Rozdział 18

994 58 5
                                    

Następnego dnia siedziałam na łóżku i rysowałam w moim szkicowniku, kiedy ktoś zapukał.

- Proszę! - zawołałam, nie odrywając wzroku od kartki.

Do pokoju wszedł Łukasz. Nie miał wesołej miny.

- Co jest? - zapytałam zmartwiona.

Podszedł do mnie, usiadł obok i wziął moje ręce w swoje. Patrzył na mnie przez chwilę badawczym wzrokiem, po czym odezwał się:

- Był u mnie wczoraj Poznański. Przedstawił mi plan działania. Będę drugim dowódcą.

- To gratulacje! - ucieszyłam się.

- Dzięki. Wiem już, kto idzie a kto zostaje.

Lustrowałam go ciągle wzrokiem, bo chciałam się w końcu dowiedzieć. Za to jemu ani trochę się nie śpieszyło.

- Powiesz mi w końcu? - zniecierpliwiłam się.

Westchnął głęboko.

- Idziemy wszyscy.

Zatkało mnie. Serio, Poznański chce wysłać WSZYSTKICH? Nawet Janka? Powaliło go? Przecież to wielkie niebezpieczeństwo!

- Wszystkich? Upadł na głowę? - uniosłam brwi i pokiwałam głową z powątpiewaniem.

- Dobrze usłyszałaś. Nikt nie zostaje. Po prostu szef chce mieć wszystkich pod kontrolą i pod ręką w każdej chwili. Powiedział, że co prawda niektórzy gorzej sobie radzą w walce - zagryzłam wargę myśląc o Janku - na pewno przydadzą się do czegoś innego. Do targania manatków, ładowania broni czy robienia pułapek. - poprawił swoje brązowe włosy.

Powoli pokiwałam głową w geście zrozumienia. Powiedzmy, że ogarniałam po co temu świrowi my wszyscy naraz.

- Nie zapominaj o tym, że armia Andrija może być dwa razy większa. Szef mówił, że rozkazał już ostrzyć noże z piwnicy i ładować karabiny. Sama wiesz, że im więcej, tym lepiej. Na bank będą mieli lepsze uzbrojenie, więc musimy dać z siebie wszystko i bardzo się postarać.

Wbiłam wzrok w ścianę, myśląc o tym wszystkim. O wojnie, ciągłej walce, chorobach i mordach. A kto zniszczył dobrą ludzkość? Nie, to nie był Poznański. Chyba. To był Putin.

Rosja jest wielka, ale on jest nienasycony. Ciągle chce więcej i więcej. Dlatego rozpętał wojnę. Wielki, gigantyczny konflikt zbrojny. A po co? Żeby mieć jeszcze większe terytorium. Jakby normalnie im było za mało.

Co za egoiści, pomyślałam. Dużo mają ale i tak zabierają tym co mają dużo mniej. I to trwa już trzy lata. Ta kaźnia. I to przez wymysł Putina.

Z rozmyśleń wyrwał mnie przyjaciel.

- Aha, i jeszcze jedno. Poznański nie mówił, kiedy wyruszamy, ale powiedział, że trzeba już być spakowanym, bo możemy wyruszyć w każdej chwili. Miej oczy dookoła głowy, dobrze? - pogłaskał mnie po włosach. - Okej, idę, widzimy się na kolacji. - i wyszedł.

Skoro szef powiedział, że wyprawa może się rozpocząć nawet teraz, to lepiej już się wcześniej przygotować. Wyjęłam mój niebieski plecak i włożyłam tam scyzoryk i nożyczki. Zaraz potem zawołali nas na kolację, więc wsadziłam torbę pod łóżko i poszłam coś zjeść.

Spożyłam kanapkę z nutellą i ciepłe kakao, po czym wróciłam z powrotem na górę. Bardzo mnie przygnębiał widok smutnych ludzi, myślących o ich losie podczas tej jakże ryzykownej misji.

Wyjęłam plecak spod łóżka, przeczytałam kartkę od Łukasza z rozpiską potrzebnych rzeczy i zapakowałam naboje, zapałki, trochę drewna na opał i ręcznik.

Nim się spostrzegłam, wybiła dwudziesta pierwsza, a ja napita wrażeniami z dzisiejszego dnia błyskawicznie zasnęłam.

*****

Trochę krótszy i raczej nudny, ale spać mi się chce 😴

A jutro mam kartkówkę z fizyki więc trzymajcie za mnie kciuki 👌

Idę napisać nowy rozdział CT na zapas 🌷

Zostawcie 🌟 i 📝

No i jak ktoś jeszcze nie widział to wbijać mi na Cały twój o Jeremim!!

Na razie kochani! Dobrego tygodnia! 💫

~karola

Misja: PrzetrwaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz