Tytuł rozdziału pochodzi z East Coker z Czterechkwartetów T.S. Eliota. Wers brzmi „Ale wiara, miłość i nadzieja sącałe w czekaniu".
Czuł na dłoni dziwny, ciężki ucisk, utrzymujący ją w jednej pozycji. W głowie dudnił mu ból, a wysiłek, jakiego wymagałby ruch, wydawał się go przerastać.
Kiedy otworzył oczy, zobaczył tylko biel: jaskrawe białe światło, które raziło go w oczy i z bolesną intensywnością przeszywało mu czaszkę na wskroś. John zachłysnął się powietrzem, z powrotem zamknął oczy i skrzywił się z bólu.
— Ćśśś — powiedział kojąco czyjś łagodny, znajomo brzmiący głos. John poczuł na dłoni dziwny ucisk czegoś tak jakby wilgotnego. — Wyzdrowiejesz. Dopilnuję tego.
Ufając temu głosowi, John zanurkował z powrotem w ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Kiedy następny raz otworzył oczy, ktoś poruszał jego rękami. Ktoś obcy napierał na jego nogę; wrażenie było skrajnie nieprzyjemne. Napiął mięśnie w proteście i cicho miauknął.
Ktoś dotknął jego włosów, głaszcząc kojąco, a potem poczuł delikatny dotyk warg i mruknął coś nieartykułowanego, nawet zadowolony.
— I ile razy trzeba tak zrobić? — pytał właśnie Sherlock.
Ani razu. Już wystarczy. John pomyślał, że sam może poruszyć nogą, jeśli będzie chciał, po prostu nie chce. Poruszył się lekko i popatrzył na Sherlocka, który zaczął go głaskać trochę mocniej.
W połowie odpowiedzi kobiety Sherlock nagle zesztywniał i spojrzał w dół.
Miał podkrążone oczy. Więcej mózg Johna nie zdołał przetworzyć. Ale zobaczył, jak te zmiennobarwne oczy otwierają się trochę szerzej i nagle Sherlock kucnął i jego twarz znalazła się na wysokości twarzy Johna.
Strasznie go bolała głowa.
— Jest przytomny — stwierdził Sherlock, patrząc gdzieś nad głową Johna.
— Wiem, że to tak wygląda, ale...
— Myśli pani, że nie wiem, kiedy on jest świadomy? — ostro rzucił sfrustrowany Sherlock. — Proszę natychmiast iść po lekarza.
Potem znowu popatrzył w dół.
— Zostań ze mną — szepnął. — Skoncentruj się na moim głosie.
— Boli — jęknął John, próbując schować twarz w poduszce.
— Głowa?
John miał ochotę potwierdzić skinieniem głowy, ale myśl, że miałby się aż tak ruszyć, wydawała mu się torturą.
— Tak — odpowiedział; akurat wtedy Sherlock znowu podniósł wzrok i chyba się nagle na coś zapatrzył.
— John? — zapytał nowy głos. — Słyszysz mnie?
— Tak. — John przełknął; za dużo głosów, za dużo światła.
Czyjaś dłoń wzięła go pod brodę. Lekarz pochylił się nad nim i przycisnął kciuk obok jego oka.
Za dużo.
John odtoczył się z powrotem w ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Słychać było jakiś miarowy odgłos, który włączał się i włączał jak budzik.
Ktoś naprawdę powinien to wyłączyć.
CZYTASZ
Stare, dobre czasy
FanfictionJohnlock osadzony za studenckich czasów Johna. AU w tym sensie, że tym razem to Sherlock jest o kilka lat starszy (i próbuje sobie znaleźć w Londynie coś, co go od razu nie znudzi po tym, jak przestało go interesować studiowanie i wyleciał ze studió...