17

1K 94 7
                                    

Poranek przynosi uczucie ulgi. Wszystko to co zdarzyło się wczorajszego dnia na szczęście nie okazało się być snem. Nowy Jork wita mnie wspaniałym widokiem zza okna, moje smoki cicho mruczą a grupa Avengers budzi się do życia.
- Clint! Oddaj moją prostownicę do włosów!
- Po co mi twoja prostownica?!
- Stark...!
- Wybacz, była mi potrzebna. Świetnie spawuje się jako nasz nowy ekspres do kawy.
Śmieje się choć wiem, że Natasha była przywiązana do swojej różowej prostownicy. Zakładam czarną sukienkę, wiąże włosy w wysokiego kucyka i kieruję się do kuchni by przygotować typowe amerykańskie śniadanie składające się z naleśników polewnaych syropem klonowym. Dla mnie - dziewczyny pochodzącej z Finlandii - jedzenie na śniadanie naleśników to dziwny zwyczaj, ale staram się nie odstawać od gustów tutejszych żołądków. Robię jeszcze mocną czarną kawę z naszego nowego ekspresu złożonego z prostownicy i kilku innych części przedmiotów znalezionych przez wynalazce.
- Moi rodzice wiedzieli, że zniknęłam? - pytam, kiedy wszyscy siedzimy przy stole.
- Woleliśmy ich nie niepokoić. - słyszę w odpowiedzi głos Steva.
- Co się działo kiedy mnie nie było?
- Nic szczególnego, - mówi Bruce - byliśmy skupieni, żeby cię znaleźć.
Miałam coś odpowiedzieć, lecz przerwało mi wybicie godziny dwunastej.
- Pepper! Umówiłam się z Pepper na dwunastą!
- Zabiję cię. Wolisz trumnę z dębu, czy sosny?
- Śmieszne, Stark.
Wybiegam z kuchni przebiegam przez salon i by zaoszczędzić czas schodzę na sam dół schodami. Biegnę kilka ulic by moje spóźnienie było jak najmniejsze, mam szczęście, że kawiarnia gdzie się spotykamy znajduje się kilka minut od wieżowca.
- Pepper... - oddycham nierównomiernie i siadam przy małym stoliku - nie mogłam być szybciej.
- Spokojnie Airi, - uśmiecha się. Dobry znak. - cieszę się że cię widzę.
- Też się cieszę, ale jedno nie daje mi spokoju. Wczoraj wspominałaś coś o jakieś niespodziance...
- Ach! Tak! - poprawiła się na krześle a uśmiech jeszcze bardziej się powiększył - Poznałam kogoś!
Prawie wyplułam wodę zamówioną przed chwilą. Ciekawe jak zareaguje Tony...
- Jak to poznałaś? A Stark?
- Nie, nie, nie! Znalazłam kogoś dla ciebie.
Powtórka z wodą.
- Pepper! Mówiłam ci, że ja w cale nie czuję się samotna. Nikogo nie musisz mi znajdować.
- Obróć się to zmienisz zdanie.
Jak zasugerowała blondynka, odwróciłam głowę w stronę drzwi. Do lokalu wszedł... to przecież ten blondyn! Ten sam za którego "przebiera" się Loki. Mężczyzna podchodzi do nas, wita się z Potts a następnie coś do mnie mówi. Ja potrafię otwierać i zamykać buzię jak ryba wyjęta z wody.
- To ja może... ja idę na... to... spotkanie! Zapomniałam, że Anthony ma dziś spotkanie! - kłamie, zostawia kilka dolarów na stoliku i wychodzi. Za plecami niebieskookiego pokazuje mi, że życzy mi powodzenia i znika w tłumie. Dopiero teraz Loki może być sobą, ma na sobie białą koszulę, zielone spodnie i kilka innych dodatków takie jak złoty zegarek.
- Daruj sobie pytania. Wyjaśnię ci tylko tyle, że nie będę chciał cię zabić.
- Jak miło z twojej strony Laufeyson, mam oddać ci pokłon?
Cała kawiarnia wypełniła się jego szczerym śmiechem. Przestał dopiero wtedy, kiedy kelner podszedł zabrać od niego zamówienie, które nie było zbyt skomplikowane.
- Wystarczy, że oprowadzisz mnie po tym mieście.
- Dobra. - zaskoczyła go moja odpowiedź - Muszę dać do zrozumienia Potts, że umiem dogadać się z osobnikiem płci przeciwnej.
- Czuję się wykorzystywany. - teatralnie wytarł niewidzialną łzę.

- Możemy już iść? - pytam Lokiego, który kolejne piętnaście minut wpatruje się w obraz. Wszytko było by w porządku, też lubię sztukę i w ogóle, ale jesteśmy w muzeum sztuki nowoczesnej a na płótnie tego obrazu znajduje się jedynie czarny pasek.
- Nie.
- Moja żona też się mnie nie słucha - starszy pan, który pilnuje tej wystawy pochodzi do mnie. Według plakietki zawieszonej na jego szyi ma na imię Stan Lee.
- Ja nie jestem jego żoną, panie Lee.
- Całe szczęście! Tylko wariat może przez piętnaście minut stać i gapić się na czarną kreskę. Tyko wariat! - odchodzi poprawiając swoje zbyt duże okulary i coś jeszcze do siebie mówiąc.
- Loooki... - wydobywam z siebie żałosny jęk, tylko żeby się ruszył.
- Idę już kobieto. Gdzie teraz?
- Możemy iść do teatru.
- Dobrze zatem. Chodźmy do teatru.
Przy wyjściu z muzeum sztuki był prawdziwy tłum ludzi, Loki załapał mnie za rękę i poprowadził ku wyjściu. Trzymając się razem przeszliśmy szybko i sprawnie. Będąc już na zewnątrz dalej mieliśmy splecione palce i nie było mi z  tym źle. Wymieniając się uśmiecham szliśmy do jednego z największych i najlepszych teatrów w tym kraju. Nie mieliśmy oczywiście biletów, ale Loki to załatwił swoimi sprawdzonymi metodami magicznymi. Miejsce dla dwójki na balkonie to najdroższe miejsca za które płaci się kilka tysięcy dolarów, dodatkowo szampan...
- Nigdy nie udało mi się dostać do tego teatru - oglądam złote zdobienia sufitu wykonane dzięki ciężkiej pracy rzemieślników. - Dziękuję Loki.
- Pocałuj mnie.
- Słucham?!
- Pocałuj mnie w policzek, tak możesz mi podziękować.
Wywróciłam oczami i pocałowałam Lokiego w policzek w momencie  gaszenia świateł. Czuję jak się triumfalnie uśmiecha.
Przedstawienie zaczyna się walką dwóch braci, następnie jeden zabija drugiego. Później poznajemy młodą parę, dziewczyna to córka zabitego brata a chłopak to syn tego żyjącego. Mam nadzieję, że reżyser ma świadomość tego co stworzył.
- Trochę to nudne...
- Widzę. - zgadza się ze mną - Co powiesz na to?
Wyszeptał coś pod nosem i za jego sprawą jeden z aktorów dostał czkawki. W teatrze słychać tylko dwie rzeczy: aktora z małym problemem i nasz śmiech. Szybko wychodzimy z nudnego widowiska i kierujemy się do jednej z ostatnich atrakcji tego dnia.
- Kupisz kwiaty dla swojej żony? - starsza pani zatrzymuje bożka i wywija mu przed nosem bukietem starych róż.
- Nie podaruje tak brzydkich kwiatów mojej żonie.
Siwowłosa kobieta splunęła na chodnik i odeszła w swoją stronę przeklinając.
- Żonie?!
- Jak tak bardzo ci pasuje to możesz być i żoną.
- Ale... ja...
- Ładnie ci jak się rumienisz - puszcza do mnie "oczko" i idzie przodem. Potulnie idę za nim deklarując w myślach, że jak tylko zobaczę Pepper Potts to ją zabiję. Dochodzimy do Empire State Bulding i będąc już na samym szczycie wpatrujemy się w zachód słońca, którego nie da się zobaczyć tak dobrze nigdzie indziej, niż właśnie tu. Miasto dalej tętni życiem, ale tu z góry wszystko wydaje się być tak bardzo mało ważne.
- Masz rodzinę?
- Mam. Czemu pytasz?
- Czemu nie jesteś z nimi?
- Mam obowiązki, Loki. Nie jest łatwo być w Avengers.
- Kim są? - znów zapytał. Dlaczego pyta akurat o moją rodzinę?
- Moja mama to krawcowa, a ojciec pracuje w firmie produkującej części do różnych maszyn. - uśmiecham się do wspomnień. Znów chciałbym zobaczyć się z rodzicami, ostatni raz widziałam ich rok temu. - A twoi prawdziwi rodzice? Wiesz coś o nich?
- Ojciec był królem olbrzymów. Uważał się za potężnego, lecz był nędznym władcą. Matka pochodziła z Asgardu i nic o niej nie wiem.
- Przepraszam, nie powinnam była...
- Nie przepraszaj mnie Airi. - przerwał mi i obrócił lekko do mnie, chwycił za plecy i nogi i podnosi na ręce.
- Nie, nie, nie. Puść mnie!
- Nie. - uśmiechnął się zawadiacko i wszedł do windy, w której miałam nadzieję mnie postawi na własne nogi. Niestety tak się nie stało i idzie do Central Parku, czyli ostatniego miejsca naszej wycieczki po Nowym Jorku. Zwracamy na siebie uwagę oczu wszytkich ludzi przebywających w cichym miejscu.
- Jesteś jakiś inny. - mówię czujnie badając jego twarz wzrokiem myśląc, że zauważę na niej jakiś niepokój - Mów co się dzieje.
- Pod jakim względem jestem inny?
- Jesteś zbyt miły, zbyt troskliwy i zbyt...
- Romantyczny? - zaśmiał się.
- Tak! Czyli czegoś chcesz.
- Mam... prośbę - ledwo usłyszałam jego ostatnie słowo. Loki Laufeyson mnie o coś prosi! To niemożliwe, że bóg nordycki prosi mnie, 'nędzą Midgardkę' jak to miał w nawyku do mnie mówić.
- No proszę, proszę. Nasza księżniczka z Asgardu potrzebuje pomocy?
- Nie denerwuj mnie, Kobieto. - rozgniewał się nie na długo bo już po chwili wziął głęboki oddech i ładnym już tonem głosu kontynuował swoją prośbę. - Nie mam aktualnie gdzie nocować...

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz