Cztery złote zasady

80 8 1
                                    



Współlokatorzy Johna dają mu cztery proste zasady. Imponujące jest to, że udaje mu się złamać tylko jedną.


Andy zainteresował się Johnem, ledwo ten przeszedł przez drzwi.

— Słuchaj, jeśli chodzi o wczorajszy wieczór... — zaczął John.

— Mike! — rozdarł się Andy. — Masz coś na rozpierdoloną twarz?

— Co?

— E! Przecież chcesz zostać lekarzem! — Andy przewrócił oczami i pokręcił głową pod adresem Johna, jakby Mike był jakimś rozczarowującym trzylatkiem. — Lecz!

Mike wydał odgłos irytacji, a potem usłyszeli otwieranie drzwi i trzaskanie szufladami.

— Nie możesz Johna poprosić? On już wrócił?

— No. — Andy uśmiechnął się do Johna. — To on ma rozpierdoloną gębę!

--------------------------------------------------------------------------------

— Aua — syknął John, patrząc na Mike'a ponuro. — Weź, Mike, jak się obchodzisz z pacjentem?

Mike trzepnął go po głowie; John się wzdrygnął.

— W głowę też oberwałeś? — zapytał nagle Mike, delikatnie przeczesując Johnowi włosy palcami w poszukiwaniu obrażeń.

— Może raz dałem Victorowi z główki — przyznał po chwili John.

Andy parsknął.

— Brawo, John! — Wyszczerzył się w uśmiechu. — To co się działo, jak Victor sobie poszedł?

— Właściwie nic. Zadzwoniłem do brata Sherlocka...

— Tego paskudnego typa?

Johnowi przemknął przez głowę taki obrazek, jak Mycroft cicho, niemal łagodnie rozmawia z Sherlockiem; John zastał ich przy tym przypadkiem, kiedy poszedł nalać sobie wody i wrócił.

— Aha — potwierdził niepewnie.

— I zostałeś na noc? — spytał Mike. — Boże, John, nie zazdroszczę ci, musiałeś się okropnie przestraszyć! — Odsunął się. — Masz tu niezłego guza. — Postukał Johna bardzo lekko w tył głowy. — Było warto?

— Co, bodnąć go? Bolało jak wszyscy diabli. Ale złamałem mu nos, więc... wiesz. Wyszło na zero.

— No, przynajmniej przespałeś się w końcu u niego na kanapie! — stwierdził Paul, który wszedł kilka minut temu, zobaczył Mike'a w trybie lekarskim (czy też, jak to ujął Andy, bardziej lekarskim niż zwykle) i przycupnął na brzegu kanapy.

— Aha. — John pokiwał głową.

Na długą, bardzo długą chwilę zapadła cisza.

Potem Paul odstawił herbatę, Andy skrzyżował ręce na piersi, a Mike rozsiadł się wygodnie i uniósł brew.

— No co? — fuknął John. — Dajcie spokój, serio myślicie, że do czegoś doszło? Kiedy ja tak wyglądam?

Żaden z nich nie zmienił wyrazu twarzy.

— Pieprzony z ciebie idiota, Watson — westchnął Paul.

— Idiota? — Andy popatrzył na Paula. — Kuźwa, to jest jakiś cud! Koniec niekończących się niezręcznych konwersacji i kiepskiego flirtowania przy pomocy pieprzenia się wzrokiem!

Stare, dobre czasyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz