Rozdział 27

735 53 4
                                    

Rozległo się głośne trąbienie, które sprawiło, że wszyscy, co do jednego, zerwali się z łóżek.

- Wstajemy! Ubierać się szybko, musimy zaraz wyruszyć! Daję wam trzy minuty! Kto się nie wyrobi, wrzucę do fosy!

Wszyscy tylko wywracali oczami na te wrzaski ich szefa. Mimo to każdy zdążył się błyskawicznie ogarnąć i po wyznaczonym czasie wszyscy stali przed budynkiem, zwarci i gotowi na przygotowania.

- Okej, czytam listę! Kto jest, niech się zgłosi! - zarządził Poznański. - Dąbrowski, Skowron, Zimmerman, Dubiel, Walaszek, Dąbrowski v2, Gązawa...

- Gązwa - mruknął właściciel nazwiska.

- Czemu się nie zgłaszacie że jesteście?

Może dlatego że nie mają czasu na to, bo szef już leci z kolejnym nazwiskiem?

- Jesteśmy wszyscy - rzucił Łukasz.

- Okej, teraz dziewczyny. Grzelak, Pawlik, Borucka, Jaguś, Mucha, Sebastjanska, Furka, Słoneczna?

- SKONECZNA - poprawiła lekko wkurzona Ada.

- Milcz, żołnierzu! Robimy tak: żeby szybciej znaleźć Hanuszową, rozdzielamy się. Na cztery drużyny. Każda drużyna dostaje krótkofalówkę, której ma dobrze pilnować i zawiadamiać pozostałych o jakichś wieściach. A więc: drużyna pierwsza to Zimmerman, Dąbrowski Karol, Grzelak i Jaguś, idziecie na północ, drużyna druga to Dubiel, Skowron, Furka i Mucha, wy na południe, drużyna trzecia to Gązawa i ja oraz Słoneczna i Pawlik, my na zachód, zaś czwarta to Dąbrowski, Walaszek, Borucka i Sebastjanska, idziecie na wschód. Dajcie znać jak będziecie mieli jakiś trop Laury! Wszystko jasne?

- Tak jest! - odsalutowali wszyscy.

- Świetnie! Więc do zobaczenia.

I każda drużyna poszła w swoim kierunku.

***

W drużynie czwartej panowała błoga cisza. Nikt nic nie mówił. Po prostu wsłuchiwali się w odgłosy przyrody.

Przez pierwsze półtorej godziny nic się nie działo. Do chwili gdy usłyszeli strzał.

Jeden tylko strzał. Trafił on Sarę w samo serce.

Reszta w panice uciekła, a pociski nadal latały w powietrzu. Na szczęście byli oni na tyle sprawni ruchowo, że uciekali przed nimi i żaden z postrzałów ich nie dosięgnął. Kiedy już wszystko ucichło, schowali się a dużym drzewem i ciężko oddychali.

- Co się właśnie stało? - pokręcił głową Łukasz.

Janek był blady jak ściana. Zawsze trudno znosił takie sytuacje.

- Wszyscy cali? - zapytał Łukasz. Oni tylko pokiwali głowami. - Nie ma co tracić czasu, idziemy dalej.

Wyszli z zza drzewa, rozglądnęli się czy teren jest czysty, po czym ruszyli w dalszą drogę.

Czego szukali? Dobre pytanie. Wiedzieli, że mogą przetrzymywać Laurę wszędzie. Może w domku na drzewie albo w kapsule ukrytej pod ziemią. A może już katapultowali ją za ocean.

Łukasz odgonił od siebie czarne myśli. Był pewien, że jego przyjaciółka żyje. Jest silna, da sobie radę, powtarzał w myślach. Łzy same cisnęły mu się do oczu. To jego wina. Przez niego Laura zaginęła...

W pewnym momencie zobaczyli nieduży, szary budynek obrośnięty bluszczem.

- Wy tu zaczekajcie, a ja idę sprawdzić - szepnął do przyjaciół. Oni pokiwali głowami.

Brunet powoli zbliżał się do zabudowania. Kiedy był już wystarczająco blisko, z łomotem wyłamał drzwi.

Od razu doskoczyło do niego kilku żołnierzy. Mówili do niego coś po rosyjsku, ale chłopak nic z tego nie rozumiał. Nie znał rosyjskiego.

Zanieśli go do pokoju obok. Wymienili ze sobą kilka zdań, po czym kilku z nich opuściło pomieszczenie. W pokoju został tylko Łuki i dwóch Rosjan.

Kierowali się już do wyjścia, żeby zamknąć go tam, ale chłopak był szybszy. Rozbroił mężczyzn, po czym zwinnie wybiegł z budynku.

Uciekał najszybciej jak potrafił. Za drzewami wpadł na swoich przyjaciół. Oddychał ciężko.

- Może tam jest Laura - szepnął, po czym zemdlał.

Misja: PrzetrwaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz