8

1.4K 103 1
                                    

Idzie po wolność.

Przemierzał korytarz z cynicznym uśmiechem, wyćwiczonym do perfekcji. Dobrze wiedział, że w budynku znajdują się tylko bohaterowie, gdyż goście opuścili już kolejną imprezę Starka.
Obserwuje wszytkich w pomieszczeniu, ukrywając się za ścianą.
Tylko agentka Romanoff jest w dobrym stanie, aby móc z nią negocjować w sprawie berła, które Laufeyson tak bardzo chce znów posiąść. Wychodzi na pobliski balkon, kładzie dziewczynę na balustradzie, tak że od upadku kilkadziesiąt metrów w dół dzieli ją tylko kilka centymetrów. Blond włosy swobodnie powiewały na wietrze, jej sukienka już nigdy nie zostanie użyta z powodu fatalnego stanu, a o jutrzejszym samopoczuciu lepiej nie wspominać. Loki mógł w tym momencie zabić jednego z członków znienawidzonej przez siebie grupy, ale nie może. To uczucie, którego nienawidzi, w tym momencie bierze nad mim górę i po prostu nie zabije dziewczyny. Nie teraz.
- Nareszcie! - na rudowłosą członkinie Avengers nie trzeba było długo czekać - Agentko Romanoff, nie śpieszyło ci się.
- Czego chesz? - zapytała pewnie spoglądając to na niego to na Airi
- Potrzebuję berła. Tylko nawet nie próbuj poinformować tamtych idiotów o mojej obecności, bo będziesz zdrapywać swoją przyjaciółkę z asfaltu.
Teraz też nie musiał długo czekać. Obejrzał dokładnie berło, podczas gdy Natasha Romanoff zdejmowała blondynkę z balustrady i przeniosła w bezpieczniejsze miejsce.
- To nie będzie mi potrzebne - zdjął nadajnik, (który jak miała nadzieję Natasha, zostanie przez niego niezauważony) i go zmiażdżył w dłoni. - Jak ty to kiedyś ujęłaś? A tak! Dziękuję za współpracę.

                                   ◇
Budzę się znowu z poczuciem winy. Mija już tydzień od tamtej nocy, ale już chyba mi przechodzi bo wina spadła na Tonego. Nie chciałam go bronić, bo to on podsuwał mi ciągle kieliszki z alkoholem, ale nie zmienia to faktu, że to ja je brałam i brałam...  Wstaję z łóżka i kieruje się do łazienki. Codzienna rutyna - umyć się, uczesać włosy, ubrać i ruszyć ratować świat (opcjonalnie).
- Gest!
Cisza. Żadnego ruchu, ani odgłosu. To wręcz nie możliwe, a jednak się dzieje.
- Flest? Littnes...
Szybki ruch tuż przy mojej głowie daje mi pewność, że nie jestem tu sama. Sięgam po broń, którą mam w nocnym stoliku, lecz po chwili znika z moich dłoni dzięki jednemu silnemu ciosowi.
To nie może być on...
- A jednak, Midgardko, jestem tu.
- Loki. Przyszedłeś się sam wpakować do celi?
- Co byś powiedziała... -rozgląda się po pokoju, po czym przenosi wzrok na mnie - Gdybym zaproponował ci współpracę?
- Z tobą?! - zaśmiałam się nerwowo - Chyba śnisz.
- Tydzień temu byłaś bardziej uległa.
Policzki mnie pieką od wstydu. Po co w tedy tyle piłam i dlaczego musiałam iść właśnie do niego.
- Czego chcesz?! Zemsty? Jak tak, to mnie po prostu zabij.
- Moja propozycja brzmi następująco - jest na granicy wytrzymałości, więc postawim się nie odzywać - ty pomagasz mi, a ja uczynię cię potężniejszą niż możesz sobie wyobrazić.
- Nie zgadzam się.
Loki podszedł do mnie w kilka kroków i chwycił za szyję uniemożliwiając mi oddychanie. Zabiję mnie dziś.
- Dam ci jeszcze jedną szansę kobieto. Lepiej dobrze ją wykorzystaj.

Dał mi tą szansę i mnie puścił. Chodził po pokoju, kiedy ja próbowałam przywrócić swój odpowiedni stan zdrowia.
- Coś ci się chyba pomyliło - mówię po dłuższej przerwie i staram się podnieść z poziomu podłogi do jego, chociaż on, i tak zawsze będzie górował - ja nie mam żadnych "super mocy".
Pierwszy raz słyszę jego śmiech. Udawany co prawda śmiech, ale do śmiechu się zalicza.
- Więc dlaczego te potwory się ciebie słuchają?! Musisz mieć coś w swojej nędznej egzystencji, że są ci posłuszne!
- Wiesz co mam w tej swojej egzystencji? Dobro dla drugiego człowieka, smoka i innych zwierząt! To dlatego się mnie słuchają! - wycelowałam w jego osobę pistolet, który znalazłam nie długo po upadku.
- Nie zabijesz mnie tym.
- Oczywiście, że nie... - Strzeliłam w sufit pięć razy. Dlaczego? Na górze znajduje się salon, w którym siedzi Clint i Banner, ponieważ zaczna się właśnie mecz futbolu. Nie codziennie strzelam do sufitu, więc zaalarmowani mężczyźni powinni przyjść mi z pomocą.
Spoglądam na Lokiego z takim samym cynicznym uśmiechem, jakim on często traktował mnie.
- Do zobaczenia... - To były jego ostatnie słowa przed zniknięciem w obłokach zielonego dymu.

Nowy światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz