Rozdział 11

4K 314 872
                                    

"Przebywanie w jego towarzystwie było jak znajdowanie się obok osoby, która widzi twoje blizny i mówi, że są piękne, kiedy ty widzisz jedynie popełnione błędy."
Brittainy C. Cherry



Rano wstali razem i Louis miał otwarte drzwi do pokoju, dlatego brunet po raz kolejny mógł zobaczyć, jak dużo tabletek łyka i, boże, on był taki ciekawy, że gdy po wspólnie zjedzonym śniadaniu, jakim były naleśniki z czekoladą i bananami Louis zniknął w łazience, poszedł do jego pokoju biorąc plastikowe pudełeczko w ręce. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył etykietkę, a w głowie pojawiło się milion pytań dlaczego Louis to bierze. Słysząc kroki, odstawił je szybko na swoje miejsce i otworzył jakąś szufladę. Miał niesamowite szczęście, że trafił na tę z bokserkami.

- Hej Lou, chciałem pożyczyć - odparł starając się opanować swój głos.

Szatyn spojrzał na chłopaka i pokiwał głową, przecierając mokre włosy ręcznikiem.

- Spoko, bierz - powiedział, po czym podszedł do szafy wyjmując z niej bluzę i koszulkę z krótkim rękawem i odwrócił się w stronę Harry'ego wystawiając przed nim ubrania- Którą wolisz? - spytał, nie będą pewnym czy brunet będzie na tyle odważny, by chodzić przy nim bez zasłoniętych rąk, których nigdy nie miał okazji do końca obejrzeć, bo ten za każdym razem odwijał rękawy bluzy lub swetra uniemożliwiając mu dalszy widok. Nie rozumiał czemu wciąż to zakrywał, przecież on i tak wiedział o jego sytuacji z ojcem, wiedział, że ma blizny i siniaki, ale to przecież nie było nic złego. Znaczy, to było złe, bo rodzic nie powinien w ten sposób 'naznaczać' swojego dziecka, ale to przecież nie była wina Harry'ego. Nie powinien na co dzień odpowiadać za to w jak popieprzonej relacji znajdowali się z ojczymem.

- Bluzę - powiedział bez zastanowienia. Nie chciał patrzeć na swoje ręce, na siniaki, blizny i wszystko co zawsze ukrywał. To co miał na sobie było po prostu okropne i skoro sam nie mógł na siebie patrzeć, to jak Louis miał to niby zrobić, gdy będzie widział jego ramiona? To było złe, mimo, że ostatnio i tak jest o wiele lepiej, ojciec nie bije go aż tak często, być może dlatego, że prawie nie ma go w domu, a w ostatnim tygodniu był w podróży służbowej i no cóż, po prostu to był miły czas.

Louis niechętnie wyciągnął rękę w której trzymał zieloną bluzę w stronę chłopaka, jednak zanim ten zdążył ją od niego wziąć, cofną dłoń, zakładając ją za plecami.

- Nie powinieneś się tego wstydzić, wiesz? - powiedział spokojnie, podchodząc bliżej do bruneta i odkładając rzeczy na łóżko.- To nie była twoja wina, ukrywanie tego nigdy nie sprawi, że poczujesz się lepiej - dodał, przeczesując palcami kręcone włosy zielonookiego. Ile czasu jeszcze będzie musiał męczyć się w ten sposób zanim zrozumie, że to powinno być oznaką jego siły, a nie słabości? Wytrzymywał to całe upokorzenie i dalej był w stanie się uśmiechać, jak dla szatyna i tak już był wygrany w tym wszystkim.

- Tak samo jak pokazywanie tego. Nie mam czym się chwalić, to jest obrzydliwe i nie chce, żeby ktokolwiek musiał na to patrzeć, wystarczy, że ja muszę to robić - powiedział i trochę posmutniał, bo gdyby zaczął to pokazywać, ludzie patrzyliby się na niego jak na wariata, pytaliby co się stało, a on nie lubił kłamać i wolał uniknąć takich sytuacji. Uwielbiał w Louisie to, że pokazywał mu, że zależy mu na nim i na ich związku, dlatego uśmiechnął się i pocałował go łapiąc zieloną bluzę chłopaka i gdy ta już była w jego rękach zaśmiał się cicho.-  Zresztą uwierz, sam też nie chciałbyś mnie gdybyś zobaczył jak wyglądam cały -i mimo, że to co mówił bolało go, bo on faktycznie całkiem nagi, posiniaczony i w bliznach nie mógł wyglądać atrakcyjnie czy dobrze, uśmiechnął się jakby słowa te w ogóle go nie wzruszyły, a to, że był taki było całkowicie normalne. Ale on nie mógł się mu podobać. Nie w bliznach, które sprawił mu własny ojciec.

Can't Pretend / L.T x H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz