Z samego rana musiałam być już na nogach. Nie wyspałam się, gdy wstałam czułam jakby ktoś był w moim pokoju.
Ubrałam legginsy i krótki top, który przyniosła mi służka, do tego włosy rozczesałam a na usta nałożyłam brzoskwiniową pomadkę.
Przez całe śniadanie nikt się nie odezwał, spoglądałam tylko na miny domowników, które nie były zachwycone.
Zjadłam wszystko i poszłam do siebie musiałam jeszcze spakować ubrania.Do dużej walizki wzięłam kilka par legginsów, spodenki, bluzki, co do butów musiałam zabrać takie do biegania, szczotke do włosów, perfum, kosmetyki.
Głównie to co chciałam to spakowałam.
Podchodząc do okna miałam wrażenie że nie wszystko będzie takie jakie być powinno.
Padał deszcz. Najlepsza pogoda by pochodzić na placu, a ja miałam zupełnie inne plany na przynajmniej kilka dni.Zapięłam suwak, zabrałam skórzaną kurtkę i wybiegłam z pokoju na podwórze.
Stałam w deszczu. Mokłam.
Czułam się znacznie lepiej, napięcie ze mnie uleciało.
Po kilku minutach wsiadłam do samochodu terenowego razem z Victorią, braćmi, rodzicami. Odjechaliśmy w strugach deszczu. Nawet niebo za mną płakało.Oparłam głowę o chłodną szybę. Nim się obejrzałam udało mi się zasnąć.
*
Dotarliśmy na miejsce w nie całe 2 godziny.
Deszcz skończył padać zostawiając zimną atmosferę oraz specyficzną woń.Rozglądając się po otoczeniu wiedziałam że nie będzie łatwo. Wysokie drzewa z ogromną koroną liści, na które ciężko będzie się wdrapać ale miały na tyle gruby pień by potrafiło się schować.
Budynek sam w sobie nie był jakiś szczególny.
Po wejściu słychać było gwar jak na targu, poza tym mało okien a jeżeli już były to za nimi podwójne kraty zabezpieczające.Stałam w miejscu próbując zlokalizować wolne miejsce siedzące.
- Yhym. Witam przejdziemy od razu do podziału- powiedziała doniśnym głosem kobieta o krągłych kształtach.
- Spokojnie będzie dobrze- usłyszałam kuzynkę.
- Aż tak się nie denerwuje- odparłam.
Przez chwilę gadałam z rodziną, która życzyła mi powodzenia i wgl.
- A ty nazywasz się jak? - obróciłam się gdy tylko usłyszałam głos wysokiego bruneta.
- Sophi Montgomery - rzuciłam odruchowo.
Patrzył chwilę na mnie zbity z tropu.- Księżniczka Furmanii? - skinęłam głową. - Twoja grupa jest tam, zabierz bagaż i jednego członka rodziny.
Chłopak odszedł nim zdążyłam odpowiedzić.
Patrzałam na rodzinę i tak szczerze kogo mogłam wziąć?
Pierwsza na myśl przyszłam mi Victoria, gdyż ona jedna mogła mi doradzić, jaką obrać taktykę.Pożegnałam się z resztą i chwilę później byłam przy mojej grupie, która składała się z około 30 osób.
Same snopki- Stwierdziłam.
Wywyższające się damulki.- Nie zwracaj na nie uwagi. Jestem Beth- odezwała się niska, szczupła blondynka o krótkich włosach.
- Sophi. Nawet nie zwróciłam uwagi- odpowiedziałam dalej idąc za tłumem.
- Tutaj żegnacie się z rodziną. Macie 2 minuty- powiedziała patrząc na zegarek kobieta wysoka jak stodoła.
- Sophi nie będę pouczać cię, bo wiesz sama co i jak. Ale chciałam powiedzieć że gdy znajdziesz się w sytuacji bez wyjścia wykorzystaj swoją akrobatykę a potem zrób wszystko by wampir o imieniu Dante ciebie chronił- powiedziała i przytuliła mnie czule.
Odeszła z resztą członków rodziny królewskiej.
Razem z grupą ruszyłam do małych pokoji.
Mi oczywiście trafił się pokój czy coś co można było nazwać pokojem.
Były to ciasne klitki, gdzie mieściły się tylko dwa niewygodne łóżka i lampa.- Jak myślisz przetrwamy? - zapytała dziewczyna blondynka przebierając bluzkę.
- Mam nadzieję! A tym bardziej że kogoś poznałam.
- Ale super! Jak się nazywa?
- Collin, był taki przystojny przede wszystkim był moim trenerem do wyścigu.
- Ja niestety nie miałam tyle szczęścia, uczył mnie ojciec.
Był strasznie wymagający.Przez chwilę była cisza. Którą przerwała rudo włosa wchodząc do naszej klitki.
Uśmiechnęła się do Beth, ta jak na zawołanie wstała z łóżka i podeszła do drzwi.- Idziesz z nami? - zapytała blondynka. Wyciągła rękę w moim kierunku.
Uśmiechnęłam się lekko i ścisnęłam dłoń koleżanki.
Wyszłyśmy na korytarz na którym stało jeszcze kilka osób. Może z 3.- Dokąd idziemy? - zapytałam Beth.
- Mia powiedz Sophi - zawołała, rudo włosa objęła mnie ramieniem i zaczęła mówić.
- Wiesz że w wyścigu biorą udział wampiry? - kiwnęłałam głową. - To idziemy je zobaczyć.
Zatrzymałam się w pół kroku. Spojrzałam na nie w szoku.
- Już teraz chcecie zginąć?
-Ona ma rację- poparła mnie dziewczyna, o imieniu Rosalie- one nas zabiją.
- Nie przesadzaj- zaczęła Mia idąc już w kierunku piwnicy.
Wszystkie poszłyśmy za nią lecz w pogotowiu złapałam pierwszą leżącą rzecz, którą okazała się być.. Stara lampa.
*
Szłam za dziewczynami jako ostatnia, zdawało się że serce wyskoczy mu zaraz z piersi.
Żadnych dźwięków nie słyszałam.Nic prócz ciemności nie powitało nas na dole.
W pewnej chwili zapaliło się światło ukazując ogromne pomieszczenie.
Wystraszyłam się zwracając uwagę wszystkich. Do krat podszedł jakiś mężczyzna.- Miało nie być żadnej przegryzki do początku, a tutaj nagle przychodzą młode niewiasty- wyszczerzył kły w naszym kierunku.
- Uważaj co mówisz! Nie wiesz z kim rozmawiasz- zaczęła Rosalie, odważnie podchodząc bliżej celi wampira.
- Dziecko masz wogóle pojęcie co czeka ciebie za kilka godzin? - odparł inny wampir zaplatając długi warkocz.
- Każda z nas ma pojęcie- odpowiedziała brunetka o imieniu Alice
- Jak się nazywacie? - usłyszałyśmy pytanie.
- Mia, Rosalie, Beth, Alice i Sophi- przedstawiła nas blondynka.
- Sophi?
- Słucham? - podeszłam do celi na przeciwko wejścia.
Wyłoniła się twarz, naprawdę przystjnego chłopaka o ciemnych oczach i brązowych krótkich włosach.
- Jesteś jeszcze piękniejsza w rzeczywistości- zaczął dotykając bardzo delikatnie mojego policzka.
Na policzku wyczułam rumieniec.
Zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował.---------------------------------------------------
6 rozdział piszcie czy się podoba
😂😍😍
CZYTASZ
Kajdany Wieczności
VampireBudząc się rano miałam nadzieję, że ten dzień będzie taki jak każdy inny. Chciałam spędzić go na obijaniu się. Tym czasem po śniadaniu dowiaduję się, że będę brała udział w wyścigu w którym mogę zginąć. Co zrobię gdy moim nauczycielem będzie wysp...