24

1K 75 2
                                    

- Co się stało? - Wezwany pilnie mężczyzna w swoim roboczym, czarnym, skórzanym płaszczu pojawił się tak szybko, jak pozwalał mu na to ścisły grafik zajęć, który stanowi jego codziennie życie w agencji.
- Airi została...
- To już wiem od Starka. - Nick Furry miał ochotę utopić ulubionego miliardera w rzece własnych przekleństw za jego nieodpowiedzialność, która doprowadziła do kolejnej poważnej sytuacji, gdzie zagrożone jest czyjeś życie.
- Interesują mnie konkrety, Banner.
- Ten jad to nekrotoksyna, niszczy każą komórkę ciała jeśli substancja nie zostanie odpowiednio stymulowana.
- Da się powstrzymać dalszy rozwój zakażenia?
Bruce miał duże doświadczenie ze śmiercią, która otaczała go z każdej strony, czy tego chciał by nie i zdążył do nej przywyknąć, jednak teraz nie potrafił przyznać przed samym sobą i Furrym, że jego przyjaciółka umiera. Czuł jakby to on sam skazywał ją na pewną i nieuniknioną śmierć.
- Ile ma czasu? -Jednooki zmienił zapytanie widząc wahanie doktora, które poniekąd było już dla niego samo w sobie odpowiedzią na postawione wcześniej pytanie.
- Gdyby powiedziała o tym wcześniej, mógłbym coś zaradzić i pomóc jej organizmowi się bronić, ale w obecnym stanie pozostało jej... pięć do ośmiu dni.
- Gdzie jest teraz?
- Nie dała się zamknąć na oddzielenie leczniczym. Śpi u siebie w pokoju.

Myślę, że to dobry dzień by umrzeć. Zaczęło padać a to doprawdy rzadkość w Nowym Jorku. Miasto to jest idealne pod każdym względem i nawet pogoda musi się z tym liczyć, ale dziś matka natura postanowiła, że po czarnych ulicach każdej z dzielnic popłynie deszcz. Zła pogoda wpłynęła jeszcze bardziej na humory moich współlokatorów. Nie odwzajemnieniają żadnych moich uśmiechów, nie potrafią się śmiać z moich (może i kiepskich, ale zawsze jakiś) żartów.
Jednak może to nie pogoda, tylko groźba śmierci, która zawisła nade mną i nie odpuszcza jak padlinożerny ptak, który wypatrzył właśnie już ledwo żyjące zwierzę.
Przez ostatnie wydarzenia, które mnie napotkały zapomniałam o śmierci. Nie miałam na nią czasu, ale ona zabierze mnie ze sobą, choćbym odwrała od niej wzrok i wypierała się tego co nieuniknione.
- Gdzie jest Loki? - Zwróciłam uwagę Nataszy, która siedzi na krześle obok mojego łóżka. Starałam się by moje pytanie brzmiało obojętnie.
- Nie wiem. - Odgarnęła swoje włosy na bok.
- Mogę iść go poszukać?
- Nie, Airi.
Obraziłam się jak dziewczynka, której odmówiono spożycie kolejnej partii  słodyczy i obróciłam się w stronę okna oglądając iście ciekawą scenerię, która mnie znurzyła i usnęłabym, gdyby nie odgłos czyjś butów uderzających o podłogę korytarza. Kroki ucichły przed wejściem do pomieszczenia, w którym się znajduję. Moje myśli krążyły wokół Lokiego, który może się wreszcie pokaże, ale osobą o głośnym chodzie okazał się być Furry.
- Chcę się napić pani herbaty? - Zapytał Natashy, która zrozumiała ukryty przekaz, by zostawić nas samych. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły szef przeszedł do konkretów.
- Nie ma nie w Ameryce przez dwa tygodnie, a tu wszytkim nagle się wydaje, że można robić to co się chce.
- Zrobiłam to, co uznałam za słuszne.
- Chcesz medal? A może poczekać z nim, aż do twojego pogrzebu? Nie postąpiłaś słusznie! - Nachylił się nade mną i zmiażdżył wzrokiem. - Chciałaś zwrócić na siebie uwagę? Mów!
- Nigdy nie chciałam medalu za to co robię, nigdy nie kierowałam się chęcią zdobycia czyjeś uwagi, całe moje istnienie zostało podporządkowane obowiązkom, na które nie zawsze miałam ochoty, a teraz kiedy poczułam co to znaczy żyć, umieram. Proszę cię, Nick o jedno: daj mi zaznać szczęścia choć na chwilę, żebym mogła umrzeć w spokoju.
- Chcesz zobaczyć rodziców? - przerwał nam Tony Stark, który przysłuchiwał się, niezauważony.
- Mogę?
Czarnoskóry mężczyzna odszedł od łóżka, podszedł do wyjścia i przez ramię odpowiedział, że się zgadza, a następnie echo jego kroków niosło się po wieżowcu.
- Polecimy twoim samolotem?
- A czym? Nie będę latał prywatnymi samolotami. - Wizja siedzenia obok nieznajomych osób przeraziła Tonego. - Czyż moje samoloty nie są najlepsze?
Na mojej twarzy zastygł uśmiech, który długo nie schodził. Brunet potrafi być denerwujący, uparty i samolubny, ale nigdy nie moża się było z nim nie śmiać.

- Może w takim stanie lecieć?
- To już kwestia czasu. - Bruce wypił pierwszy raz od dłuższego czasu zaczną cześć alkoholu. Nie mógł się upić, podobnie jak Kapitan, ponieważ jego odporność mu na to nie pozwalała i teraz obwiniał los za to, że nie może powstrzymać smutku napojem z procentami.
- Chcę lecieć z wami. - Ogłosił Loki, zakrywając się znów za maską obojętności, która zasłoniła jego złość, jednak na jej miejsce zaczyna powoli wchodzić smutek, rozpacz.
- Lecimy za godzinę. - Oświadczył Anthony i poszedł przyszykwować maszynę do lotu. Reszta grupy też poszukiwała zajęć, by zapomnieć, a Kłamca nie zwracając na siebie dużej uwagi, wślizgnął się do pomieszczenia, gdzie przebywała podpięta do najróżniejszych maszyn medycznych - Ari. Agentka Romanoff nie chciała go do niej wpuścić, więc zmieniajać się w postać kruka, wleciał przez otwarte okno i kiedy owy plan uczynił, wrócił do swojej pierwotnej postaci.

Młoda kobieta siedziała na łóżku, nie zdając sobie sprawy, że ktoś za nią stoi. Loki podjął próbę odczytania jej myśli.
To już nie długo. Poczujesz ulgę i nie będziesz już cierpieć.
- Airi?
- Jak tu się dostałeś? - Odwróciła się i ujrzała Lokiego, zdejmującego z ramienia kurcze pióro. Szeptali, tak żeby nikt ich nie usłyszał.
- Nie znasz moich możliwości, kobieto. - Teraz mógł zrzucić z siebie swoją obojętność i opowiedzieć Airi co czuje. Po raz pierwszy od wielu lat jego serce przyspieszyło a umysł jeszcze niedawno trzeźwo myślący, dziś zachowywał się jak odłurzony. On się bał. Czego? Odtrącenia, które spotykało go w jego życiu zbyt dużo razy.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
- Tak? - Wydawało mu się, że bije od niej blask, który posiadają tylko bogowie.
- Oh, Jelonek. - Przerwał im w najmniej odpowiednim momencie, miliarder. - Nie przeszkadzam? Nie mniej jednak samolot już oczekuje pannę Virtanen.

- Sama chwila pożegnania nie jest wbrew pozorom najgorsza - zwróciłam się do moich już płaczących przyjaciół. - najgorszy jest czas po niej, kiedy uświadamiasz sobie, że coś bezpowrotnie znika z twojego życia. - Posłałam wszystkim pokrzepiające spojrzenia. Po raz ostatni. Tony i Loki czekają na mnie na pokładzie. Thorowi jednak moje ckliwe słowa nie wystarczają i przytula mnie z całych swoich sporych rozmiarów sił.
- Pewnego dnia podniesiesz Miolnira.
- Nie wątpię!
Następnie zawiesił się na mojej szyi Clint. Płakał.
- Żołnierzu! - Oderwałam się od niego z uśmiechem, którego nikt dziś na ustach nie ma nikt i powiedziałam: - Nie możecie płakać.
- Nie wiesz jak będzie mi ciężko z tymi kretynami. - Natasha nie zważając na fakt, iż wszyscy owi kretyni ją słyszą, objęła mnie ramionami.
- Dasz sobie radę, masz jeszcze Pepper. - Wspomniana asystentka też mnie uściskała.
- Może nie zauważyłaś, ale trzymam kciuki, żebyście byli razem. - Spojrzałam na nią w taki sposób, że chyba domyśliła się o mojej sporej wiedzy na ten temat i poglądach.
- Bruce!
On stanął na przeciwko mnie i nie potrafi na mnie spojrzeć. Dziś nie był Brucem Bannerem, słynnym naukowcem, a w wolnych chwilach na odstresowanie Hulkiem. Dziś był cieniem dawnego siebie.
- Przepraszam, ja nie mogłem... Ja...
Z całych moich pozostałych sił i na ile pozwalała mi kroplówka wbita w moją rękę, ujęłam go w ramiona. Rozpłakał się i po chwili odszedł do pozostałej grupy.
- Zlekceważyłaś polecenia, by uratować Tonego a później nie powiedziałaś o swoim problemie.
- Wiem, że zrobiłam źle, Steve.
- Ja też bym tak zrobił. - Przytulił mnie i lekko uniósł nad ziemię.
Kiwnełam głową w stronę Furrego, natomiast on uśmiechnął się i także kiwnienciem głowy się ze mną pożegnał.
Ciche pożegnanie z smokami, wywołało u mnie niekontrolowany płacz. Littnes próbowała się dostać za mną do samolotu. Gest zaczepił się mojej nogi, Flest na swoim stałym miejscu na szyi i Renge na ramieniu. Wyczuwają, że widzimy się po raz ostatni.
Weszłam do wnętrza samolotu samotnie, nie oglądając się za siebie bo wiem, że gdybym tak zrobiła to nie umiałabym ich opuścić.
Usiadłam naprzeciwko Laufeysona.
- Gotowa?
- Na śmierć na pewno.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz