15

234 11 0
                                    

- Wstawaj kochanie- obudził mnie głos wampira, szepczącego mi do ucha.

- Ale ja nie chce, która jest godzina? - mruknęła przez sen.

- 11:00.

- Co?! Zaspałam na śniadanie! Matka będzie strasznie zła.

- Spokojnie, usprawiedliwiłem cię.. - zdobiłam wielkie oczy. - Powiedziałem jej mniej więcej co się stało. Chce z tobą rozmawiać.

No to pięknie. Muszę powiedzieć jej całą prawdę i jeszcze pokazać wszystkie sińce oraz rany.
Pięknie.

*

Zanim się ogarnęłam minęła godzina. Szybko się ubrałam zakładając na siebie prostą sukienkę z kilkoma falbanami oraz dekoltem w kształcie serca, w czarnym kolorze.
Nie robiłam makijażu uznałam iż moje rany, jeszcze widoczne powinna zobaczyć. Za to włosy spięłam w kok, pozwalając by kilka z kosmyków wisiało bezwładnie.

Przeszłam korytarzami do biblioteki, w której siedziała mama. Wszystkie okna były zasłonięte.
Jak zwykle siedziała w swoim fotelu, czytając jedną z serii ulubionej książki.
Weszłam w głąb pomieszczenia wcześniej pukając w drewnianą futrynę.

- Wejdź kochanie.. - mruknęła, nawet nie spojrzała na mnie.

Usiadłam na krześle siedząc jak na szpilkach. Zachodziłam myślami o co mnie zapyta?

- Pokaż się- nim spojrzała odłożyła książkę. - Opowiedz mi co się stało.
Chwila przymomnienia co się tak właściwie stało.

- Wczorajszym wieczorem szłam po tabletki na ból głowy. Wzięłam jedną z nich popijając wodą, po chwili usłyszałam jak ktoś mówi ''Dobry wieczór piękna''. Odwróciłam się i ujrzałam wampira, który zaatakował mnie w lesie. Przybliżał się do mnie aż natrafiłam na ścianę, rozciął moje policzko. Krew leciała a on spróbował. Potem był tylko atak, ugryzł mnie w nadgarstek. Straciłam dużo krwi, Dante znalazł mnie w odpowiednim czasie. Po kilku minutach Dante ofiarował mi swoją krew. Rany zabliźniają się powoli.. - urwałam, pokazałam jej nadgarstek, ogólnie była zszokowana.

- Nazywał się Calus? - zapytała, kiwnęłam głową.

- Czemu pytasz?

- Nie wie kim jesteś. Nie zrezygnuje, dopóki nie spuści całej krwi.

- Powiedział, że jestem lafrosem i czyś jeszcze. Nie wiem w jakim znaczeniu on dokładnie mówił.. - matka przerwała mi, gestem dłoni żebym się uciszyła.

- Jesteś hybrydą- zrobiłam wielkie oczy jak złotówki.

- Że co?!

- Nie tym tonem. Jesteś połączeniem lafrosa i wampira. Nie wiem jednak która cecha przeważa. Dante dobrze zrobił, ratując cię tylko czy zdawał sobie  sprawę jak wpłynie to na twój organizm?

- Wygląda na to, że jednak nie.. A co jeżeli mój organizm nie wytrzyma? Co wtedy?

- Trudne pytanie.. - podeszła do okna, na chwilę odsłaniając je.

Promienie słoneczne weszły do pomieszczenia nieco je rozjaśniając. Królowa stała jeszcze za zasłoną ukrywając się w cieniu, ona nie jest chyba...

- Patrz- wbiłam w nią wzrok, obserwowałam jak z jej ręki zaczynają pojawiać się iskry, chwilę później w jej dłoni pojawiła się jasna kula.

Usiadła z powrotem na swoim fotelu, dalej trzymając w dłoni świecącą kulę.

- Wyciągnij dłoń- zrobiłam co kazała. - To co mam w dłoni to moja energia, jest jasna. Jestem lafrosem o stopniu końcowym. Jeżeli twoja energia będzie miała taki sam kolor, będziesz musiała opuścić wszystko i wszystkich by nauczyć się używać swojej energii w dobry sposób - dokończyła.

Nie chce opuść Dantego, Harrego, Williego. Z pewnością ich potem nie zobacze przez długi, długi czas.

- Ja nie wiem od czego mam zacząć..

- Spokojnie to proste. Tak jak trzymasz tą dłoń skup się na niej, poczuj w sobie siłę.

Pierwsze próby nie były godne podziwu, gdy jednak poszły iskry uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Raz mi coś w życiu wyszło i nie poddałam się od razu.

W końcu kula pojawiła się, jej kolor nie był jasny. Był coś między czarnym a purpurą. Gdzieś między tymi kolorami się wahał.
Mina mamy nie była wesoła, jej twarz zbladła.
Ja jednak ucieszyłam się że nie będę musiała wyjeżdżać.

- Co te kolory oznaczają? - zapytałam zafascynowana tym co przed chwilą zrobiłam.

- Dzięki temu wiemy, która cecha dominuje.

Zaraz po tym wstała i wyszła. Ostatnie spojrzenie rzuciła mi dopiero w drzwiach, pełne nienawiści.
Zawiodłam ją? Odczekałam kilka minut i dopiero wtedy opuściłam bibliotekę, szukając Dantego.

Robiłam się głodna, patrząc na zegar znajdujący się na środku korytarza. Dochodziło za piętnaście trzynasta. Do obiadu została godzina.
Super.

Dantego znalazłam u Harrego. Znów gadali i śmiali się, to było takie miłe.. Czułam małą zazdrość. Czy mój bliźniak jest gejem? Nie wierzę.. Będę musiała pogadać z nim na osobności.

- Sophi chodź do nas- znów zawołał mnie mój chłopak.

- Co chciała matka? - zapytał brat.

- Ona myślała, że... W sumie wam to pokaże- chciałam się pochwalić, niczego tak nie pragnęłam jak w tej chwili być lepsza od Harrego.
Zawsze był lepszy ode mnie w każdej rzeczy jakiej się podejmowałam chociaż nie.. W pływaniu ja jestem lepsza.
Czułam iskry a chwilę później pojwiła się kula w ciemnych barwach.

Trzymałam ją w dłoniach i uśmiechałam się do oby dwóch, Dante pękał z dumy. Harry lekko się uśmiechną, nie chciałam żeby było mu smutno, jedną ręką chwyciłam dłoń bliźniaka i dołączyłam do mojich.

Moc jaka powstała nie robiła wrażenia, ale co najlepsze w tym, jego energia była jasna. Rozświetliła miejsce, w którym siedzieliśmy.
Dopełnialiśmy się jako rodzeństwo, ''jak plus i minut uzupełniamy się wzajemnie''™.
On jest lafrosem! I idzie po mamie.. Teraz mnie oświeciło. Energia zgasła.

- Jesteś lafrosem- wstałam i wybiegłam z pokoju.

Wybiegłam nawet z zamku. Jakie jest moje ulubione miejsce w tym zamku?
Ogród? Niee..
To miejsce gdzie szłam i zawsze  poprawiało mi humor.
Za naszym domem znajdowała brama, prowadziła do labiryntu.
Jak byłam mała zaznaczyłam drogę w niej wstążką. Nie wchodził tutaj nikt od kilkunastu lat, dzięki czemu moje wstążki wyglądały jakby były tutaj dużo dużo dłużej.

Wyszłam za rogu i jak zawsze moim oczom ukazał się najładniejszy posąg tutaj. Stał na samym środku, a na około niego znajdowała się pusta fontanna. Posąg przedstawiał matkę i dwójkę dzieci, właściwie chłopca oraz dziewczynkę. Postacie były już zniszczone, ale z pod całego brudu ukazywały się ich kolory. Matka wraz z synem mieli jasne ubranie, za to córka nosiła ciemną sukienkę.

To było takie prawdziwe, że nie byłam w stanie na to patrzeć.
Znów skupiłam się na mojej dłoni w celu pojawienia się ciemnej kuli energii.
Spojrzałam na posąg i rzuciłam kulą.
Całoś roztrzaskała się na  kawałeczki, dzięki czemu wokół mnie zaczęło sypać się mnóstwo kwiatów. Cały labirynt z żywopłotu obniżył się do wysokości moich kolan a na nich pojawiły się kwiaty.
Fontanna zalała się wodą. Uznałam że położę się na trwie i zamknę oczy.

---------------------------------------------------
(1010)

™~ tekst z piosenki Verba&Sylwia Przybysz - Kochana przyjaciółko.

Jest to 15 rozdział jeszcze trochę i będziemy kończyć w planach mam coś innego do napisania.
Buziaki i wgl dla tych co czytają 💋❤️❤️

Kajdany Wieczności Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz