Wyszłam z domu, ponieważ jest 6:00, a ja uwielbiam o tej porze biegać. Jest całkiem ciepło więc biegnę, w dresach i czarnej podkoszulce z nadrukiem zespołu.Włożyłam słuchawki do uszu, włożyłam telefon do kieszeni włączając wcześniej muzykę i zawiązałam buty aby nie upaść gdy będę biec.
Mam trasę, którą zawsze biegam, a mierzy ona trzy kilometry. Biegnie się przez park, a później przez mały lasek. To takie małe kółko. Start i meta są w tym samym miejscu, a mianowicie w moim domu.
Biegnąc parkiem zauważyłam jak jakiś koleś, który stał do mnie plecami szczuł psa. Może go uderzyć, a więc tu wkraczam ja.
- Ej! Zostaw go! - krzyknęłam ściągając słuchawki i podchodząc do chłopaka do chłopaka.
- Bo co mi zrobisz? - powiedział obracając się do mnie przy okazji puszczając psa, który uciekł.
Choć tyle dobrego. - powiedział mi głos, w głowie.
Chłopak, który przede mną stał był zamaskowany. Koleś ewidentnie nie należał do dobrych osób, albo po prostu nie wie, że kominiarki wyszły z mody.
- Nic. Po prostu chciałam abyś go puścił. - powiedziałam spokojnie aby typa bardziej nie wkurzyć. Widziałam, że już był wkurwiony więc nie chciałam pogarszać swojej sytuacji.
Patrzył na mnie wzrokiem dzięki któremu odczuwałam, że on już mnie zna.
Chłopak podszedł do mnie szybko, a ja już miałam się odwrócić i uciekać gdy złapał mnie w talli i zatkał buzię ręką. Zaczęłam się szarpać i bić go.
Zaciągnął mnie bliżej ulicy i powiedział "Mam tą sukę". Po chwili podjechał do nas czarny samochód, dokładniej jeep. Podszedł do niego razem ze mną i otworzył drzwi, a ja nie chcąc tam wchodzić oparłam się nogami o siedzenie i drzwi samochodu, tak aby tam za nic nie wejść. Nie poddam się tak łatwo.
Nagle ktoś złapał mnie za nogi i wciągnął do samochodu. Nawet się nie zorientowałam gdy trzy osoby zaczęły związywać mi nogi i ręce wcześniej zaklejając buzię taśmą.
- Siedź grzecznie bo nie chcę Ci nic zrobić. - szeptał mi do ucha chłopak, który mnie trzymał na kolanach. Chyba go głowa boli jeżeli mam być grzeczna jak piesek mojej sąsiadki.
Co mogłam zrobić? Wydawałam odgłosy jak: Mmm hmm mhmmm. Rozumiecie o co chodzi.
Bałam się, nie powiem, że nie bo bym skłamała. Czterech facetów wiezie mnie, w chuj wie gdzie, a ja mam siedzieć cicho i nic nie robić. Siedzę pod szybą, a więc...
Zamachnęłam się tak, że łokciem wybiłam szybę. Chłopak od razu wzmocnił uścisk na moich biodrach i oparł mnie o swoją klatkę piersiową. Myśląc w panice co mogę zrobić rozglądałam się po samochodzie płacząc i szukając jakiejkolwiek deski ratunku.
- Mogę jej coś zrobić? - powiedział groźnie jeden z nich, a ja zaczęłam się mocniej szarpać i płakać.
- Na razie nie. - Co to ma znaczyć "Na razie nie"?! - Jesteśmy.
Wyciągnęli mnie siłą z samochodum ponieważ nie chciałam aby zamknęli mnie gdzieś czy Bóg wie co jeszcze i skierowali do... Willi? Weszliśmy do budynku. Wszystko ładnie i pięknie wystrojone. Zeszliśmy schodami w dół.
Piwnica, o nie, nie, nie...
Obróciłam się aby przejść między nimi i nie zostać tam zamknięta, ale obrócili mnie spowrotem.
Jesteś w dupie.
Tak, wiem.
Niestety ten sam chłopak, który trzymał mnie na swoich kolanach wprowadził mnie do pomieszczenia i gwałtownym ruchem ściągnął taśmę z buzi.
- Mój brat was zabije! - krzyknęłam zmęczona, wkurzona i rozpłakana po walce o życie czy powrót do domu.
- Ta, a ja lubię pingwiny i co? - prychnął. Teraz już wiem, że siedzę tu z psychopatami i prawdopodobnie stąd nie wyjdę.
- Będziecie smażyć się, w piekle. - warknęłam, a chłopak rozwiązał mi nogi i ręce jaiby nigdy nic.
Walnęłam chłopaka z liścia, w policzek, a on wystawił broń, w moją stronę i przystawił mi do czoła.
To nie było dobre posunięcie.
- Siadaj na tym pierdolonym łóżku i czekaj! - krzyknął, a ja zrobiłam to co kazał. Dopiero teraz zabrał broń.
Nie rób nic głupiego gdy ma broń. Zapamiętaj.
- Zabijecie mnie tak czy siak. - stwierdziłam wycierając łzę, która spłynęła mi po policzku.
- Nie denerwuj mnie Sophie. - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
Jaka Sophie?
Bezradna położyłam się na starym łóżku, które się już prawie sypało i myślałam co zrobić popłakując co chwilę.
Przecież ja tu zginę. Po co ja się zastanawiam jak wybrnąć z sytuacji skoro i tak zaraz będę leżeć na tej pieprzonej podłodze w pierdolonej kałuży krwi. Tak jak w horrorach.
- Wstawaj. - powiedział zamaskowany wchodząc do pokoju. Wstałam jak na rozkaz, w wojsku, w którym niestety nie byłam.
Wołałabym być jednak, w wojsku niż tutaj.
- Słuchaj Sophie. - wziął krzesło z kąta i usiadł opierając klatkę piersiową o oparcie. Poznaję po głosie, że to nie jest ten sam koleś, który mnie tu przyprowadził. - Dasz nam to czego my chcemy, a my puścimy Cię wolno. Proste.
- Kiedy ja nie jestem Sophie. Mam na imię Madison, jestem 19 letnią normalną nastolatką, która mieszka wraz z bratem starszym o dwa lata. - łkałam. Nadal się bałam, ale również byłam zirytowana i wkurwiona.
- Nie pierdol głupot. Skończyła się zabawa, wiemy kim jesteś. Sophie Bloud, 20 lat, pochodzisz z Australii tak jak my. - mówił, a ja w tej chwili myślałam jak bardzo się myli co do mojej osoby.
Można było wyczytać, że nienawidził tej całej Sophie i stracił coś cennego, ponieważ całe jego mięśnie się napięły. Niestety jego pewnie brzydkiej mordy nie mogłam zauważyć bo miał kominiarkę.
- Jestem Madison. Ma-di-son! Mam Ci przeliterować? - spytałam wkurwiona, ale nie podchodziłam do niego, ponieważ strach nadal był, a ja chcę żyć.
Jeszcze tyle choreografii mam do ułożenia...
- Albo zdradzisz nam gdzie on jest, albo zgnijesz tu. - krzyknął machając mi spluwą przed oczami przez co jeszcze bardziej się przestraszyłam, a on jakby nigdy nic, wyszedł.
~*~
Pierwszy rozdział mam nadzieję, że się spodobał.
Staram się aby wyglądały te sceny niczym z filmu lub prawdziwego życia 😊
Miłej nocki ^^ 🌝
CZYTASZ
Bez Odwrotu {5SOS}
FanfictionJak zostałam porwana, poznałam czwórkę wspaniałych przyjaciół i znalazłam miejsce na tym świecie. - Madison Oxley.