1

4.9K 187 10
                                    

"Koła rodzinnego nie
tworzy się cyrklem"
Stanisław Jerzy Lec


Obudził mnie mnie ruch przy mojej głowie. Spojrzałam leniwie co śmiało mi przerwać jeden z moich licznych kolorowych snów, lecz był to pierwszy poważny błąd tego poranka, ponieważ zaraz kiedy uniosłam głowę, miałam w ustach liczne małe piórka z poduszki, którą oberwałam w twarz. Wystraszyłam się nie na żarty, ale dopiero to co zobaczyłam po chwili było chyba gorsze niż chwilowy strach przed miękką poduszką. Cały mój niewielki pokój wypełniony był białym pierzem. Jedna część piór była już na podłodze, czy na meblach, a inna jeszcze latała w powietrzu kreśląc swoją krótką drogę do dołu. Zastanawiałam się ile moich, jakże wygodnych i ładnych poduch zostało zniszczonych...
Kiedy doszłam do siebie po pierwszym szoku, wzięłam do ręki budzik, który wskazywał godzinę dziewiąta. Odłożyłam obiekt, który jeszcze przed kilkoma laty budził mnie o godzinie szóstej, żeby mało dyskretnie poinformować mnie o zbliżającej się udręce, zwanej szkołą.
Drugą rzeczą, która zrobiłam leżąc jeszcze w łóżku i kończąc wyciągać pióra z ust, było poszukiwanie sprawcy całego tego zamieszania, albo nawet trzech sprawców... Byłam pewna, że to trzy gady nie mogąc wytrzymać wszechobecnego spokoju, postanowiły przemienić go w chaos, równie dobrze rujnując mi całą sypialnie. Uniosłam rękę do góry i pstryknełam palcami, co było znakiem dla moich trzech smoków.

W świecie trochę się pozmieniało, nie tylko super bohaterowie się ukazali, są też smoki, które w przeciwieństwie do ludzi postanowiły żyć w cieniu tych wszystkich okrucieństw, które wyrządziliśmy im na przełomie wieków, nie świadom faktu, że w ogóle takie stworzenia żyją. Obecnie na całym świecie jest ich dziesięć. Nigdy nie było ich dużo, ale... dziesięć?
Ludziom pierwsze smoki ukazały się 2 lata temu, mi dziewiętnaście. Byłam rocznym bobasem bawiącym się śniegiem, podczas gdy moja mama odsneżała samochód, ja coś zobaczyłam. Zobaczyłam pierwszego smoka w swoim życiu. Była pokryta, wspaniałymi, grubymi i lśniącymi łuskami, a dodatkową ozdobą jej wyglądu były niebieskie oczy. Chodziła na czterech masywnych łapach i posiadała na tyle silne skrzydła, że potrafiła latać. Smoczyca w porównaniu do mnie- wtedy rocznego dziecka- była ogromna, ale obecnie... w sumie dalej jest od mnie o wiele większa i silniejsza. Gdybym miała opisać jej rozmiary to, ok. 6 metrów długości, a na wysokość, 190 centymetrów. Więc ja przy swoim wroście, 167 cm, mogę się co najwyżej schować. Oswoiłam ją, także w wieku niemowlęcym, jednak trochę nie świadomie. Rodzice śmieją się, że to ona oswoiła mnie. Na początku jednak nie było tak wesoło, ponieważ kiedy moja mama pierwszy raz zobaczyła "potwora" przy kołysce swojego dziecka, miała jedynie ochotę wyjść ze mną z domu i go spalić, razem z moim tajemniczym towarzyszem, lecz tego nie zrobiła. Jak mi później opowiadała, widziała w jej oczach dobroć, spokój i oddanie dla małego dziecka, które leżało bezbronne w kołysce, jednak pomimo to nie ufała jej całkowicie, dlatego nie pozwoliła jej zostać, i ostrożnie wygoniła smoka z domu, lecz ja wiem, że smoczyca tak naprawdę mnie nie zostawiła. Codziennie przez lata spała obok mojej kołyski, a późnej łóżka, o czym mama i mój tata wiedzieli. Pokochałam ją od razu. Odkąd tylko pamiętam kochałam, lecz ona nie wybrała mnie z przypadku i bez potrzeby. Wybrała mnie, by uratować pozostałe smoki. Kiedy skończyłam 10 lat, podróżowałam na jej grzbiecie, przemierzając świat. Mając mniej lat, niż większość podróżników byłam już wszędzie, na każdym kontynencie. Ameryki, Australia, Antarktyda, Afryka, Europa i Azja, wszystkie te miejsca dowiedziałam, żeby poznawać lepiej rasę, która miałam uratować i pomóc ujawnić się im ludziom. Byłam mała i każdego napotkanego gada rysowałam i opisywałam, a później uczyłam się o tym. W ten sposób nie zbliżając się do nich zbytnio, mogłam je poznać.
Jak już wspomniałam, nam- ludziom pokazały się 2 lata temu. Byłam to ja i mój smok- Littnes, smoczyca o białych łuskach. Latałam z nią nad Berlinem, ukazując tym samym całą smoczą rasę. Czas spowodował, że mieszkańcy Ziemi, zrozumieli, że nie są sami, zarówno we wszechświecie, jak i na swojej planecie. Znaleźli mnie po krótkim czasie i przygotowali dla mnie propozycje, która dotyczyła smoków. Chodziło o to, że odpowiadam za całą tą rasę, mam nie dopuścić do jakiego kolwiek rozlewu krwii, na co oczywiście przystałam. Miałam w tedy 15 lat.

Littnes była ze mną od początku, lecz nie jestem sama z nią. Mam też jeszcze trzy smoki: Renge - złoty, Gest - czarny i Flest - zielony.
Wychowuje Renge już od 10 lat, jest on drugim najstarszym smokiem w mojej rodzinie, pozostałe: Gest i Flest są u mnie od 9 lat. Cała trójka znalazła się u mnie z powodu śmierci ich rodziców, ale gdyby nie fakt, że się jeszcze w tedy nie wykluły, myślę, że byłoby mi ciężko je oswoić. Chociaż po tym co zrobiły mi w pokoju, ciężko jest stwierdzić, że je "oswoiłam"...

Ponownie dałam znak smokom, żeby do mnie przyszły. Tym razem zadziało i po chwili zobaczyłam jak trzy młode gady ze smętnymi minami podążają w moją stronę. Pierwszy dotarł do mnie Renge, który, jak miał już w nawyku, owinoł się wokół mojej szyi, co z rokiem na rok staje się dla mnie coraz bardziej uciążliwe, gdyż smok jest coraz większy i cięższy, a przecież ma własne skrzydła. W następnej kolejności pojawiły się: Littnes, Gest i Flest, dwa ostatnie gady jeszcze nie przestały na zabawie i gryzły się i drapały. Nie mogą sobie nic zrobić, ponieważ mają zbyt grubą warstwę łusek, ale zawsze obawiam się, że jednak coś się kiedyś stanie. Littnes natomiast powoli wyciągnęła głowę spod łóżka, pod którym sypia i popatrzyła na mnie pytająco. Zawołałam je, a zwłaszcza Flesta i Gesta, żeby się na nich zemścić... kiedy maluchy usiadły naprzeciwko mnie, obsypałam je pierzem, który zebrał się na moim łóżku.
- Macie za swoje, potwory- powiedziałam i patrzyłam tylko jak obydwoje cieszą się z zaistniałej sytuacji. Co za gady...
Wstałam z łóżka, omijając zgrabnie wystający na wierzch ogon Littnes i jej skrzydło, oraz skierowałam się do kuchni, w której przygotowywała śniadanie moja mama. Dla mnie jest to wzór kobiety idealnej. Zawsze jest uśmiechnięta, pełna radości i miłości, którą darzy wszystkich do okoła. Wspaniale gotuje, zawsze ma jakieś cenne rady w zanadrzu, oraz co chyba najważniejsze- akceptuje moich podopiecznych. Jest bardzo ładna, ma niebieskie oczy i jasne blond włosy, które swobodnie opadają na jej ramiona, sylwetkę ma na moje oko i swój wiek, bardzo dobrą. W życiu, jak mi opowiadała, pokochała od pierwszego wejrzenia tylko dwie osoby: mnie i mojego tatę. Co do samego ojca. Jest to bardzo pozytywnie nastawiony do życia człowiek z ogromną dawką humoru, bardzo się przyjaźnimy, a ja najbardziej cenie go za szczerość, którą mne darzy. Ma ciemne blond włosy i zielone oczy, a jego postura jest typowa.
- Airi, zrobisz tosty, a ja zajmę się posiłkiem dla zwierzaków - odezwała się do mnie mama, kiedy weszłam do kuchni.
- Nie zasługują nawet na zgniłego łososia! Wiesz co mi zobiły w pokoju?
Tata siedzący przy stole i pijący kawę tylko prychnął,a mama westchnęła i poszła szykować jedzenie. Kiedy smoki usłyszały odgłos otwierającej się konserwy z rybą zaraz zleciały się do kuchni, Renge był oczywiście pierwszy, bo towarzyszył mi cały czas siedząc na mojej szyi, Flest i Gest lecąc coś potłukły, co nie jest nowością, a Littnes powoli zeszła po schodach, ponieważ mój pokój znajduje się na piętrze. Zapanował chwilowy spokój, ponieważ smoki zajęły się posiłkiem, zarówno tak jak i ja.
- Kochanie, już czas się zbierać do pracy!- krzyknęła mama z sąsiedniego pokoju, do mojego taty
- Nawet nie da wypić kawy... Mówię ci Airi, nie żeń się...
- Dobrze tato, zapamiętam -zaczęliśmy się śmiać, lecz po chwili faktycznie zaczął się szykować do wyjazdu.
- Aha jeszcze jedno! - powiedział, kiedy mama wiązała mu krawat - Ari, idziesz ze mną na bal w sobotę.
- Muszę? Wiesz muszę ratować świat i tak dalej...
- Musisz, a świat poczeka jedną noc. Do zobaczenia kochane- pocałował moją mamę, na co się skrzywiłam jak małe dziecko, a mnie przytulił i poszedł.
- Mam już nawet dla ciebie suknie! - oznajmiła uradowana mama, która na pewno wiedziała o całym tym spisku
- Mamo... nie chcę iść na żaden bal. Zresztą z jakiej on okazji jest?
- Nie wiem, ale wiem, że odbywa się w pracy taty i jesteś zaproszona przez samego jego szefa, więc wypada iść.
- Dobrze już dobrze - wzięłam głęboki oddech - pójdę.
- Super! Słuchaj Airi, ja wracam za godzinę z twoją suknią a ty nigdzie nie uciekaj, będziemy ją na ciebie mierzyć.
- Pójdę trochę polatać z Littnes i resztą, więc wiesz gdzie mnie szukać.
- Dobrze do ja idę. Baw się dobrze Ari!
Nie lubię przezwiska 'Ari' ale już do niego przywykłam.
Po godzinie treningu, czas przyszedł na suknie. Była to kremowa sukienka, dopasowana do mojego ciała, sięgającą do samej podłogi z dekoltem w kształcie trójkąta, który odsłania trochę piersi. Wyglądam normalnie, ale widząc zachwyt mojej mamy, chyba mogę powiedzieć, że wyglądam nawet trochę lepiej niż normalnie. Podziękowałam jej za kreacje, ponieważ mi się bardzo podobała i wróciłam do swojego normalnego stanu ubioru, po czym poszłam sprzątać pokój...

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz