14

1.1K 83 2
                                    

Od kilku dni czuję się obserwowana. Jesza skutecznie zasiał w moim umyśle ziarno wątpliwości. Komu mam ufać? Nie powiedziałam Lokiemu nic o spotkaniu z jego wrogiem, więc muszę sama zmierzyć się z swoim problemem.
- Co się dzieje? - pyta Loki, który od samego rana przygotowuje dom na walkę i chodzi od lewej do prawej strony.
- Nic.
W odpowiedzi mruczy coś pod nosem i spogląda na zabite deskami okna.
Zatopiona w morzu swoich myśli nie zauważam jak Kłamca zachodzi mnie od tyłu i przykłada zimny nóż do mojej szyi. Znieruchomiałam.
- Co robisz?
- Zabiję cię.
Powoli wzięłam do ręki najbliższą rzecz jaką okazała się być książka i uderzyłam nią Lokiego. Zrobił kilka kroków w tył a ja miałam chwilkę czasu by zadać mu kolejny cios tym razem pięścią, lecz przechwycił moją rękę i wykręcił ją pod niekorzystnym dla mnie kątem. Nie mając innego wyjścia kucnełam i powaliłam go z nóg, Loki zrobił to samo w zamian, leżąc na podłodze i teraz walka przeniosła się na niższe partie. Unosi się nade mną, trzymając moje ręce nad moją głową i kieruje sztylet prosto w moją szyję, ale ja uderzam go kolanem w bok i to teraz ja góruje z sztyletem w dłoni.
- Wygląda na to, że to ja cię zabije.
- Nie sądzę - uśmiech nie znika mu od początku walki, teraz wiem dlaczego. Jeden z jego klonów jest za mną i celuje w moje plecy włócznią.
- Oszust.
- Cherlak.
- Prawie cię pokonałam! Nie jestem cherlakiem.
- Dałem się pokonać.
- Ta jasne...
- Mogłabyś ze mnie zejść? Bo zaczynam się nudzić.
Faktycznie na nim siedzę i nim zdąży cokolwiek powiedzieć, kiedy wstaje uderzam go w policzek.
- A to za co?
- Co to miało być?! - krzyczę zdenerwowania, mało mnie nie zabił i pyta się jeszcze o co chodzi!
- Trening. Pamiętaj tylko jedno - wskazał na mnie palcem - Jesza nie będzie wobec ciebie łaskawy, ani uczciwy. - Wręczył mi dwa noże i odszedł do swojego pokoju.

- To dziś - mówi, kiedy jemy śniadanie przygotowane przeze mnie.
- Skąd wiesz?
- Kończy się zima a on nie przegapi takiego momentu.
- Co w takim razie robimy?
- My?
Popatrzyłam na jego twarz. Jest poważny i jakby smutny.
- To moja walka, Airi. Nie pozwolę ci walczyć.
- Dlaczego?! Wiesz, że dam sobie radę.
- Wiem.
- Loki...
- To nie jest najważniejsze, chodź - zaprowadził mnie do drzwi od piwnicy - musisz zamknąć tu Littnes.
- Masz rację nie chcę, żeby brała w tym udział.
Smoczyca niechętnie schodziła ze mną na sam dół, ale z pomocą przekąsek w kształcie ryb udało się. Pogłaskałam Littnes i chciałam wrócić do Lokiego, lecz on miał inne plany. Zamknął mnie w piwnicy!
- Loki! - krzyczę i szarpię drzwi - Otwórz te drzwi!
- To jest moja walka Airi. Koniec z uciekaniem.
- Proszę cię, nie rób nic głupiego!
Przez kolejne kilka godzin rozważam możliwości wydostania się z zamknięcia, ale na darmo. Z małej piwnicy nie ma wyjścia, a drzwi tak łatwo się nie poddają nawet pod naporem smoka.

Minęło już około sześć godzin a zza drzwi nie słychać najmniejszego szmeru, aż do teraz. Ktoś po prostu wszedł do domu i rozmawia z Lokim a następnie zaczyna się walka. Przylgnęłam go drzwi nasłuchując i starając wyobrazić sobie co się obecnie dzieje.
- Starzejesz się Laufeyson.
- Ty za to dalej wyglądasz jak dziecko.
- Twoja lalka mówiła to samo... ciekawe gdzie jest?
- Sądzisz, że pozwoliłbym jej patrzeć na twoje truchło?
Instynktownie odsunełam się od drewnianych drzwi i chwyciłam w dłonie sztylety od Lokiego.
Może Loki zrobił dobrze zostawiając mnie tu? Obydwoje są bogami a ja będę im tylko przeszkadzać. Zresztą od kiedy tak mi zależy na Laufeysonie? Niech tam sobie walczą, mnie to nie obchodzi.
Mijają godziny a wraz z nimi dźwięki odbywającej się walki na śmierć i życie. Od czasu do czasu coś się stłucze, rozbije, albo zacznie krzyczeć.
Littnes po raz setny próbuje się przedostać przez barierę i w końcu po tylu porażkach drzwi ustępują. W całym domu panuje przerażająca ciemność i cisza, której nie powinno być. Z salonu pozostał jedynie kominek, ponieważ wszytkie meble i nawet jedna ściana zostały zniszczone. Ślady Jeszy i Lokiego prowadzą na dwór i tam też się kieruję. Zimny wiatr szarpię mną na wsystkiego strony a wysoki, mokry śnieg nie daje mi możliwości szybszego poruszania się dlatego też wskakuję na grzbiet smoka i unoszę się nad posesją.
- Widzę ich! - mówię i nakierowywuję Littnes w ich kierunku. Loki pochyla się z sztyletem nad Jeszą, który klęczy wykończony u jego stóp, kiedy mnie dostrzega krzyczy:
- Zabij go! Uwolnij się od niego i go zabij! - Loki także przenosi wzrok na mnie tracąc zainteresowanie Jeszą, który wyrywa mu jego broń i rani w bok. Śnieg pokryła czerwień a ranny zielonooki pada na ziemię.
- Nie!
- Airi... - szepcze  nordycki Kłamca.
- Nie musiało tak być - rudy bożek wskazuje na ciało Lokiego i ociera swoje wargi z krwii - to wszystko nie musiało się tak skończyć. To twoja wina!
Klękam na zabarwionym śniegu, ujmuję delikatnie martwe ciało Lokiego.
- Ty kretynie...dlaczego...?
- Masz szczęście, że to jedynie iluzja.
Z tyłu słyszę jak Jesza upada przed Lokim, który żyje.
- Do zobaczenia w piekle podrabiańcu. - powiedział i splunął na Jeszę przebitego włócznią emanującą niebieską energią.
Odetchnęłam z ulgą. To koniec.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz