„Możesz sobie wyobrazić te świąteczne obiady!"
Czyjeś dłonie wpychały go w róg pomieszczenia, ciągnąc go i drapiąc.
„Pojęcia nie masz, jak cię pragnę... "
John obudził się gwałtownie i teraz leżał, patrząc w ścianę i próbując uspokoić oddech. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że jest w łóżku sam.
Sherlock.
Wygrzebał się z pościeli i sennie podreptał do salonu. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył Sherlocka znowu z tym samym kubkiem.
— Święta są — stwierdził marudnie. — Daj temu spokój.
— Nie masz w domu nic do jedzenia — powiedział Sherlock, odstawiając kubek. Jego twarz była pozbawioną wyrazu maską. — A w każdym razie nic, co by nie było porośnięte futrem i nie oddychało.
— I uważam to za moje osobiste zwycięstwo — wyszczerzył się John.
— Nie mamy też mleka — dodał Sherlock.
Cholera!
— A ty u siebie masz?
Sherlock nagle zrobił spłoszoną minę.
— Matka może mieć.
— Znowu cię wyrzucili z mieszkania, dobrze mówię? — uśmiechnął się szeroko John. — Wiedziałem! To już jest teraz taki odruch Pawłowa: właściciel mieszkania cię wyrzuca, a ty odczuwasz taką dziwną potrzebę, żeby przyjść tutaj i błagać o miejsce u mnie w łóżku.
— Najwyraźniej — mruknął z sarkazmem Sherlock, któremu chyba nie przeszkadzało, że po jego poszukiwaniach wszystkie szafki stoją otwarte.
John był teraz dość blisko, żeby go dotknąć, i czuł, jak pomału ogarnia go dziwne onieśmielenie.
Naprawdę chodził teraz z Sherlockiem! W sumie niesamowite.
— Cześć — uśmiechnął się i poklepał Sherlocka po ramieniu.
W odpowiedzi dostał czuły uśmiech.
— Idiota. — Sherlock schylił głowę do prędkiego buziaka. — Pić mi się chce, a wasza woda jest ohydnie brudna.
— A gdzie, po prostu jeszcze się nie przyzwyczaiłeś! — odparł smutnym tonem John i się odsunął. Widząc minę Sherlocka – niemal zrezygnowaną – przewrócił oczami. — Może ktoś ma u siebie w pokoju schowaną oranżadę.
Sherlock pobiegł, aż się kurzyło.
--------------------------------------------------------------------------------
Dziesięć minut później było już po włamaniu, a oni mieli butelkę fanty i paczkę czipsów Pringles.
— Naprawdę powinieneś nauczyć się gotować — sapnął Sherlock, patrząc, jak John pożera czipsy. — Aż dziwne, że nie jesteś niedożywiony.
— Poję sok pomarańczowy! — zaprotestował John.
— Aha, czyli nie będziesz robił specjalizacji z dietetyki.
John pokręcił głową.
— Nie wyobrażam sobie nic nudniejszego — odpowiedział i zawahał się na moment. — A ty?
Sherlock sięgnął po czipsa.
— Zakładam, że chodzi ci o pracę?
— Chyba tak... Znaczy, ty jakoś nigdy nie masz kłopotów z pieniędzmi. — Masz fundusz powierniczy?
CZYTASZ
Stare, dobre czasy
FanfictionJohnlock osadzony za studenckich czasów Johna. AU w tym sensie, że tym razem to Sherlock jest o kilka lat starszy (i próbuje sobie znaleźć w Londynie coś, co go od razu nie znudzi po tym, jak przestało go interesować studiowanie i wyleciał ze studió...