25

991 79 4
                                    

Sięgnęłam po twoją dłoń
Gdy mój świat się walił.
Zobaczymy się po drugiej stronie,
będziemy mogli zacząć całkiem od nowa.

Całą sobą chciała zatrzymać śmierć. Jej wysiłek był znikomy i tylko pogarszał jej stan. Nie wiedziała jak umierać, nikt nie wie jak to zrobić. Ona też się bała, ale pośród morza łez i płytkich oddechów znalazła jego - mężczyznę, któremu oddała swoje ostatnie chwile. Przy nim stał jej wzór, mentor. Tony patrzył w zielone oczy Kwiatuszka ukryte za mgłą, trzymał ją za rękę. Łudził się, że ból przejdzie z delikatnego ciała Airi do niego, chciał poczuć jej ból, mimo że bał się śmierci. Nie, on bał się odpowiedzialności za popełnione czyny, które sprowadziły go do tamtego momentu, gdzie czuł wstyd, obrzydzenie do samego siebie.
Płuca zalały się trucizną ukrywaną od tygodni, zostawiając tylko niewielką cząstkę duszy Airi razem z Lokim i Tonym reszta była już wiecznie żywa. Gdy jesteśmy na końcu pojawiają się pytania. Airi miała tylko jedno, na które znała odpowiedź: czy było warto? Oczywiście, że było warto.
Loki podtrzymywał jej głowę, żeby jej płuca jeszcze bardziej nie zalała nekrotoksyna, lecz jej organizm przegrał tą walkę. Nie trafi za to do Hellheimu, uzyska miejsce w wielkiej sali Odyna, gdzie dusze wojowników mają prawo spoczywać.
Loki nie miał już nic. Po drodze zgubił wszelkie maski, którymi zakrywał samego siebie, jego charakter struchlał, lecz zyskał jedną ważną rzecz - miłość, poczucie akceptacji.
- Loki... - ból dominował nad barwą jej głosu i mogła jedynie szeptać.
- Jestem. - Bożek trzymał ją mocno i pilnował jej stanu zdrowia. Był bardzo przejęty tą chwilą, o co nie podejrzewałaby go umierająca Airi.
- Wiele dla ciebie wytrzymam, ale przyjdzie czas, kiedy i my się pożegnamy.
- Ari, ja...
- Tracimy ją! - Tony krążył wokół całej aparatury medycznej, która wskazywała coraz słabsze bicie serca blondynki i starał się jeszcze coś zrobić, by przedłużyć jej cierpienie. Airi zamknęła oczy, widząc przerażenie w oczach obydwóch mężczyzn, krzyczących coś niezrozumiałego.

Nie czuła już nic, była wolna od bólu. Widziała swoje ciało, które jej waleczna dusza przed chwilą jeszcze zamieszkiwała. Spojrzała na Lokiego, lecz nie czuła niczego co było jej znane za życia. Przyjaźń, współczucie, miłość. Stała się pustką i taka też była. Odwróciła się w stronę światła, ale zamiast jasności pojawiła się dłoń z ciemności, która ściągnęła ją w samą czeluść mroku.

Wylądowali. Bóg kłamstw nie odstępował Airi na moment. Gładził jej twarz, która niedawno była jeszcze ciepła, dotykał jej włosy, całował jej usta, które temperaturą były już zbliżone do jego. Parę godzin temu była z nim, lecz teraz znów został sam. Odepchnął płaczącego Starka i sam zaniósł ciało do domu jej rodziców.
Ich twarze nie potrafiły wyrazić tego co czują, tylko łzy i prośby o powrót ukochanej córki. Nikt nie pogodził się ze stratą tak cennej osoby, a na pewno nie Loki.
- Bez ciebie moje życie nie istnieje. Będę umierał kawałek po kawałku, każdego dnia, kiedy będzie cię brakować. - Mówił do niej w swoim pradawnym języku.
- Loki...? Czy ty... mógłbyś ją uratować?
- Musiałbym prosić o pomoc Odyna. Muszę się dostać do Asgardu.
- Jak szybko możesz tam być?
- To nie zależy ode mnie. - Kiedy rodzice dziewczyny zgodzili się, by jej ciało zostało pod jego opieką, Laufeyson wyszedł z domu rodzinnego Airi z nią na rękach i spojrzał w górę.
- Heimdalu, otwórz Bifrost.
Nie musiał długo oczekiwać. Różnokolorowe pasma światła ogarnęły martwe ciało Midgardki. Nie bez powodu Heimdal był patronem tęczy. Gdyby żyła, ta podróż była by dla niej nieprzyjemna, bo szybkości Bifrostu nie można porównać z niczym na Ziemi.
Loki zmierzył wzrokiem strażnika.
- Twój ojciec oczekuje was w sali tronowej. - Heimdal był zmartwiony, bo nie widział duszy Airi i dobrze wiedział kto za to odpowiada. Były Książę i niegdyś niedoszły król wsiadł na konia, który kiedy poczuł zapach właściciela przygalopował po niego.
Kochanek dziewczyny zanim pojawi się przed obliczem Wszech-ojca, oddał pod ją opiekę piastunek.
- Czego tu szukasz, Loki?
- Pomocy. - Odyn był zaskoczony. Jego przybrany syn był z nim szczery. - Zresztą bardzo dobrze wiesz, że jej potrzebuję. Heimdal nie odstępował mnie wzrokiem nawet na chwilę.
- Jak mam jej pomóc? Ona nie żyje.
- Jabłka Idunn, one mogą jej pomóc! Wystarczy tylko...
- Dobrze - przerwał mu. - Masz moją zgodę. Ratuj ją.
Stojący naprzeciwko Odyna, Loki nie podziękował i nie zachował etykiety dworskiej, która nakazuje by ukłonić się swemu władcy, Loki po prostu wyszedł z sali i poszedł do swojej  Midgardki.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz