Rozdział 26

751 62 9
                                    

Obudziła mnie lodowata woda obiegająca moje ciało.

Od razu pomyslałam o Łukaszu, ktory bardzo lubi robić mi takie rzeczy. Ale zaraz przypomniałam sobie, gdzie właśnie jestem.

Żołnierz kopał mnie po brzuchu i darł się po rosyjsku. Byłam jeszcze zbyt zaspana żeby zrozumieć, co on tam sobie wykrzykuje.

Po chwili postawił koło mnie tacę z dwiema kromkami chleba, znowu mnie kopnął, i zamknął szczelnie drzwi.

Jęknęłam, bo synek miał naprawdę mnóstwo siły. Rozmasowywałam sobie brzuch, powoli przeżuwając chleb. Był stary jak moja babcia. I jeszcze wpadł mi przypadkiem do kałuży. Mniam, pycha!

Ale za dobrze wiedziałam, że na więcej jedzenia nie mogę liczyć, więc jadłam, chociaż czułam ten ohydny smak ścieków w ustach. Ale narzekaniem nic nie zdziałam. Dostałam jedzenie? Dostałam. Nieważne jakie i skąd. Ważne że jest i w bardzo małym stopniu uspokoiłam swój wilczy głód. Zjadłam od razu. Na tacy stała również szklanka mieszcząca koło 150 ml napoju. Natomiast kolor tej cieczy niezbyt mnie zachęcił, więc na razie go nie ruszałam.

***

Tymczasem w obozie...

- Jak mogłeś! - wrzask Poznańskiego był słyszalny chyba sto kilometrów dalej.

- Ale to nie jest moja wina! - bronił się Łukasz.

- Nie? To czyja? Świętego Mikołaja? - szef uderzył dłonią w stół. Oczy wszystkich były zwrócone ku tej dwójce. Każdy był raczej przygnębiony. W końcu Laura Hanusz zaginęła. - Jak mogłeś jej nie dopilnować?!

- Spać mi się chciało, okej? Rano mózg nie funkcjonuje za dobrze... - brunet drapał się po karku.

- Co mnie to obchodzi? To ciebie i tylko ciebie obarczam winą za zaginięcie Laury Hanusz. Człowieku, to Laura, nie jakiś tam Dąbrowski! - te słowa Janka bardzo zabolały, ale nie dał tego po sobie poznać - Nasz najlepszy żołnierz! Jak sobie bez niej poradzimy?! - Poznański machał rękami jak katarynka.

Cisza. Łukasz wiedział, że i tak jest przegrany.

- Dlatego też będziesz musiał ponieść konsekwencje swoich lekkomyślnych czynów - szef uspokoił się trochę. - Jutro o 14 spotykamy się na posiedzeniu sądowym.

Przerażony chłopak wrócił do pokoju, króry jeszcze wczoraj zajmował z Laurą. Szef miał rację. To była jego wina. Tylko jego. I to on będzie tym, który znajdzie Laurę Hanusz.

Tymczasem u Laury..

Było tak jak podejrzewałam. Jedzenie dawali dwa razy dziennie. Łącznie cztery kromki starego chleba oraz trzysta mililitrów wody. Prawdopodobnie deszczówki.

Nie było tutaj nic do roboty, więc po prostu siedziałam i rozmyślałam o różnych sprawach. Nuda doskwierała mi jak dotąd. A sądziłam, że to historia w podstawówce była nudna.

Jedzenie przynosił mi blondyn, z pewnością urodzony Rosjanin. Darł się na mnie i rzucał chlebem na wszystkie strony i rozlewał wodę bez przerwy. Czasami kopnął mnie w brzuch, jeśli uznał, że jestem wystarczająco blisko niego żeby mnie uderzyć. Chyba nawet w więzieniu jest lepiej. Tam przynajmniej nikogo nie biją i posiłki wydają normalnie.

Tymczasem w obozie..

- Szefie...

Do drzwi Poznańskiego zapukał Janek.

- Czego, do cholery? Jestem zajęty.

W rzeczywistości jedynym ówczesnym zajęciem Poznańskiego bylo picie czarnej kawy i spoglądanie za okno na ulewny deszcz.

Jasiek, trochę onieśmielony, wszedł do pokoju i zajął wolne krzesło.

- Nie uważa szef że rozprawa Łukasza to zwykła strata czasu?

- Dlaczego tak twierdzisz?

- Bo teraz moglibyśmy być już na poszukiwaniach Laury, a tak to tylko tracimy cenny czas.

Kerel uważnie przyjrzał się Jaśkowi. Przez chwilę panowała cisza.

- Wiesz co, Dąbrowski? Masz rację.

Szef przyznający rację Jankowi? Trzeba to zapisać w kalendarzu.

- Powiedz wszystkim, niech się wyśpią. Wyruszamy jutro o 5 rano. A Walaszek i jego popis niech idą w cholerę.

Brunet pokiwał głową i opuścił gabinet, wstępując do wszystkich pokojów po kolei, aby zawiadomić ich o jutrzejszych poszukiwaniach.

*********

UWAGA UWAGA!!

NAPRAWILI MI TELEFON!!!

👏👏👏👏👏👏👏👏👏

Dzięki Orange za bardzo szybką naprawę. Zaledwie 6 tygodni.

Zarywam nockę i piszę rozdział 🐵

Ide jeszcze napisać CT  🌜

Buziaki! 💋

Misja: PrzetrwaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz