Rozdział 23

3.5K 253 467
                                    

"Praktyczniej jest spać samemu, jeśli cierpisz na bezsenność albo miewasz koszmary."
Joyce Carol Oates
"Mama odeszła"


Louis wrócił do domu na piechotę, po tym jak Harry powiedział mu, że nie może dziś do niego przyjść, bo jego mama coś zaplanowała, a szatyn nie miał zamiaru namawiać swojego chłopaka do tego, by w jakikolwiek sposób próbował się z tego wykręcić. Przecież nie jest małym chłopcem, a spędzanie czasu samemu nigdy nie stanowiło dla niego specjalnego problemu. Ale jakoś głupio czuł się, gdy wrócił do pustego domu, który był taki irytujący przez swoją wielkość i sterylną biel. Przynajmniej miał te jebane światełka, bo chyba by oszalał, gdyby było tam tak czysto. Westchnął głośno, rzucając klucze na wyspę, po czym podszedł do lodówki i otworzył ją tylko po to, by zaraz ją zamknąć. Jakoś nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie tych gotowców, a robienie sobie czegoś samemu zdecydowanie go przerastało.

- No cóż i tak nie byłem głodny - powiedział do siebie, choć jego żołądek twierdził nieco inaczej. Głupi Harry i jego głupie, dobre jedzenie sprawiło, że przywykł do jedzenia normalnych obiadów i śniadań. No ale trudno, jeżeli jakoś się przyzwyczaił to równie dobrze może się teraz odzwyczaić.  Żaden problem, co to dla niego? Westchnął cicho, leniwym krokiem ruszając do salonu i nie byłby sobą gdyby wiedział, gdzie położył tego jebanego pilota. - Ja jebie - warknął, gdy zaczął łazić po domu, zaglądając w różne miejsca i szukając tego głupiego urządzenia, które znikało jak pieprzona Narnia, gdy wychodzi się z szafy.

- Jak to się tu znalazło? - jęknął, gdy znalazł go w szufladzie w łazience. On naprawdę musiał być mocno pojebany, żeby schować pilota w takim miejscu. Kręcąc z niedowierzaniem głową, wrócił z powrotem do salonu, rozsiadając się na kanapie, wcześniej biorąc jeszcze dwa piwa, bo tak, na tym właśnie polegało spędzanie przez niego wolnego czasu. Odpalił 'Iron Man'a 2' i wyjął z kieszeni fajki, już całkowicie przestając przejmować się tym, że kiedyś postanowił sobie nie palić wewnątrz domu. W sumie i tak mieszka tu sam, więc skoro jemu to nie przeszkadza, to raczej jego meble też nie będą specjalnie narzekać. Po wypiciu jednego i połowy drugiego piwa oraz wypaleniu jakiś czterech fajek, czuł, że film nie był już tak ciekawy po obejrzeniu tego z milion razy. No i może byłby też ciekawszy, gdyby głosom bohaterów towarzyszył śmiech osoby siedzącej obok niego. 'O czym ty myślisz' skarcił się, wyłączając telewizor i dopijając drugą butelkę piwa, po czym wstał i odpalił wieżę, pozwalając, by Black Sabbath rozbrzmiało po pustym domu. I tak to trwało, nawet nie wiedział ile godzin, ale wiedział, że skończyły mu się fajki i nie wyrobi bez nich długo. Przeszkadzało mu jednak to, że czuł się źle będąc sam. Do chuja, przecież to była jego codzienność, jak mogło mu to teraz zacząć przeszkadzać. 'Bo od pewnego czasu to nie jest twoja codzienność' uświadomił go cichy głosik w jego głowie, który ostatnio gadał zdecydowanie zbyt dużo i zdecydowanie zbyt mądrze. Westchnął głośno i wyłączył muzykę, ruszając po schodach na górę, gdzie ogarnął się, poszedł pod prysznic i spróbował usnąć. No i usnął, problem w tym, że nie na długo. Budził się, usypiał i z powrotem budził, a jego serce przyspieszało jak cholera i gdy kolejny raz wstał, był już grubo spóźniony, a do tego cholernie niewyspany. Sytuacja powtórzyła się też następnej nocy i Louis naprawdę nie miał pojęcia już, co ma zrobić, żeby jakoś normalnie funkcjonować, bo tak silnych nawrotów snu nie miał od dłuższego czasu i zdążył odzwyczaić się od bycia padniętym. Oraz spóźnionym. Do szkoły dotarł dopiero po drugiej lekcji, trafiając idealnie na przerwę i przeklinał się za to, że ominęła go jedna mechanika. Gdy zobaczył stojącego przy szafkach Harry'ego, który rozmawiał z Niallem, uśmiechnął się delikatnie i podszedł do swojego chłopaka, przerywając mu słowotok przez złączenie z nim ust.

- Hej.

- Hej śpiochu - powiedział z uśmiechem, jednak ciekawiło go, dlaczego zaspał na lekcje drugi dzień z rzędu. Mimo, że wczoraj go nie było, blondynek przekazał mu właśnie to, że jego chłopak opuścił pierwsze lekcje. Było mu głupio, że nie mógł spotykać się z Louisem przez ten czas, o wiele bardziej chciałby spędzić go właśnie z szatynem niż ze swoją mamą i znajomymi z jej pracy, którzy przychodzili z synem, którego imienia nie potrafił zapamiętać, ponieważ jego myśli cały czas krążyły dookoła tego, jak sprawić by jego chłopak zaufał mu całkowicie. Chciał jego zaufania, naprawdę wiele to dla niego znaczyło. Na szczęście dzisiaj już miał wolne i mógł z nim gdzieś wyjść lub po raz kolejny zostać u niego w domu i po prostu miło spędzić czas. Rozmawiał ze swoim przyjacielem odnośnie kempingu, którego już szczerze nie mógł się doczekać, ponieważ ten wyjazd naprawdę może ich do siebie zbliżyć. I kto wie, może nawet Zayn zacznie go akceptować, przez co związek będzie łatwiejszy? - Tęskniłem - odparł i jeszcze raz pocałował go w usta, delikatnie unosząc kąciki swoich w górę. - Proszę powiedz, że nie masz na dzisiaj żadnych planów, chcę się z tobą spotkać.

Can't Pretend / L.T x H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz