Rozdział 39

2.2K 216 493
                                    

"Jeśli zdarzyła się zbrodnia, musi być wymierzona kara."
Terry Pratchett
" Zbrojni"

Harry wracał od fryzjera z nowym kolorem na włosach, który od razu niesamowicie pokochał, śmiejąc się głośno z żartów jego najlepszego przyjaciela. Obaj skorzystali z usług miłych fryzjerek, a teraz kierowali się do domu Louisa, ponieważ Niall uparł się, że chce zobaczyć Kasztanka. Zadzwonił dzwonkiem do drzwi i poczekał chwilę, a jego uśmiech nie zniknął nawet, gdy nikt mu nie otwierał. Nacisnął na klamkę i zdziwił się kiedy drewniana powierzchnia ustąpiła, ponieważ był pewien, że drzwi były zamknięte, gdyż jego chłopak zawsze sprawdzał czy wyjście było zamknięte.

- Dziwne - wymamrotał do siebie wchodząc do środka. - Kochanie, przyszedłem z Nialllem! - wykrzyczał mając nadzieję, że Louis usłyszy go i zaraz pojawi się w progu. Zdejmował buty, gdy do jego nozdrzy doszedł bardzo nieprzyjemny zapach, nietypowy i zdecydowanie niespotykany w tym domu. Lekko spanikowany wszedł trochę głębiej z jednym butem na stopie, a z jego gardła wydostał się przerażający krzyk, gdy zobaczył zmasakrowane ciało swojego chłopaka na ziemi. Szybko podbiegł do niego i ukucnął nie wiedząc całkowicie co ma robić. Jego skóra była prawie wypalona na jego prawym ramieniu i w górę, koszulka była przylepiona do ciała, jakby zszyta z jego skórą, a przy jego tatuażach pojawiła się zaschnięta krew, natomiast twarz była cała zmasakrowana. Bał się go dotknąć z obawy, że może skrzywdzić lub powiększyć jego rany.

- Niall, zadzwoń do Zayna! Musimy go zabrać do szpitala - powiedział i nawet nie zauważył, że płakał. W tym momencie Louis Tomlinson wcale nie był już taki piękny.

- Co? Co się się stał... - blondyn nie dokończył, ponieważ właśnie wszedł za przyjacielem do pomieszczenia i z przerażenia zakrył usta dłońmi. Nigdy chyba nie widział tak okropnego widoku. Szybko zorientował się co ma zrobić, jednak jego ręce i nogi tak się trzęsły, że nie był w stanie poprawnie wykręcić numeru Malika, dlatego udał się do salonu i usiadł na kanapie, po czym zadzwonił do swojego chłopaka. Jego głos musiał brzmieć strasznie, ale nie był w stanie go opanować. Jedyne co zdołał wypowiedzieć było, żeby Zayn przyjechał i zadzwonił po karetkę dla Louisa, ponieważ gdyby on dzwonił nikt by go nie zrozumiał. Nie chciał wracać do kuchni, bał się tego co tam widział, to było okropne. A co jeżeli on nie żyje? Na tę myśl łzy mu pociekły po policzkach i był na siebie zły, że jest taki słaby. Powinien teraz być przy Harrym i go wspierać, a tymczasem zachowuje się jak wrażliwa dziewczynka.

Harry natomiast siedział przy swoim chłopaku i cały czas mówił do niego, delikatnie dotykając jego skóry w miejscach, w których nie była zraniona i naprawdę nie miał zielonego pojęcia co się mogło wydarzyć pod jego nieobecność. Jedno było pewne - chłopak na pewno nie zrobił sobie tego sam, przez przypadek. Siedział z nim tak długo, aż nie usłyszał nawoływania Zayna, szlochu swojego przyjaciela i wycia syren ratowniczych, by po chwili zobaczyć ratowników, którzy zabierają jego chłopaka, jednak pozwalają mu jechać z nim w karetce do szpitala. Nie odpowiadał na pytania ratowników, ponieważ za nic w świecie nie wiedział co się stało. Do szpitala oczywiście dojechał przed Zaynem i Niallem, którzy pocieszali się nawzajem. Mulat był zszokowany, nie miał pojęcia co o tym myśleć, jednak do jego głowy od razu przychodził Stan, którego dzisiaj zobaczył w szkole pierwszy raz od momentu, w którym Louis postanowił użyć jego twarzy jako płótna i przyozdobić ją o cholerne blizny i wycięcia.

- Lekarze coś mówili? - zapytał podbiegając do chłopaka z burzą, jasnych teraz loków, na głowie, ale on tylko pokiwał przecząco głową.

- Nic prócz tego, że został brutalnie pobity, pocięty i oblany kwasem, którego nie potrafią zidentyfikować. Muszą mu usunąć koszulkę ze skóry na sali operacyjnej i zaszyć głębsze wycięcia - powtórzył słabo to co usłyszał od lekarzy jeszcze w karetce.

Can't Pretend / L.T x H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz