21

988 85 2
                                    

,,Żeby ocalić wszystko, musimy wszystko zaryzykować"
Friedrich von Schiller

Trucizna rozpuszcza się we krwii bardzo szybko. Łączy się z krwinkami i przenika każdą część zakażonego ciała tworząc ze mnie bombę, która może wybuchnąć w każdej chwili.
- Do czego potrzebny jest ci jad? - zapytał zielonooki siedząc w samolocie w przedziale "economy class"
- Tony zachorował i pomóc mu może tylko ten jad. - odpowiedziałam jakby była to najoczywistsza rzecz. Nawet na niego nie spojrzałam, bo wzrokiem zapatrzona byłam w gazetę z aktualnymi wydarzeniami na świecie. Loki wyrwał mi ją i wyrzucił na drugi koniec samolotu.
- Przez ten cały czas pomagałem ci ratować Starka?!
- I co z tego? Gdybyś wiedział od początku to pojechałbyś ze mną?
Otworzył usta by coś powiedzieć, ale naraz z głośników wydobył się głos pilota informujący o potrzebie zapięcia pasów, gdyż już lądujemy. Loki nie dokończył swojej myśli i czekaliśmy, aż maszyna wyląduje w całkowitej ciszy. Bez większych problemów pilot usadził maszynę na ziemi i wyszliśmy z samolotu. Zrobiłam dwa kroki na gładkiej powierzchni lądowiska i ból, którego znam przyczynę przeszkodził mi w dotarciu do samochodu, który przyjechał zabrać nas do domu.
- Wszystko w porządku? - Loki podtrzymał mnie, bym nie miała bliskiej wizyty z betonem, z którym spotanie "w twarzą w twarz" nie jest zbyt kuszące.
- Tak. Wiesz, zawsze tak mam po dłuższym locie - okłamuję go i idę dalej, nie korzystając z dalszej pomocy Lokiego. Otwieram drzwi czarnego (jak wszystko w agencji S.H.I.E.L.D) samochodu i niemal już wsiadam do jego wnętrza, gdy dostrzegam, że Loki zatrzymał się kilka dobrych metrów przed samochodem.
- Coś nie tak?
- Tu się nasza przyjaźń kończy, agentko Airi.
- Drogi przestępco, Loki. Proszę cię, żebyś wsiadł do tego cholernego auta.
- Nie mogę z tobą wrócić.
- Zamknij się już i wsiadaj, mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
Niechętnie i z oburzeniem wszedł do pojazdu. Dopiero kiedy zapięłam pasy i zerknęłam na Lokiego, wystraszona spojrzałam na naszego kierowcę, który niekoniecznie mógł by mieć dobre zamiary związane z Kłamcą.
Zszokowana ruda asystentka Tonego Starka w odbiciu lusterka patrzyła to na mnie, to na Lokiego.
- Ale, on... i... ty...
- Pepper ja ci wszytko wytłumaczę.
- To dobrze. Przyda ci się kilka dobrych wymówek.

- Dlaczego kazałaś mi tu przyjść? Mówiłem Ci już, że nie powinno mnie tu być. - Poddenerwowany Laufeyson jeszcze nie rozumie co się zaraz stanie. Trzyma małą fiolkę z jadem tak bardzo teraz potrzebnym Tonemu.
- Co chciałaś od nas, Pepper? - cała grupa Avengers zebrała się w jednym miejscu za rogiem.
- Oni zaraz mnie... - szepnął, ale przerwałam mu i chwyciłam za fragment jego stroju w okolicy klatki piersiowej.
- Jestem z Ciebie dumna. Zmieniasz się, Loki. Już się zmieniłeś! Teraz należysz do "tych dobrych".
- Ale nawet jeśli to dla nich nic to nie znaczy.
- Zobaczymy. - Przyciągnęłam go do siebie (a raczej ja przyciągnęłam się do niego) i pocałowałam. Poczułam jak rozluźnia spięte mięśnie i powoli dopasowywuje ruch swoich ust do moich. Kiedy czuję, że to odpowiedni moment popycham go z całych sił w tył. Loki cofnął się tylko o kilka kroków, lecz tyle wystarczyło, by pokazać się całej grupie zgromadzonej w wąskim korytarzu.
- Airi odsuń się od niego. - Steve jako pierwszy zapanował nad szokiem i zbliżył się do Lokiego, który do końca też nie wiedział co się właśnie wydarzyło.
- Nie. Dajcie mi to wyjaśnić...
- Więc tak wyglądał twój rzekomy urlop. - Do sytuacji dołączyła się Romanoff - Tony umiera a ty się świetnie bawisz, na dodatek z nim!
- Co? My w rzeczywistości...
- Żartujesz sobie?! Nie odróżniasz wroga od przyjaciół? - to był natomiast rozsądny głos Clinta.
- Dajcie jej powiedzieć! - krzyknęła Potts - Błagam, ona ma coś co może pomóc Tonemu...
Wszytkie oczy zwróciły się ku mnie, tym razem z pytaniami wymalowanymi na twarzach, zamiast pretensji.
- Nie ja je mam. Tylko on. - pokazałam na wciąż nie pewnego sytuacji mężczyznę - Loki zdobył jad smoka dzięki któremu Tony może wyzdrowieć. Zdobył go z moją niewielką pomocą i należą mu się podziękowania, a nie awantura.
- Dlaczego to robisz, Ari?
- Czekałam na to pytanie, Bruce. Chodzi mi o to, że spędziłam z Lokim wystarczająco dużo czasu, by zauważyć, że nie jest taki zły. On może się zmienić na lepsze! Ja mogę go zmienić, tylko dajcie mi szansę.
- Ja jej wierzę. - ukochana Starka przeszła na moją stronę dosłownie i w rzeczywistości pokazując, że zgadza się z moimi słowami i przyszłymi czynami. Naukowiec, który czasem zmienia się w zieloną, nagą bestię też przeszedł na moją stronę, stając (trochę niechętnie) obok Lokiego.
- Ja też dam ci szansę. - powiedziała Romanoff, jednak stała dalej w miejscu i nieufnie spoglądała w stronę Lokiego.
- Jak ona daje ci szansę to ja też. - Z entuzjazmem Clint podniósł rękę zgłaszając się jak uczeń w szkole. - Znaczy, tobie Airi, nie temu kosmicie.
- Jestem na tak! - Thor uniósł swój młot. - Niech mnie piorun strzeli, ty możesz go naprawdę zmienić.
Naprzeciwko nas zawzięcie stoi Steve, który z każdą minutą jest coraz bardziej zdezdenerwowany z powodu uległości pozostałej części grupy.
- Zgadzam się. - Powiedział w końcu - Ale to i tak nie ode mnie zależy, czy on ot tak będzie mógł sobie chodzić po wieży.
W kilka kroków znalazłam się przy blondynie i uściskałam go ze szczęścia.
- Prawie bym zapomniała! - wzięłam z ręki zielonookiego jad i podałam Bruce'owi - Trzeba tylko przekształcić truciznę na lek. A my z Lokim idziemy do ostatniej osoby, która musi wyrazić zgodzę na jego tutejszy pobyt.

Jeszcze niedawno zdrowy mężczyzna z ogromną siłą i nieumiarkowanym poczuciem humoru, dziś jest bezsilnym cieniem samego siebie.
- Kwiatuszek! Co ty tu robisz? Nie miałaś być na wakacjach?
- Ktoś musiał znaleźć dla ciebie lekarstwo.
- Powinienem cię chyba teraz pouczać, że nie powinnaś się dla mnie poświęcać. Ale tego nie zrobię. - wspominałam, że opuścił go humor? W przypadku miliardera jest to nie możliwe, nawet na łożu śmierci mógłby żartować o wszytkim i wszytkich.
- Wiesz... miałam takiego pomocnika.
- Pomocnika? - podniósł się na łokciach i sięgnął po opakowanie czekoladek, które prawdopodobnie dostawał od odwiedzających go przyjaciół, bądź znajomych i zaczął jeść małe czekoladki ze środka w kształcie serduszek. - Jaki był ten twój pomocnik?
- Był... denerwujący, ale to dzięki niemu mamy dla ciebie główny składnik leku.
- Życie jest za krótkie, żeby spędzić je z ludźmi, którzy cię denerwują. Uwierz mi, wiem co mówię. Leżę tu od tygodnia.
Uśmiechnęłam się na myśl, że Tony nie ma pojęcia o kim mówię. Odwróciłam się od niego i wyszłam na korytarz przed pokojem Tonego, gdzie czekał Loki. Kiwnełam głową by dać mu znać, że może wejść.
Tony przestał zjadać się smakołykami i z otwartą buzią, którą przed chwilą miał wypełnioną czekoladą przyglądał się Asgardczykowi.
- Anthony Starku, to jest mój pomocnik.
- To jest Loki, czy mam wadę wzroku?
- Ciesz się blaszaku, że nie wiedziałem kogo ratuje.
Każdy z mężczyzn patrzył na siebie wzywająco i żaden nie miał zamiaru ustąpić.
- Nie chce żadnych leków od tego jelenia.
- Nie masz wyjścia. Zresztą chciałam cię poinformować, że Loki będzie z tobą mieszkał pod jednym dachem, czy tego chcesz, czy nie. - obróciłam się napięcie i wyszłam trzaskając drzwiami. Dopiero będąc sama zrozumiałam na co mogę narazić grupę przyjaciół. Loki może i nie jest już tak niebezpieczny jak przed kilkoma miesiącami, lecz zawsze pozostaje duże ryzyko, że jego niezwykła przemiana skończy się moja wielką porażką.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz