Tysiąc funtów

79 9 3
                                    


Okazuje się, że poker na pensy nie jest tak naprawdę na pensy, kiedy człowiek gra w klubie. W nocy. I to z Kennym!

Tak naprawdę to nie rozmawiali ze sobą ani razu, od kiedy Sherlock popchnął go w stronę taksówki, a John upuścił na ziemię pieniądze, które od niego dostał.

Głównie z powodu Victora (tego psiego bobka), który chyba dał się przyszyć Sherlockowi do twarzy chirurgicznie. A wprawdzie John w zasadzie pogodził się z myślą, że chodzenie teraz z Sherlockiem byłoby złym pomysłem, ale to jeszcze nie znaczyło, że miał ochotę oglądać, jak Victor próbuje mu wylizać gardło.

Poza tym John był względnie pewny, że to Victor odpowiada za fakt, że Sherlock ma oczy bardziej zaczerwienione niż zwykle, a jego i tak już legendarny brak cierpliwości tylko się pogorszył (przy czym w tajemnicy John był gotów przyznać, że to pierońsko imponujące).

No ale towarzyszyły temu pewne problemy.

I to nie tylko oczywiste problemy, takie jak ten, że John za Sherlockiem tęsknił i ni stąd ni zowąd miał duże nadwyżki herbaty.

Nie.

Był spłukany.

Absolutnie spłukany.

Do tego stopnia, że prawie wrócił na miejsce, gdzie wrzucił tę dwudziestkę od Sherlocka, tak na wypadek jakby stała się wtedy niewidzialna dla wszystkich oprócz niego.

Dziwna sprawa, ale niestety nic na to nie wskazywało.

Nie była to tak do końca jego wina; dom, który wszyscy razem wynajmowali, był tani jak barszcz (i stosownej do tego jakości), a książki kupował w miarę możliwości używane. Nie mówiąc już o tym, że przecież nie przejmował się modą tak bardzo jak, żeby daleko nie szukać, pewien wysoki jak tyczka chudzielec, który kilka miesięcy temu przyszedł za nim do niego do domu.

Owszem, picie nie poprawiało sytuacji, podobnie jak kupowanie jedzenia w knajpach czy picie, ale tak ogólnie to John był bardziej oszczędny niż większość jego kolegów.

Problem polegał na tym, że jego koledzy nie mieli jego mamy.

Rebecca Watson była kiedyś świetną mamą – choć niestety dlatego, że tata Johna był fantastycznym tatą. Po rozwodzie, potem całym tym przykrym zamieszaniu z ojczymem Johna, a potem śmierci jego taty zrobiła się trochę mniej świetna.

I trochę mniej jak mama.

— Phil nie chce, żeby nam się dzieciaki plątały po domu — powiedziała Johnowi pod koniec czerwca. — Poza tym czy ty nie zapłaciłeś za mieszkanie za lato?

— No zapłaciłem...

— A widzisz. Szkoda by było, gdyby się zmarnowało, prawda?

John bezradnie wlepił wzrok w telefon.

— Ale muszę coś jeść!

— A, Phil mówi, że nic ci nie będzie. Jak chcesz, to mogę ci pomóc, wiesz, przesłać ci jakieś dwadzieścia funtów.

--------------------------------------------------------------------------------

Harry jechała na tym samym wózku. Najwyraźniej „Phil" nie przepadał za przepływem pieniędzy z kieszeni ich matki do ich własnych.

— I tak już śpię u koleżanki — powiedziała. Sądząc po głosie, miała kaca. — Pomogłabym ci, John, ale nie mam z czego.

John pokiwał głową.

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz