Ślepota

78 6 0
                                    

Są walentynki i nic nie idzie tak, jak Sherlock się spodziewał.


John – 3 lutego

Sherlock oszalał, Jak nic. Albo naprawdę się wkurwił. Albo mu się nudziło.

Może wszystkie te rzeczy naraz; Sherlock nigdy niczego nie robił na pół gwizdka.

John nie wytrzymał po dziewiątej bezsensownej kłótni.

— Boże, jeśli aż tak cię to denerwuje, to idź do domu! — mruknął John, patrząc, jak Sherlock przewraca jego pokój do góry nogami w poszukiwaniu diabli wiedzą czego.

— Muszę się tylko skupić! — warknął Sherlock. — Nie mogę się skupić.

Znowu to. Jak za każdym razem ostatnio, kiedy się kłócili. Stwierdzenie Sherlocka, że nie może się porządnie skupić, czegoś nie rozumie, że wszystko wokół niego rozłazi się albo nieznośnie brzęczy mu w uszach.

John próbował wszystkiego: seksu, masaży, rozmów, spacerów, składania znajomych w ofierze na ołtarzu Sherlockowych umiejętności dedukcji, gotowania, śmiania się z tego, co ugotował, wszystkiego.

Chyba nic nie działało. Sherlock zwykle szedł wkurzony do siebie do domu, po czym po trzech czy czterech dniach zjawiał się z powrotem, a ten obłąkany cykl zaczynał się od początku.

Może to tak wyglądały związki, kiedy kończył się miesiąc miodowy. Jeśli tak, to to był pieprzony cud, że ktoś dociągał do dziesięciu lat, nie mówiąc już o pięćdziesięciu.

Czyli nowa taktyka. Ignoruj go.

John tylko spuścił wzrok i dalej czytał.

— John! Czy ty mnie słyszałeś? Nie wiem, gdzie są twoje papiery!

— W górnej szufladzie po lewej. Z tyłu — odpowiedział monotonnie John.

— Ale nie wiedziałem, gdzie są!

— To teraz już wiesz.

— Nie o to chodzi! — warknął Sherlock, dosłownie warknął, jakby był groźnym, dzikim stworzeniem, które nagle zostało ściągnięte do pokoju Johna. — Powiedziałeś mi.

Boże, zaczynała go boleć głowa.

— Następnym razem ci nie powiem.

— Umyślnie ignorujesz problem.

— Ciekawe czemu? Może dlatego, że cała ta kłótnia jest bez sensu? — Chyba szósty raz zaczynał czytać ten sam akapit.

Pieniąc się, Sherlock zrzucił coś z komody, w której grzebał. Sądząc z odgłosu, przypuszczalnie szklankę.

John czytał dalej.

— Chętnie posłucham porządnie, jeśli powiesz mi, na czym polega ten prawdziwy problem.

Cisza.

Dobra.

--------------------------------------------------------------------------------

Sherlock – 10 lutego

Walentynki zbliżały się wielkimi krokami.

Nie było to jakieś jego szczególnie ulubione święto; przeciwnie, Sherlock byłby skłonny twierdzić, że jest to odrażająca okazja, o której należy czym prędzej zapomnieć, podobnie jak o tych paskudnych sklepikach, sprzedających kartki z życzeniami, stawianych tylko po to, żeby denerwować ludzi tak długo, aż zaczną się pewnymi konkretnymi dniami w roku przejmować.

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz