12

1.2K 104 3
                                    

,,Ból łączy dwoje ludzi
o wiele silniej niż
miłość czy namiętność"
Tess Gerritsen

Sherlock: Jak mnie scharakteryzujesz John? Pomysłowy, dynamiczny, tajemniczy?
John: Spóźniony.
- John! On nie jest spóźniony, tylko przystojny...- mówię sama do siebie. Oglądam telewizję, a dokładniej rzecz ujmując to serial o Sherlock'u. A jeszcze dokładniej to siedzę sama w domu, bo Loki postanowił się chyba mi nie pokazywać. W nocy często słyszę jak pojawia się w korytarzu i zmierza do swojego pokoju, czasami sprawdzając czy jestem na swoim miejscu. On coś planuje, nie wiem co, ale moim zadaniem jest dowiedzieć się czegoś.
Odwracam się wystraszona w stronę drzwi, które niemal nie wyleciały z zawiasów.
- Loki?! Co się dzieje?
Zamknął drzwi na klucz, podszedł do mnie, chwyta za (z powrotem) blond włosy i mówi:
- Nie. Próbuj. Uciec.- Wycedził to zdanie mając zaciśniętą szczękę, aż zdziwiłam się, że zdołał coś powiedzieć.
- O czym ty mówisz?! Littnes!- wołam smoczycę, którą na czas pobytu Avengers musiałam zamknąć w piwnicy. Biegnie, ślizgając się przez wypolerowaną podłogę, nie zwracam jednak na nią uwagi, bo drzwi jednak wylatują z zawiasów i lądują na półce z książkami.
- O tym mówię...
Do domu wtargnęły wysokie postacie z łapami wilka, a na głowie miały rogi. Ich twarze były poranione, oczy wyblakłe a strój to jedynie skrawki poplamionego krwią materiału.
- Masz,- Laufeyson dał mi sztylet- mam nadzieję, że potrafisz się tym obsługiwać- po tych słowach jeden z tych dziwnych stworów zaatakował bożka, a drugi rzucił się na mnie. Zgrabnie go wyminęłam i raniłam w plecy. Oszołomiony zwierz...człowiek?  Nie ważne. Oszołomiony padł na podłogę a ja zerknęłam w stronę drzwi, a raczej witryny, która stała otwarta. Nadarzyła się okazja do ucieczki od Lokiego, ale czy jestem do tego zdolna? Czy zostawię go tu samego z tymi stworzeniami, by go zabiły? Daje sobie radę z jednym, ale kiedy jego kolega się ocknie i zaatakuje jego, bo mnie już nie będzie, czy w tedy też da sobie radę?
Moje przemyślenia przerwał mi mój przeciwnik. Powalił mnie na podłogę, ale Littnes w zamian za to, szponami rozszarpała jego ciało.
- Pomożesz mi czy nie?- zielonooki krzyczy na mnie siłując się z bliżej nie określonym gatunkowo stworem.
- Jak zechcę to ci pomogę!
- Za to co dla ciebie zrobiłem?!
- Jedyne co dla mnie zrobiłeś to zniewolenie mnie!- podchodzę powoli od tyłu potwora i zawieszam na jego szyi i wbijam w nią sztylet. Kilkakrotnie wyjmuje ostrze i wbijam z powrotem, lecz to nic nie daje. Dopiero kiedy Loki przebija serce kreatury, ten pada na ziemię martwy.
- Ja tak właściwe dałem ci wolność...
- Co?- mówię nabierając powietrza- Dałeś mi wolność trzymając mnie w więzieniu jakim jest ten dom?
- Dałem ci wolny wybór. Mogłaś uciec, ale tego nie zrobiłaś. Dlaczego?- oparł się o gruzy biblioteczki i trzymał za bok. Był ranny i trzeba było jak najszybciej zająć się głębokim cięciem w jego ciele. Jego krew zmieszała się z krwią napastników i długo tak nie wytrzyma, jeśli zaraz się tym nie zajmę.
- Jesteś ranny. Chodź- podałam mu rękę, ale odepchnął ją.
- Nie potrzebuję twojej pomocy kobieto.
- Kilka minut temu potrzebowałeś... Chodź- tym razem przyjął moją rękę i dał się zaprowadzić na górne piętro. Poczułam się nieswojo, czując jego tak blisko siebie. Ostatnio zbliżyliśmy się "na pokaz" i ciężko było mi się przyznać sama przed sobą, że mi się to nie podobało. Położyłam go na łóżku, wcześniej okrywając je ręcznikami. Wyjęłam apteczkę z łazienki i mogłam zaczynać.
- Wpadnie tu jeszcze jakiś kilku twoich kolegów?- pytam rozcinając jego ubranie, które przeszkadza mi z dotarciem do rany.
- To nie byli moi...Aaa! Uważaj co robisz Midgardko!
- Wybacz, ale czy mógłbyś zdjąć to z siebie? Nie dam rady przeciąć tego nożyczkami.
Niechętnie i powoli, Loki zdejmuję z siebie swój czarny strój. Kładę rękę na usta, by nie wyraziły szoku, kiedy widzę jego ciało... cały jego tors jest w bliznach. Rany cięte, kute, szarpane występują na całej powierzchni jego umięśnionego ciała. 

- Wiem, że wyglądam niesamowicie, ale czy mogłabyś przestać się już wpatrywać we mnie i wziąć się do roboty?
- Skąd... Skąd ty masz tyle ran?- siadam na łóżku i staram skupić na wykonywanych przeze mnie czynnościach, ale widok krwi, starych blizn i wspomnienie rozszarpanego ciała, czegoś co miało wyglądać jak człowiek nie służy mi dobrze na psychikę.
- Ci którzy nas zaatakowali to sługusy niejakiego Jeszy, a Jesza to z kolei marionetka Thanosa, któremu podpadłem ostatnio... Jedyne co powinnaś wiedzieć o nim to, że umie się mścić.
- Loki czy istnieje we wszechświecie taka osoba, która nie chce cię zabić?
- Jak na razie masz największe szanse, żeby mnie wykończyć.
- Ostatnio, kiedy widziałam cię bez koszulki- moją twarz pokrył rumieniec, kiedy przypomniałam sobie co w tedy chciałam zrobić- nie miałeś żadnej rysy na ciele, a teraz? 
- Zapominasz, że posługuję się magią. Jeśli chcę, żeby coś zostało tajemnicą to nią zostaje. 
Najpierw obmyłam tułów bożka, później zdezynfekowałam, ale rana była na tyle poważna, że trzeba będzie ją najprawdopodobniej zszywać. Spojrzałam na Lokiego, który bacznie obserwował każdy mój ruch i jakby zrozumiał co go czeka.
- Odczuwasz mniejszy ból jako bóg?- pytam i jednocześnie odkażam igłę, by zaraz zatopić ją w ciele zielonookiego. Uśmiechnął się i odpowiedział:
- Nawet najtwardsi mają chwilę, kiedy potrzebują klęknąć. 
Uznałam to za pozwolenie, więc powoli przebijam skórę i zszywam ranę. Loki jęczy i klnie pod nosem, ale staram się nie zauważać jego bólu, jednak ból innych nieraz boli gorzej niż własny. Kropelki potu pojawiły się na jego twarzy, ale w miarę upływu czasu i zmniejszającą się raną Kłamca się uspokajał. Kiedy skończyłam byłam w pewnym stopniu zadowolona z siebie i swojej pracy.
- Dałam radę! Musisz przyznać, że wyszło mi nie źle.
- Cudownie... kolejna blizna do kolekcji.- wykończony położył się spać, albo umarł, a ja zeszłam na pole walki, czyli parter domu. Littnes czyściła swoje łapy i łuski niczym kot, a ciała jak leżały tak się nie ruszyły. Przy pomocy smoczycy wyniosłam ciała i zakopałam je w zaspie śniegu. Resztę muszę zrobić sama. 

Skończyłam o godzinie 2 nad ranem. Drzwi włożyłam z powrotem na swoje miejsce, te książki, które się dało to uratowałam a resztę popsutych mebli spaliłam w kominku, albo wyrzuciłam. Na koniec mojej pracy sprawdziłam co tam u rannego Laufeysona. Otworzyłam drzwi do ciemnego pokoju i o dziwo nie znalazłam go tam gdzie oczekiwałam, czyli w łóżku. Stoi przy oknie wpatrzony w nocne widoki za nim.
- Coś się stało?
- Sama zobacz- odpowiedział nie odwracając się i nie opuszczając swojego nocnego stanowiska. Tam gdzie zakopałam ciała na wierzch wypłynęła szkarłatna ciecz.
- Cholera... nie sądziłam, że przy takim mrozie krew jeszcze wypłynie.
- Jutro znikną, to tylko wytwór magii Jeszy.
- Czemu mam wrażenie, że on się tu za niedługo pojawi?
- Pojawi się i to na pewno. Pojedziemy jutro do pobliskiego miasteczka, więc lepiej idź już spać.
Kiwam głową na znak, że rozumiem i popieram jego inicjatywę bo ledwo trzymam się na nogach. Włóczę nogę za nogą wychodząc spod prysznica, nakładam na siebie tylko bieliznę, bo ogień, który wznieciłam dzięki meblom ogrzał dom do temperatury porównywalną z sauną. Gaszę wszędzie światło i po omacku idę do swojej sypialni i już po chwili ląduję w objęciach jedwabnej kołdry, pod którą zasypiam. Jedyne co już czuję to zapach pościeli, ulgę i uginający się materac pod wpływem jakiegoś ciała. Jak poparzona wstaję i szykuję się do ataku, lecz obok siebie widzę... Lokiego! 
- Co ty tu robisz?
- O to samo chciałem zapytać ciebie.
- Przecież to mój pokój! Idź do swojego.
- Airi jesteś w moim pokoju- uśmiechnął się szelmowsko- ale będę dziś łaskawy. Możesz tu spać- tymi słowami zakończył wszelką dyskusję i położył się obok mnie. Jestem zbyt zmęczona i wystraszona, żeby gdzieś dziś jeszcze iść, więc korzystam z łaskawego pozwolenia i robię to samo co Loki.
Jedyne co już czuję to z powrotem zapach pościeli, ulgę i rękę mężczyzny, który oplata mnie nią w talii...

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz