Rozdział 21

877 71 11
                                    

Uporczywie wpatrywaliśmy się w szefa.

- Jaki plan B? - uniosłam brwi.

- Otóż, plan B wymyśliłem już dawno, wiecie, tak na wszelki wypadek, ale nie sądziłem, że przyda nam się tak szybko... - westchnął ponownie. - Powiedziałbym wam, ale nie jestem pewny czy któryś z ruskich nas nie podsłuchuje. Jeszcze by przechwycili nasze zamiary i obrócili je przeciwko nam. - wyjął jakieś papiery z kieszeni. - Chodźcie bliżej mnie - ściszył głos. Wykonaliśmy jego polecenie. - A więc, kiedy wrócą nasi, wybierzemy się do naszej bazy awaryjnej. Stoi ona tutaj - wskazał centralny środek lasu na mapie - Nie jest łatwo się tam dostać, jest rów, dużo drzew, no i tak dalej, ale nie mamy wyjścia. Mam nadzieję, że jej nie znajdą i nie zbombardują, bo to nasza ostatnia deska ratunku.

- Czyli musisz obmyśleć jeszcze plan C. - odezwał się Łukasz.

- Coś w tym rodzaju.

***

Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w swoje ręce. Od czasu do czasu przełykaliśmy ślinę żeby odgonić myśli od narastającego głodu.

Istotnie, czekaliśmy na resztę już kilka godzin. A ja nie miałam nic w ustach od wczoraj.

Powoli zapadał zmrok, więc poinformowałam Karola i Łukasza że idę się położyć. Poznański oznajmił, że będzie pełnił wartę.

Znalazłam jakiś stary koc na ziemi, więc wzięłam go. Ułożyłam się na stercie liści, przykrywając się szczelnie kawałkiem materiału. Jako poduszka posłużył mi duży, gładki kamień.

Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy snów.

***

Obudziło mnie uporczywe szarpanie.

- Laura, do cholery jasnej! Baczność!

Mimo zmęczenia, moim obowiązkiem było wstać i zasalutować. Trochę mozolnie, ale wykonałam co do mnie należy.

- Tak, szefie?

- Reszta już przyszła, chodź na śniadanie. - odpowiedział i odszedł.

Przetarłam oczy i poszłam za nim. Niedaleko, na ziemi, siedzieli pozostali. Mieli spory zapas jedzenia i wody. Przynieśli też koce i broń. Zajęłam miejsce obok Łukasza i zabrałam się za pałszowanie bułki. O zgrozo, jak dobrze w końcu coś zjeść! Zjadłam od razu trzy, w końcu żarcia nie brakowało. Każdy był zmęczony i głodny. Potem wypiłam pół litra wody i poczułam się wolna. Zaspokojone potrzeby od razu polepszają nastrój. Aż lepiej.

Wszyscy siedzieli w ciszy, nikt się nie odzywał. Zagłebiliśmy się we własnych myślach. Czuliśmy pewną więź, mimo że każdy rozmyślał o czymś innym.

Po około 10 minutach milczenie przerwał Kerel.

- Dobrze, moi drodzy, oba nasze obozy niestety legły w gruzach. Na szczęście wszyscy jesteśmy cali. - uśmiechnął się lekko. - Natomiast jutro wyruszamy na długą wyprawę. Wyśpijcie się, bo będzie trudno i niebezpiecznie. Połóżcie się. My z chłopakami będziemy na zmianę pełnić wartę, zrozumiano?

- Tak jest! - odkrzyknęliśmy. Każdy urwał sobie jakiś liść i położył się na możliwie największej ziemi. Na początku nie było łatwo zasnąć, bo odgłosy lasu niezbyt przyczyniały się do zaśnięcia, ale po kilkunastu minutach każdy z nas odpłynął do krainy snu.

*******

Moi kochani, muszę się wam czymś pochwalić 😂😎

Otóż, jestem właśnie w Czechach, siedzę cała czerwona w aucie i piszę dla was rozdział. Co ja tu robię? Jestem czerwona, bo 10 minut temu przebiegłam 1 km. Tak, jestem aktualnie na biegu. Moi rodzice jeszczw biegną na 10 km. Jestem z siebie bardzo dumna, że dałam radę przebiec ten dystans z czasem 4,37 ❤

Także też możecie być dumni 🌷

Pozdrawiam tych którzy przeczytali notkę ✋ I tych, którzy tak jak ja lubią biegać 🏁

Dobrego tygodnia!

~czerwona i zmęczona 😏😂

Misja: PrzetrwaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz