19

963 81 0
                                    

,,Lekarstwa nie zawsze są konieczne,
ale wiara w wyzdrowienie jest niezbędna"
Norman Cousins

- Airi! - ktoś o znajomym mi głosie wbiegł do pokoju. Identyfikacja tego mężczyzny sprawia mi problem, bo w pokoju jest całkowicie ciemno. - Czemu śpisz na podłodze?
- Co...? - podnoszę się na rękach i patrzę na zdenerwowanego Thora - Księżniczko co się dzieje, że budzisz mnie o... która właściwie jest godzina?
- Maluchu jest godzina dwunasta i mamy taki mały problem.
- Co znowu zrobiłeś?
- Nie ja. - nerwowo złapał się za kark, uciekając wzrokiem - Tony jest chory.

Bruce opowiada mi o dolegliwościach Starka, kiedy ja przedostaje się przez spore zbiegowisko ludzi z agencji.
- Ma wysoką gorączkę, dreszcze i...
- Masz jakieś podejrzenia co do choroby?
- Nie. - zawstydzony opuścił głowę. Bruce bardzo dobrze sprawuje się jako nasz lekarz, a teraz kiedy nie wie co zrobić po prostu jest mu ciężko poradzić sobie z bezradnością - Myślałem, że może ty coś będziesz wiedzieć, widziałaś go wczoraj ostatnia. Co jadł? Pił?
- Był bardzo pijany. Pił to swoje świństwo.
Otwieram kolejne drzwi. Te są już ostatnimi, a za nimi słychać złego Tonego obrażającego personel medyczny z S.H.I.E.L.D.
- Nie dotykaj mnie tą igłą! Bruce! Potrzebny jest mi Hulk!
Poprosiłam wszystkich, żeby wyszli zostaliśmy tylko ja i Banner.
- Coś ty zrobił Stark? - siadam przy łóżku, gdzie leży i dotykam jego gorącego czoła.
- Podejrzewam, że problem...
- Problemem nie jest problem. Problemem jest twoje podejście do problemu. - przerywa mu brunet i szykuje się do opuszczania łóżka, lecz jest zbyt słaby by mi się wyrwać.
- Problemem - kontynuuje przerwaną wypowiedź Bruce - jak sądzę jest zbyt długie przetrzymywanie w ciele reaktora łukowego.
- Przecież pozbył się go już rok temu.
- Komplikacje jednak nastąpiły. Dodatkowo dochodzi jego uwielbienie do picia alkoholu.
- Jedyną wadą alkoholu jest to, że się trzeźwieje. - mruknął niezadowolony miliarder, a raczej dziecko uwięzione w ciele dorosłego miliardera i ostentacyjnie obrócił się plecami do nas.
- Teraz nic nie zrobimy, Bruce. - położyłam dłoń na jego ramieniu - Dziękuję ci.
Wymusił u siebie uśmiech i odszedł zapatrzony w zapiski medyczne. Ja wykonywałam podobną rzecz, mianowicie przyglądałam się choremu. Rozmyślam nad jakim kolwiek rozwiązaniem, kiedy do pomieszczenia wpada Pepper. Jej zawsze gładki strój służbowy, dziś został zastąpiony zwykłymi spodniami i t-shirt'em a zazwyczaj uczesane w ciasny kok, rude włosy są rozrzucone w nieładzie we wszytkie strony.
- Tony...! Boże co ci się stało? Airi co mu jest? - zarzuciła mnie pytaniami i usiadła po drugiej stronie łóżka, badając wzrokiem czerwoną od gorączki twarz Anthonego. Kiedy tylko ją ujrzałam przypomniał się wczorajszy dzień. Loki! Na śmierć zapomniałam o bożku!
- Jeszcze nie wiemy co mu jest. Pepper, słuchaj ja muszę zająć się kilkoma rzeczami. Mogę cię z nim tu zostawić?
- Jasne! Idź do tych swoich smoków, dam sobie radę. Bywało gorzej...

Smoki... Pepper Potts otworzyła mi oczy i odkryła nowe możliwości postawienia na nogi Tonego. Biegnę do swojego pokoju po swoją własną książkę założoną kilkanaście lat temu. Opisywałam tu wszytkie napotkane rasy smoków, rysowałam, a następnie uczyłam się o nich. Otwieram stare pudło, którego nie wyjmowałam odkąd przeprowadziłam się do Ameryki. Stary, duży zeszyt zawiera wszystkie niezbędne mi informacje, przewracam kartki jedna po drugiej i wreszcie znajduję to co jest nam teraz potrzebne.
Fioletowy smok. Zamieszkuje północną część Afryki. Jedyny okaz na całym świecie. Wytwarza jad, który po odpowiednim przygotowaniu może posłużyć jako silna surowica. Uwaga! Jad ten może zabić, jeżeli dostanie się w pierwotnym stanie do organizmu człowieka.
Przypominam sobie jak zdobyłam te informacje. Pewien młody chłopak z plemienia, które zamieszkiwało zaraz obok legowiska owego gada wpadł mu w szpony i został ukąszony. Umierał w okropnych męczarniach i nic nie było w stanie go uratować. Surowice natomiast wytworzyłam sama przypadkiem znajdując kilka kropel jadu i eksperymęntując na nim.
Zamykam swoje skromne dzieło sztuki i ile sił w nogach biegnę odnaleźć Nicka Furrego.
- Szefie! - krzyczę do odwróconego ode mnie tyłem czarnoskórego mężczyzny, rozmawiającego z jednym ze swoich podwładnych - Już wiem co może pomóc Starkowi!

- Nie.
- Dlaczego?! Przecież antidotum zadziała idealnie!
- Nie mogę poświęcić ludzi na bezsensowne poszukiwania jakiegoś gada, który jak sama napisałaś jest jedynym okazem na świecie i prawdopodobnie już zdechł.
- Nie mamy innego wyjścia! - w oczach zbierają mi się łzy bezsilności. Nie przekonam Furrego.
- Agentko Virtanen, nawet gdybym chciał, to ten twój zasrany pakt smoków mi nie pozwala.
- Rozumiem. Przepraszam. - Wprostowałam się i odeszłam do swojego małego apartamentu. Wygrzebałam z szafy ubrania dopasowane do klimatu Afryki i spakowałam je w pojemny plecak.
- Gdzie się wybierasz?
- Do Afryki.
- Mogę wiedzieć po co?
- To nie jest dla ciebie istotne, Loki. Pytanie czy chcesz lecieć ze mną?

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz