał dom z drzwiami i ze ścianami z każdej strony i nawet miał dach, z dziurą co prawda, ale miał. Nie zastanawiałem się długo i ruszyłem w jego kierunku.

Powoli wyciągnąłem rękę, którą przytrzymywałem dziewczynkę i chwyciłem za klamkę. Drzwi nie uchyliły się od razu, a to dobry znak, że nikogo tam nie było.Naparłem mocniej i pchnąłem drzwi do środka. Do moich nozdrzy dostał się mało przyjemny zapach zgnilizny i wilgoci.

Rozejrzałem się dookoła. Pierwsze pomieszczenie do którego wszedłem to był ganek. Wystarczyło postąpić dwa kroki, aby przejść przez łukowato zakończone drzwi i dostać się na korytarz. Po lewej ścianie wznosiły się schody na górę, a dalej w głąb korytarza musiały znajdować się inne pomieszczenia. Zarówno po mojej prawej jak i lewej znajdowały się zamknięte drzwi. Podszedłem do tych bliżej i delikatnie je uchyliłem. Kuchnia. Szybko przeleciałem ją wzrokiem i zamknąłem drzwi z powrotem. Odwróciłem się, postąpiłem kilka kroków i stanąłem naprzeciwko kolejnych drzwi. Chciałem uchylić je tak samo jak pierwsze, ale zamiast tego drzwi upadły na ziemię z głośnym hukiem. Zamarłem, czekając aż huk obudzi Megan, ale nic takiego się nie stało.

Wszedłem po drzwiach do środka i ucieszyłem się na widok stojącej kanapy.

Delikatnie ułożyłem na niej dziewczynkę, a potem wyciągnąłem z plecaka śpiwór, aby ją przykryć.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

W pokoju panował półmrok. Z zabrudzonego okna dostawał się do środka blask księżyca.Na oknach były firanki, co prawda poszarpane i częściowo naderwane, ale dodawały uroku pomieszczeniu. Obok kanapy po obu stronach stały dwa fotele. Naprzeciwko stał kominek nad nim lustro.Na ścianie po stronie drzwi stała olbrzymia półka na książki,niestety pusta.

Cały pokój zrobiony był w starodawnym stylu. Wszystko było by piękne, gdyby nie ta olbrzymia warstwa kurzu. Nie widziałem nawet mojego odbicia w lustrze, chyba że podejdę bliżej.

TRZASK !

Podniosłem nogę do góry i mimowolnie mój wzrok skierował się w dół. Podniosłem z ziemi to co nadepnąłem i okazało się że jest to ramka ze zdjęciem. Szybka pękła, ale zdjęcie nie wyleciało ze środka. Przedstawiało ono dwójkę młodych ludzi, mężczyzna i kobieta, obejmujących się.Wyglądali na szczęśliwych. Ciekawe czy tu był ich dom ?

Położyłem zdjęcie na półce nad kominkiem i zerknąłem w dół. Przed kominkiem leżały jeszcze trzy ramki. Na jednym był mały chłopiec, których szeroko uśmiechał się do aparatu, a na drugim ta sama dwójka młody chtylko przytulali chłopca do siebie. Na trzecim natomiast kobieta z małym dzieckiem na rękach.

Odłożyłem zdjęcia na ich pierwotne miejsce.

-eh... - westchnąłem. Właśnie zdałem sobie sprawę ile straciłem przez te wszystkie lata. Niby żyłem dłużej od innych, a jednak nie żyłem wcale. Bo co to za życie ?

Zazdroszczę, zazdroszczę takim ludziom. Może nie powinienem, bo zapewne to nic nie zmieni, ale nie umiem pozbyć się tego uczucia. Nawet jeśli zginęli, to przez cały ten „dobry" czas mieli dla kogo i po co żyć. Ktoś powie, ale co to za życie pełne trosk i niepewności? A ja powiem że świetne, bo wiesz że żyjesz, bo czujesz, bo masz wspomnienia. Nikt nie robi ci prania mózgu i nie mówi: „Idź zabij !" A potem się okazuje że zamordowałeś kogoś kogo kochałeś, ale o tym zapomniałeś, bo masz sieczkę w głowie...Ehh... Ale się zrobiłem sentymentalny.

Spojrzałem w kierunku spoczywającej dziewczynki. I uśmiechnąłem się sam do siebie, bo to malutkie dziewczynisko wgramoliło mi się do głowy i nie chce wyjść.

Podszedłem do łóżka i kucnąłem przed nim przyglądając się spokojnej twarzy dziewczynki. Spała.Jej buzia była łagodna, nie pozostało na niej nic, co mogłoby mówić o wczorajszym wypadku.

Pogładziłem jej policzek i w mojej głowie zrodziła się myśl, że cieszę się, że ona idzie ze mną.Zaczyna wzbudzać we mnie uczucia, o które nie podejrzewałbym siebie nigdy w życiu. I mam przez to zamęt w głowie, bo z jednej strony przeraża i przerasta mnie to, a z drugiej intrygują mnie dotąd nieznane emocje.

Wstałem na równe nogi.

Skoro już tu jestem, to powinienem to wykorzystać, a nie filozofować, do cholery.

Bardzo mnie interesuje ten dom, a szczególnie kuchnia. Mam nadzieję, że coś zostało, bo głodny Bucky nie należy do najszczęśliwszych ludzi.


Czekając na zbawienie || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz