Rozdział 60

1.8K 167 564
                                    


"Jedna z pułapek dzieciństwa polega na tym, że nie trzeba rozumieć, by czuć. Kiedy rozum zdolny jest pojąć, co się wydarzyło, rany w sercu są już zbyt głębokie."
Carlos Ruiz Zafón
"Cień wiatru"

Tomlinson westchnął cicho i poszedł wolnym krokiem na górę, kierując się prosto do łazienki. Jego ręce i nogi wciąż drżały, gdy zdejmował z siebie ubrania i wchodził do kabiny prysznicowej, choć już nie powinien się tak bać. Nie powinien, ale strach nie był czymś, nad czym się panuje i nawet, gdy wiedział, że ma wsparcie, że niektórzy nie pozwolą na to, by koszmar do niego wrócił to tak naprawdę on i tak już żył w tym koszmarze. 'I będziesz żył jeszcze długi czas' dopowiedział sobie w myślach, zamykając oczy, gdy ciepła woda zaczęła spływać strumieniami po jego plecach. A właściwie nawet nie ciepła, gorąca, taka jaką ustawiał kiedyś, prosto po tym jak to się działo, bo zwyczajnie chciał przenieść ból w inne miejsce, z głowy na ciało, choć ono i tak było wystarczająco ranione. I Louis stał tak, nie wiadomo jak długo, pozwalając by wrzątek mieszał się z jego łzami, a on sam zaciskał zęby starając się powstrzymać szloch i odreagować ból. Stał tak dopóki nie wyłączył wody i nie kucnął przy ścianie, chowając twarz w dłonie, bo to było za dużo, nawet jak na niego, nawet jak na osobę która już raz to przeżyła i mimo wszystko jakoś przetrwała. W pewnym momencie usłyszał ciche pukanie do drzwi na które momentalnie się spiął. Zamykał drzwi? Nie zamykał? Myśli przewijały mu się jak na taśmie, gdy wychodził szybko spod prysznica, owijając się ręcznikiem i bardzo niepewnie przekręcał klucz w zamku, przygotowując się na najgorsze. Ale nic złego nie nastąpiło.

- Ash?

- Zayn do mnie dzwonił. Powiedział, że potrzebujesz teraz towarzystwa, coś się stało? - zapytał zmartwiony patrząc na chłopaka.

- Nic takiego, już jest dobrze - powiedział, oddychając z ulgą, bo to był tylko Ashton i wszystko było w jak najlepszym porządku. Jeszcze raz spojrzał na chłopaka i wtulił się w jego klatkę piersiową, mimo że wciąż był opatulony jedynie ręcznikiem a jego wilgotne włosy moczyły koszulkę blondyna. - Dziękuję, że przyszedłeś.

- Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie dzwonić, tak? - Chwycił w swoje dłonie twarz szatyna i gładził jego policzki kciukami patrząc w jego oczy, w których mógł zobaczyć strach, co go bardzo zdziwiło. - Idź się ubierz, bo zaraz będziesz chory.

Szatyn pokiwał głową i poszedł za blondynem do jego pokoju, gdzie ten wyjął z szafy cienki, granatowy sweter i spodnie dresowe wraz z bokserkami. Louis nawet nie protestował, gdy ten zaczął nakładać na niego ciepłe ubranie, choć jego ciało przy każdym zetknięciu skóry Ashtona z jego własną niekontrolowanie się spinało, co znowu powodowało zdziwienie u jego chłopaka. Bo on nie powinien być przecież tak wystraszony. I nie powinien wzdrygnąć się, gdy zielonooki wziął go na ręce i ułożył obok siebie na łóżku pozwalając szatynowi położyć głowę na jego klatce piersiowej. A Louis choć spał dosyć niedawno to był zmęczony, cholernie zmęczony i nie był nawet w stanie powstrzymać w sobie chęci uśnięcia, gdy jego powieki zrobiły się ciężkie, a on sam zasnął skulony, wtulając się w ciało blondyna.

Ashton cieszył się, że Louis poszedł spać bez problemu. Leżał z nim i mocno trzymał go przy swoim ciele. W pewnej chwili szatyn zaczął niespokojnie się ruszać, a następnie szarpać. W momencie, w którym krzyknął, obudził się, a blondyn chciał go przytulić, gwałtownie odskoczył i zszedł z łóżka kuląc się.

- Lou? - podszedł do niego jednak w reakcji na jego dotyk zaszlochał i wzdrygnął się. - Skarbie nic ci nie zrobię, nie bój się - mimo jego słów chłopak wciąż się trząsł, a każda próba pocieszenia go kończyła się kolejnym atakiem. Czuł się bezradnie, więc wyszedł z pokoju i zadzwonił do jedynej osoby, która jak miał nadzieję, będzie w stanie pomóc.

Can't Pretend / L.T x H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz