18

1K 78 5
                                    

,,Tyle człowiek wart,
Ile drugiemu może pomóc"
Julian Aleksandrowicz

- Czyli przez cały dzień udawałeś miłego i życzliwego tylko po to, żeby mieć gdzie spać?!
- Nie krzycz tak. Ja w...
- Nie wierzę! - przerywam mu wypowiadanie jego nędznej wymówki i łapie się za głowę. Chodzę nerwowo dokoła siebie, myśląc nad tymi wszytkim udawanymi uśmiechami, gestami i słowami Laufeysona. - Jaka ja byłam głupia, sądząc, że może kiedyś się zmienisz.
- Na początku udawałem! - zatrzymuje mnie w miejscu i zatapia swoje palce w moich ramionach - Udawałem! Poznałem cię dziś lepiej niż w tamtym domu, polubiłem cię bo potrafisz dostrzec we mnie człowieka, nie potwora.
- Znów kłamiesz?
- Nie.
- Dobrze więc. Dam Ci szansę, Loki.
Puszcza mnie a ja kieruje się w stronę siedziby wrogów Lokiego Laufeysona, który chyba nieświadomy zagrożenia dobrowolnie i potulnie podąża za mną. Najbardziej zaludnione miasto Ameryki żyje swoim życiem nawet późno w nocy, co chyba najbardziej kocham w Nowym Jorku. Central Park ozdobiony jest lampami, które rzucają blask na drzewa, a w ich liściach wiatr gra swoją własną niepowtarzalną melodię. Po chwili do symfonii wiatru dołącza się deszcz uderzając o liście i chodniki. Dziś było zbyt gorąco by teraz uciekać przed zimnym kroplami spadającymi z nocnego nieba. Zamykam oczy i delektuje się chłodem przebiegającym z każdym dotykiem wody, co nie trwa wiecznie bo na moich ramionach ląduje ciemno-zielona marynarka. Obojętnie kiwnełam głową w stronę właściciela ubrania na znak podziękowań i znów obraliśmy właściwy kierunek do wieżowca.
- Możesz być choć raz szczery? - idę nie patrząc na twarz bożka i zgrabnie przeskakując kałuże powstałe przed momentem.
- W jakiej sprawie?
- Nie musisz mówić, że mnie lubisz.
- Lubie Cię.
- Kłamiesz. Znowu.
Zaśmiał się sucho i jedną ręką przetarł swoje mokre włosy.
- Paradoks szczerości polega na tym, że najpierw ludzie jej od ciebie oczekują a potem mają do ciebie o nią pretensje.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego mądrze brzmiącego zdania. Loki ma rację, ale co za tym idzie... lubi mnie? Czy takie uczucie w ogóle powinno pasować do nas - mnie, Airi Virtanen, stojącej po stronie dobra i jego, Lokiego Laufeysona, który odtrącyny jako dziecko przez najbliższych wypełnił swoje życie zniszczeniem i śmiercią.
Jednego jestem pewna: ten mężczyzna jest najmniej odpowiednim jakiegokolwiek powinnam była spotkać.

Drzwi odsuwają się i bezmyślnie wchodzę do budynku. Uświadamiam sobie fakt, że Loki nie może ot tak tu wejść, dopiero kiedy widzę Steva szykujacego się do nocnego maratonu po najbliższej okolicy.
- Jesteś wreszcie! Myśleliśmy, że znów porwał cię Jelonek.
- Co?
- Stark jest bardziej zdenerwowany. Radzę się mu dziś nie pokazywać.
- Byłam na... randce!
- Gdzie?! - krzyknął a jego szczęka powędrowała ku ziemi - To tłumaczy czemu masz na ramionach zieloną marynarkę...
- Ach... no...tak.
- I jak? Jest przystojny jak ja?
- Em... - Wyjrzałam na zewrzatrz w poszukiwaniu Lokiego, lecz nikogo nie zauważyłam - Tak.
Steve przyglądał mi się jeszcze chwilę czujnym matczynym wzrokiem (Nasz Kapitan jest brany za Avengersową mamusie) i życząc mi dobrej nocy, poszedł biegać. Weszłam do ciasnego, metalowego, klaustrofobicznego pudełka w skrócie nazywanego windą i wcisnęłam przycisk wiozący mnie na piętro mieszkalne.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Loki! - podskoczyłam na dźwięk jego głosu za mną. Stał oparty plecami o jedną ze ścian. - Nigdy więcej tak nie rób.
- Zastanowię się.
- Zmień postać, jeśli chcesz żyć.
Wesoły blondyn z niebieskimi oczami zachwyca swoim uśmiechem wszystkich w windzie. Czyli tylko mnie. Pudełko otwiera się z cichym dźwiękiem informujący o tym, że jesteśmy na miejscu. Wszędzie światła zostały zgaszone, więc chwyciłam bożka w innej skórze i z myślą, że wszyscy śpią poszłam do pokoju.
- Może przedstawisz mi swojego chłopaka? - wszystkie światła włączają się i widzimy Tonego Starka siedzącego na czarnym fotelu ubrany w swoją zbroję,  który jest już w swoim własnym alkoholowym świecie.
- Tony idź już spać, lepiej...
- Nie! - wstaje i rzuca na podłogę szklankę przed chwilą wypełnioną wiskey - Nigdzie nie pójdziesz z tym... - pokazuje na Lokiego, którego stan Starka bardzo śmieszy.
- Przestań!
Tony zawahał się przez moment wycelowal w drugiego mężczyznę, bronią znajdująca się w jego mechanicznej dłoni.
- Proszę cię, Tony. Wiem, że nikogo nie chcesz skrzywdzić - podchodzę do niego i gestem ręki każe Kłamcy odejść do mojego pokoju. Miliarder pod moim ramieniem idzie powoli do swojego apartamentu szepcząc do mnie niezrozumiałe pijackie słowa, które ignoruje. Kiedy Anthony położył się na łóżku i zasnął (oczywiście dalej w zbroi) ja wróciłam do swojego pokoju, modląc się by już żaden członek Avengers nie stanął mi na drodze.
Oprócz ciekawskich spojrzeń smoków docieram spokojnie do swojej oazy. Mój szary pokój z czerwonymi zdobieniami w postaci zasłon, poduszek i fotela, wszystkie miejsca wypełnia jego męski zapach. Odpoczywa na moim łóżku.
- On jest twoim kochankiem? - pytaniem zwraca całą moją uwagę na jego osobie.
- Kochankiem? Tony?
- Jest?
- Nie. - uśmiecham się i przygotowywuję dla Lokiego posłanie na podłodze. Niech nie myśli, że będzie zajmował moje wygodne legowisko. Na drewnianej posadzce znajduje się teraz stary materac, kilka poduszek na nim i kołdra.
- Dlaczego cię to w ogóle interesuje?
- Bo teraz jesteś moja. - Jego zapach jest intensywniejszy. Jest zaraz za mną.
- Nie. Nie należę do nikogo, Loki.
Obraca mnie o 180 stopni i po raz kolejny znów jesteśmy za blisko. Od kąd go poznałam zawsze byliśmy zbyt blisko siebie. Czuję jego ciepło, ciepło ognia, który zaraz mnie oparzy. Jego zielone oczy hipnotyzują do tego stopnia, że zapominam o wszystkim. Dotyka mojej dłoni i opuszkami palców biegnie coraz wyżej, zatrzymując się na zagłębieniu mojej szyi, drugą dłonią odgarnął jeden z kosmyków włosów zasłaniających moją twarz. Jestem w jego płapce. Skutecznie mnie osaczył a teraz demonstruje, że należę do niego.
- Airi... - do nie oświetlonego pokoju wchodzi męska postać. Pijana męska postać.- masz tu moje wiskey?
- Tony! Mówiłam ci, żebyś leżał w łóżku. - odskakuję od Lokiego jakbym dostała zimnym kubłem wody w twarz.
- Ale zgubiłem gdzieś wiskey...
- Nie potrzeba ci już więcej alkoholu. Chodź pójdziemy spać.
- Ari...
- Tak? - odpowiadam już lekko zdenerwowana. Kiedy wynalazca się upija wybiera sobie ofiarę, której nie daje później żyć zadręczając ją pytaniami, które przeważnie nie mają sensu.
- Przyszłaś z kimś...? Czy znowu gadam do siebie.
- Przyszłam sama. - Rzucam krótkie spojrzenie bożkowi mówiące jedynie ,,ukryj się gdzieś" i po raz drugi odprowadzam Anthonego Starka do jego pokoju.

Po godzinie usypiania twórcy Iron Man'a wracam do własnej małej posiadłości, by wreszcie móc położyć się we własnym łóżku. Korytarzowy zegar pokazuje pierwszą nad ranem. Cicho otwieram drzwi dzielące mnie i moje łóżko, teraz tylko ono mnie interesuje. Lecz w mojej pościeli, na moim materacu leży Laufeyson! Chyba myślał, że to ja będę spać na podłodze.
- Loki! - szarpię go za ramię - Obudź się i idź spać na podłogę!
Nie ruszył się nawet w minimalnym stopniu. Niechętnie popatrzyłam na swoje miejsce spania, lecz byłam zbyt zmęczona by teraz zrezygnować z nawet takiego posłania.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz