Nic się nie zmienia

78 9 0
                                    


John wraca do klubu i musi sobie poradzić i z Victorem, i z Sherlockiem.


Można by pomyśleć, że nadąsane siedzenie w domu z poduszką i butelką beck'sa jest dość męskie, żeby mu uszło na sucho.

A jednak zdaniem Andy'ego nie.

— Ja bym mu przypierdolił! — rzucił drwiąco Andy, popijając ze swojej butelki.

John wzruszył ramionami, patrząc, jak Bruce Willis ratuje budynek.

— W sumie nie było sensu — odpowiedział, krzywiąc się. — Nie można nikogo zmusić, żeby człowieka chciał.

Andy prychnął.

— Jasne, John, i co jeszcze!

— Czemu mi to mówisz takim tonem? — zapytał John, odklejając wzrok od ekranu.

— Mike!

— Spieprzaj! Chcę spać! — dobiegł z pokoju Mike'a jego słodki głosik.

— Johnowi się wydaje, że Sherlock na niego nie leci.

Przez chwilę nic się nie działo, a potem drzwi otworzyły się z szarpnięciem.

— Głupoty gadasz — stwierdził Mike zaspanym tonem. — Poważnie, John?

— Jesteś jego aniołeczkiem. — Andy zacmokał, naśladując całowanie się. — Ooo, Johnuś! Chodź, zabiorę cię daleko stąd, do zamku, żeby cię tam bronić przed złym, okrutnym światem!

— Wal się — syknął John, z całej siły odstawiając butelkę.

— John... — zaczął Mike.

— Nie! — John podniósł obie ręce do góry jak ktoś, kto zaraz straci cierpliwość. — On nie chce! A w każdym razie nie ze mną, więc odwalcie się i zostawcie temat w spokoju!

— Kurwa, John, ja poważnie pytam. — Andy obrócił się i teraz mówił do niego zza oparcia kanapy. — Uczciwie chcesz mi powiedzieć, że myślisz, że Sherlock nie jest zainteresowany?

— Naprawdę nie mam ochoty gadać... — John zmarszczył brwi, kiedy zadzwonił mu telefon. — Chryste panie — mruknął i odebrał. Andy i Mike wymienili pełne frustracji spojrzenia. — Czego? — warknął do telefonu.

— John? — W tle słychać było jakieś dudnienie.

— No?

— Mówi Alf.

John zamrugał i przyjrzał się swojemu piwu.

— Alf-Gej?

— No... Cześć! — John przeczesał włosy ręką i poszedł do siebie do pokoju, tupiąc ze złością.

— O co chodzi? — zapytał, z trudem nie dopuszczając do tego, żeby w jego głosie dało się słyszeć wkurzenie na współlokatorów.

— O Sherlocka — powiedział szybko Alf-Gej.

John nie odpowiedział od razu. Popatrzył na swoje łóżko, zaklął i sięgnął po klucze.

--------------------------------------------------------------------------------

— Co się do cholery stało? — spytał John, kiedy spotkał się z Alfem-Gejem w pobliżu klubu, za rogiem.

— Mógłbym cię spytać o to samo! Po prostu zniknąłeś.

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz