Za tobą do domu

60 10 0
                                    


„I co, pewnego dnia po prostu poszedł za tobą do ciebie do domu?"


Wykłady bywały nudne... no, ten był nudny. Ten moduł prowadził jakiś facet, który tak się swoim przedmiotem fascynował, że zdarzało mu się zapomnieć cokolwiek wyjaśnić. No ale nie było sprawiedliwości: na wszystkich wykładach sprawdzano obecność, więc John nie mógł ich sobie po prostu opuszczać, jak to robili niektórzy.

Siniaki z zeszłego tygodnia zaczęły właśnie znikać. Harry była wtedy taka zdumiona, że po raz pierwszy przeprosiła i obiecała, że się poprawi. Domyślał się, że potrwa to jakiś miesiąc, ale kurde, lepszy miesiąc niż nic!

Postukał długopisem w swoje kartki i westchnął; czekał, aż zacznie się wykład, ignorując dochodzące zza jego pleców odgłosy przepychania się.A potem aż podskoczył, kiedy zza drewnianego blatu tylnego rzędu wychyliła się czyjaś długa noga, lądując w jego rzędzie. Sherlock usiadł obok niego, jakby w tej sytuacji nie było nic niezwykłego. Śniło mu się to czy dalej był pijany? John z otwartymi ze zdumienia ustami wlepił wzrok w ekran, a potem dziabnął się mocno w grzbiet prawej dłoni.

Nie, zabolało, czyli nie spał...

— Dzień dobry — powiedział John, zupełnie nie wiedząc, jak miałby się inaczej odezwać.

— To są twoje notatki z poprzednich wykładów?

— Tak... — John pokręcił głową, kiedy blok kartek został mu wyciągnięty z rąk i Sherlock zaczął je czytać. — Nie chodzisz na ten przedmiot — zauważył ostrożnie.

— Rzeczywiście. — Sherlock chyba nie widział, żeby to zdanie jakoś się miało do rzeczy. — Zaawansowany jest.

— Kto, wykładowca? — John podrapał się pod okiem. — Aha, połowy z tego nie rozumiem, więc kto wie.

— To jest wykład o urazach.

John wolno wypuścił powietrze z płuc.

— No, aż taki tępy nie jestem — poskarżył się. — Po prostu tu za mną przyszedłeś?

— To interesujący wykład — stwierdził Sherlock, oddał mu notatki i rozsiadł się, jakby miał oglądać film.

Przez moment John miał takie prześmieszne uczucie, że jest na najdziwniejszej randce w swoim życiu.

— Zrozumiesz, co on będzie gadał? — spytał po chwili czy dwóch.

Sherlock zmierzył go ponurym spojrzeniem.

— Wybacz. — John uniósł pojednawczo dłoń, żeby udobruchać tego siedzącego obok geniusza-idiotę. — Wybacz, czy w takim razie powinienem się martwić, że uważasz, że wykład o urazach to fajny sposób na spędzenie czasu?

— To źródło danych.

Ach, znowu te dane. John przewrócił kartki w swoim bloku do miejsca, w którym miał go otwarty, zanim zaczął go kartkować Sherlock.

— Po co ci dane o urazach ciała?

— Przydają mi się.

Do niczego to nie prowadziło. John osunął się trochę na krześle, wiedząc z doświadczenia, że prawie na pewno nie uda mu się znaleźć wygodnej pozycji.

— Obudź mnie, jak facet skończy — mruknął.

Ale Sherlock podciągnął go z powrotem do pionu.

— Tobie też się to przyda. Przecież chcesz iść do wojska. Myślisz, że będziesz tam leczył ludzi z przeziębienia?

— Nie rozumiem go — John skrzywił się, słysząc we własnym głosie żałosne miauczenia. — Nie warto. Pójdę po prostu...

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz