4. Propozycja.

990 51 10
                                    


- Nie będziesz już tu siedzieć. - powiedział jeden z zamaskowanych, a ja popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach.

- Mogę stąd wyjść? Wrócić do domu?

Pytałam licząc na to, że powiedzą "tak". Bo w sumie kto by nie chciał wrócić do domu gdyby był porwany i przetrzymywany pare dni w zimnej, brudnej piwnicy.

- Nie. - no to się przeliczyłam.

- Zajebiście! - krzyknęłam siadając na pierdolony, oblany materac.

- Mamy dla Ciebie propozycję. - powiedział jeden, a ja gestem ręki pokazałam mu aby się zamknął.

- Ja tu odchodzę od zmysłów, prawie beczę bo, chcę wrócić do domu, a wy do mnie z propozycją wyskakujecie! - krzyknęłam patrząc na nich ze łzami w oczach i żalem, i gestykulując rękoma.

Mam dość. To jest właśnie ten moment kiedy człowiek wybucha. Tym razem z bezradności.

- Mówiłem żeby najpierw jej to przetłumaczyć. - westchnął drugi i podszedł do mnie. Ukucnął i zaczął. - Przygotujemy Cię do małego testu. Usłyszałem plotkę, że jeżeli go zdasz to, wrócisz do domu. - puścił mi oczko uśmiechając się. Wiem, że się uśmiechają, bo mają jednak te kominiarki, ale widać im usta i oczy. Akurat mężczyźnie, który przede mną stał było widać loczki, któte wystawały mu spod maski.

- To jest szansa, że wrócę? - spytałam nie wierząc w to i podciągając nosem.

Już się nastawiłam na najgorsze, a tu taka ploteczka!

- Skoro Ci mówi, że tak to, tak. - odparł trzeci z nich i przewrócił oczami.

- Na czym polega ten test? - spytałam. To jest jedyna szansa na spierdolenie stąd.

- Dowiesz się tego później, oki? Na razie chodź. - wystawił w moją stronę rękę, ale gdy swojej mu nie podałam zawinął dłoń w pięść i z miną "Spodziewałem się tego", schował ją do kieszeni.

- Pójdę sama. - stwierdziłam lekko się uśmiechając. - Wolę zachować dystans.

Chłopak wstał i gestem pokazał abym za nimi szła. Mogliby już ściągnąć te kominiarki, ale nie wnikam.

Zaprowadzili mnie do pomieszczenia gdzie był totalny bałagan - kuchnia.

To. Była. Kuchnia.

Wszędzie była mąka, a na suficie były gumy. Ktoś tu ma nie po kolei...

- Na początek posprzątasz nam kuchnię. - powiedział jeden, a ja się ruszyłam i zaczęłam to robić.

Ich jest czwórka, a ja jedna. Wolę nie ryzykować.

- Przestań, on jest głupi. - rozkazał inny i podszedł do mnie zabierając mi ścierkę z ręki.

- Sam jesteś głupi. - warknął koleś, który to powiedział.

- Moglibyście z łaski swojej ściągnąć te pierdolone maski? - uśmiechnęłam się trochę wrednie. Wkurzało mnie to, że nie wiem kim kto jest.

- Co z tego będziemy mieli? - spytał inny uśmiechając się wrednie.

Co będziesz z tego miał?

Podbite oko jak się wkurwię.

- Mniej oporu z mojej strony. - powiedziałam, a oni najwidoczniej uwierzyli bo, ściągnęli materiały z głów.

Ukazała się przede mną czwórka nastoletnich chłopaków siedzących na stolikach. Mieli może po 23 lata max.

- Czerwony, blondi, śmieszek i azjata. - powiedziałam pod nosem tak aby nie usłyszeli.

Czerwony jak sama nazwa wskazuje miał blond włosy, malinowe usta i dwa kolczyki. Jeden w wardze, drugi we brwi.
Blondi to blondyn, który ma czarny kolczyk w dolnej wardze i niebieskie oczy, które przyciągają uwagę, choć chciałabym je zobaczyć z bliska, nie żeby coś.

Azjata to... No azjata. Wygląda na miłego i poważnego. Jest szatynem i do tego wysokim jak cała ich czwórka.

Śmieszek to ten z loczkami. Wygląda na zabawną osobę, dlatego jest śmieszkiem.

Loczek ma fajny błysk w oku gdy się cieszy.

Tak, zauważam takie rzeczy.

- Co? - spytał azjata. 

- Jak macie na imię? - zignorowałam jego pytanie, choć to nie ładnie i uniosłam w pytającym geście lewą brew.

Pokiwali do siebie głowami, rzucili pare spojrzeń i popatrzyli ponownie na mnie.

Was? Co? What?

- Tego Ci nie powiemy. - stwierdził czerwony uśmiechając się po chwili.

- Bo...?

- Bo nie. Kropka. Rozdział zamknięty. - powiedział śmieszek.

- Okay. - wzruszyłam ramionami udając, że mam to gdzieś.

Poza tym to mają u mnie pseudonimy, więc chyba będzie to zbędne.

- Od jutra gdy dostaniesz ciuchy i takie tam, będziesz ćwiczyć z każdym z nas. - powiedział azjata, a ja popatrzyłam na nich trochę ciekawie.

Z każdym z nich sam na sam? Codziennie?! Nie?

- Ok, ale ja też mam coś do powiedzenia w takim razie. - popatrzyli na mnie poważnie.

- Dajesz. - odezwał się czerwony.

- Jeżeli któryś z was będzie miał przy mnie broń to, będzie trudno aby mnie czegoś nauczyć. Jeżeli któryś naruszy moją prywatność... Powiem tak. Mam dobre znajomości. - mówiłam na poważnie, a oni zamiast mnie wyśmiać jak każdy nastolatek, pokiwali głowami.

- To chyba... - zaczęła blondynka, ale śmieszek mu przerwał.

- Stoi. - puścił mi oczko.

- Mamy jeszcze jedną sprawę. - powiedział azjata, a oni popatrzyli na niego niezrozumiale. Chwilę później popatrzyli na mnie śmiejąc się.

- Będziesz musiała z którymś z nas spać z powodu braku pokoji. - zachichotał śmieszek.

Udałam, że się śmieje i uważam to za dobry żart, ale później popatrzyłam na nich poważnie.

- Nie.

- Nie masz wyboru. - powiedzieli razem.

Zajebiście, po prostu świetnie. Nie ma nic lepszego od spania z własnym porywaczem. Ochujali!

~*~
Z każdym rozdziałem będzie coraz ciekawiej, przynajmniej będę się o to starać 😊

Pozdrawiam.

Bez Odwrotu {5SOS}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz