Rozdział 13

692 49 29
                                    

Był nieprzytomny. Siedziałam przed salą, niecierpliwie czekając, aż lekarz go zbada i powie, co mu jest. Rozpłakałam się. Nie powstrzymywałam już łez, miałam to gdzieś. Chciałam tylko, aby Andy przeżył. Chłopaki ciągle mnie pocieszali i przytulali, ale to nie pomagało. Chcę być przy moim Diabełku...

Po pół godzinie w końcu wyszedł doktor.
    ⁃    Kim państwo są?- zwrócił się do nas lekarz.
    ⁃    Przyjaciółmi.- odparł Ash.- Narzeczoną...- dodałam. Popatrzyli na mnie zdziwieni, ale nie skomentowali tego, tylko lekko się uśmiechnęli.
    ⁃    W takim razie mogę pani powiedzieć, jaki jest stan pani narzeczonego.- odeszliśmy kilka kroków od reszty.- Na szczęście, nic mu nie jest, ma tylko lekkie stłuczenia, lecz dostał dość silnie w głowę, dlatego jest nieprzytomny.
    ⁃    Ale... Wszystko będzie w porządku?- zapytałam z nadzieją.
    ⁃    Tak, oczywiście! Powinien się dzisiaj wybudzić, ale zostawimy go do jutra na obserwacje i badania.
    ⁃    Dobrze... Dziękuję.
    ⁃    Nie ma za co.- powiedział i poszedł w swoją stronę, a ja do tych czterech... panów. Powiedziałam im wszystko.
Po 2 godzinach, stwierdzili, że powinniśmy już jechać, bo i tak nic nie zrobimy. Nie chciałam jechać. Chciałam być przy nim, gdy się wybudzi. Wyprosiłam ich o jeszcze jedną godzinę.

Jestem wróżką.
Dokładnie 10 minut przed czasem, kiedy miała mijać godzina, obudził się Andy. Pozwolili mi do niego wejść. Reszcie niezbyt chcieli, ale ostatecznie ulegli. Rzuciliśmy na drzwi, a ja od razu podbiegłam przytulić Andy'ego, który siedział. Dlaczego on siedział...?
    ⁃    Dlaczego nie leżysz?- zapytałam.
    ⁃    Nie chcę mi się leżeć.- odpowiedział.
    ⁃    Co z tego? Andy musisz odpoczywać!
    ⁃    Ale ja nie chcę.- oczywiście... Jest tak samo uparty jak ja. Już teraz widzę, co on się ze mną ma.- poza tym, odpocznę w domu.

Zostałam z nim do 1 w nocy, aż chłopaki stwierdzili, że sama powinnam odpocząć. Andy ich poparł.
Zawieźli mnie do domu i opowiedzieli o wszystkim Caspiemu, ponieważ ja od razu poszłam do pokoju i (jak zawsze, kiedy było mi źle) zaczęłam bawić się z Femmie. Nie wiem, czemu to robiłam. Gdy byłam smutna, to mnie zawsze pocieszało.
W końcu kotka dostała kurwicy i uciekła ode mnie. Nawet kot mnie nie kocha... W takiej sytuacji postanowiłam posłuchać jego pięknego głosu i powspominać. Tak, wiem że on żyje, ale naszła mnie taka ochota.
Weszłam w filmy na moim telefonie i zaczęłam oglądać wszystkie, w których on występował. Na jednych się śmiałam, na jednych płakałam. "No nienormalna...", powiedziałby ktoś z boku. W 100% się z nim zgodzę.

**********

7:30
Obudziłam się i w pośpiechu ubrałam i umyłam. Nawet się nie malowałam. A zawsze się maluję... Dziś nie miałam na to czasu. Dzwoniłam do Ashley'a kilkukrotnie, ale nie odbierał. Natomiast ja,- jako osoba uparta- nie dawałam za wygraną. Dzwoniłam, aż odebrał. W końcu...
    ⁃    Ash! Jedziemy po Andy'ego! Przyjeżdżaj szybko, bo jestem gotowa!
    ⁃    Dziewczyno... Nie ma 8:00...- wybełkotał. Wnioskuję, że spał.
    ⁃    Mam to gdzieś, jedziemy!
- An...
- Nie! Jedź już!
    ⁃    Dobra... Jadę.
    ⁃    Tylko szybko tam!- krzyknęłam. W odpowiedzi usłyszałam, jak chłopak mówił do samego siebie "podziwiam cię, Andy...". Chyba się obrażę.

Przyjechał Purdy i od razu pobiegłam do samochodu.
O godzinie 8:00, byłam z Ashem po Biersacka. Wyszliśmy ze szpitala, odbierając wyniki i jadąc do niego.

Cały dzień spędziliśmy na sofie, oglądając Nickelodeon i obżerając się żelkami, ponieważ wokalista musiał odpoczywać.

Podczas gdy była jakaś głupia bajka, postanowiłam pokazać mu filmiki, które wczoraj oglądałam.
Był filmik, kiedy Andy z CC'm wyznawali sobie miłość na imprezie u Ash'a z okazji wydania kolejnej płyty. Uśmieliśmy się.

I'll never let you down. | Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz