Bezpieczny

48 7 0
                                    

John odbywa interesującą rozmowę z Alfem-Gejem.


Mieszkał z Sherlockiem.

John nie wiedział, że podstępny palant znowu się przeprowadził, tym razem do mieszkania z jedną sypialnią, co znaczyło, że on i John naprawdę mieszkali teraz razem.

— Wierzyć mi się nie chce — powiedział cichutko John, gapiąc się na regał, na którym stały jego czasopisma medyczne. — Wierzyć mi się nie chce, że to wszystko zrobiłeś.

— W dobrym sensie? — upewnił się powoli Sherlock, przyglądając się ostrożnie Johnowi.

John pokiwał głową.

— To dobrze. Chociaż gwoli uczciwości powinienem cię chyba poinformować, że czekałem, aż skończą ci się inne możliwości, i dopiero wtedy to zrobiłem, tak żebyś nie mógł odmówić — przyznał szczerze Sherlock.

Być dla kogoś niedobrym dla jego własnego dobra. Przez moment John myślał o tamtej rozmowie z Mycroftem, ale odepchnął od siebie tę myśl.

— I tak w dobrym sensie — powiedział i uśmiechnął się do niego. — Dziękuję.

Sherlock chyba się ucieszył. Pokiwał głową.

— Chińszczyzna? — zaproponował.

— Umieram z głodu. — John wyszczerzył się w uśmiechu; w ogóle czuł się tak, jakby mógł się bez problemu uśmiechać przez cały miesiąc.

— To po nią idź — rozkazał władczo Sherlock. — I nie bierz kaczki — dodał i klapnął na kanapę.

John przewrócił oczami, pocałował go w głowę i ruszył do wyjścia.

— Niech będzie — zgodził się. — Ale ja stawiam — dodał, targując się.

Sherlock tylko machnął na niego ręką.

— Jak stąd wyjdziesz, idź w lewo, skręć w drugą w prawo, prosto przez ulicę, potem trzecia w lewo, czwarty lokal z kolei — poinstruował.

--------------------------------------------------------------------------------

Tego dnia wieczorem Sherlock leżał za nim na łyżeczkę, całował go otwartymi ustami w kark, a rękami znęcał się nad nim, aż John jęczał i wyginał ciało w łuk. Dwa palce jednej ręki miał głęboko w odbytnicy Johna, a drugą leciutko głaskał mu członek i jądra delikatnymi, drażniącymi się ruchami, od których John rzucał biodrami i miauczał.

— Więcej. — John zacisnął palce w pięść na poduszce, zaciskając mięśnie na palcach Sherlocka. — Proszę cię, więcej.

Poczuł, jak z tyłu za nim Sherlock opiera czoło o jego kark; w tej pozycji z pewnością mógł patrzeć, jak jego skrzyżowane palce to wchodzą w Johna, to z niego wychodzą.

Potem się trochę odsunął, dalej nie wyjmując palców i pieszcząc go nimi ostrożnie, podczas gdy drugą ręką szukał czegoś po omacku za sobą.

John otworzył oczy; nagle był nie tylko chętny, ale wręcz zdesperowany. Próbując się nie uśmiechać, przygryzł wargę. Sherlock odturlał się jeszcze kawałek, wysunął z niego palce i do odbytu Johna przycisnęło się coś tępo zakończonego.

I twardego.

Za twardego.

Zaskoczony, John wykręcił szyję, żeby popatrzeć, a Sherlock zrobił mu miejsce i pocałował go w ramię.

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz