Płakałaś, plakalas bez końca, bo nic innego ci nie pozostało. Gdy wyjechał, dni stopniowo zaczęły się wydłużać, tak samo godziny, minuty, sekundy. Zaczęłaś odczuwać wszelkie negatywy życia, egzystowania, straciłaś chęci.Było tak, jakby ktoś zabrał ci cząstkę samej siebie, ale nie byle jaką. Tę, która sprawiała, że byłaś tą uśmiechniętą i energiczną dziewczyną z mikrofonem. Tą, która swoją pracę ze studia nagraniowego Borussii Dortmund wolała wpleść w znajomości z piłkarzami. I żałowałaś, tak cholernie żałowałaś, że się na to pokusiłaś.
W innym przypadku pewnie ledwo byś go identyfikowała, kojarzyła z imienia, nazwiska, ale nie znała na wylot. A poznałaś, zdecydowanie nie tak, jak było to przewidziane, bo zakochałaś się. Wpadłaś po uszy jak nastolatka.
Widziała tylko jego oczy, jego uśmiech, odcień skóry, idealne usta, włosy, widziałaś tylko jego. Tego, który odbierał ci mowę, który doprowadzał do zakłopotania jednym swoim spojrzeniem.
Powodował, że twoje mięśnie robiły się giętkie, skóra ciepła, a stres wzrastał. Działał na ciebie z tak cholerną siłą, nawet nie będąc tego świadomym.
Twoje uczucia nie miały granic, przekroczyły je za szybko, pozwoliły ci tonąć w tym uczuciu. I wcale nie pozwalał ci pogodzić się z faktem, że nie jesteście sobie pisani. Czerpał przyjemność z twoich udręk? Bawiło go, gdy stałaś się zależna od jego słów? Bo stałaś, uległaś mu niewyobrażalnie szybko, oddając duszę i serce, które zabrał.
A takie życie w Dortmundzie było później jak kara, jakbyś popełniła największy z grzechów, zakochując się. Popełniłaś?
Tydzień przed podjęciem ostatecznej decyzji, o powrocie do Barcelony, zjawił się w twoich drzwiach. Chciał ci powiedzieć, ale nie zrobił tego.
Stał tak naprzeciwko ciebie, a z oczu leciały mu łzy. I czego byś nie przeżyła, tamten wieczór był najgorszy. Przygnębiony Marc Bartra dotąd nie istniał, smutny, zmęczony - to nie był on. Nie znałaś go takiego, nigdy nie chciałaś poznać. Tamten widok łamał serce.
Przytulił cię i spokojnie mogłaś stwierdzić, że trwało to z piętnaście minut albo i więcej. Nikt nic nie mówił, dookoła panowała cisza. Gdzieś w tle leciała jedynie piosenka Adele, a do was docierały tylko te głośniejsze, jednak nadal niewyraźnie dźwięki.
Nie zapytałaś, co było powodem jego stanu, wierzyłaś, że skoro już przejechał pół Dortmundu, sam podejmie tę decyzję. I tego właśnie nie rozumiałaś, dlaczego wybrał ciebie mieszkającą najdalej. Miał obok Erika, Romana, Marco - a wybrał ciebie. I wcale nie czułaś się doceniona z tego powodu.
Podczas jego wizyty nie wypowiedziałaś żadnego słowa. Nie widziałaś nawet, co ewentualnie mogłoby to być. Byłaś pod wypływem tych wszystkich emocji, strachu, martwiłaś się. Nie potrafiłaś wysłowić.
- Dziękuję, dziękuję za wszystko - powiedział, odsuwając się.
Jego oczy dalej były pełne łez, a uśmiech, na który się zdobył - ewidentnie sztuczny. Sprawił jedynie, że bardziej się zaniepokoiłaś. Przerażał cię ten stan, zachowanie i także te dłonie, leżące na twojej talii. Nie pozwalające ci skupić się bezpośrednio na sytuacji.
- Dziękuję, że jesteś - rzucił, po czym wycofał się, zabierając swoje ręce, wychodząc.
I stałaś tak sama, wpatrzona w uchylone drzwi, mając niepokojące przeczucie, że zrobił coś głupiego. Ale nie wpadłaś nawet na to, że chce wrócić do Hiszpanii. Wyglądał na szczęśliwego w Dortmundzie.
O jego wizycie nie powiedziałam nigdy nikomu. Z jej przebiegiem, ze sposobem jej przebiegania próbowałaś poradzić sobie sama. Próbowałaś dojść do tego, dlaczego wybrał ciebie, dlaczego zdecydował się na płacz akurat w twojej obecności. Czy powodem był powrót?
Później nie rozmawialiście, unikał cię. Całe trzy dni widziałś jedynie, jak przemykał korytarzami, ale do konfrontacji nie doszło, a raptem trzy dni później oznajmił, że po meczu o Puchar Niemiec wyjeżdża.
Nie byłaś w stanie podejść, porozmawiać. Jedynie wzięłaś głęboki oddech, usiłując przetrawić tę informację. Zaskoczeniem nie było, gdy ci nie wyszło.
Wycofałaś się z pomieszczenia i czym prędzej postanowiłaś wyjść na zewnątrz.
Chciałaś coś zrobić, chciałaś mu wyznać swoje uczucia, ale paraliżował cię strach. Zabawne, że wolałaś nie ryzykować, niż ewentualnie się ośmieszyć, chociaż pewnie byś to powtórzyła. Ludzie niesamowicie często zmieniają zdanie, gdy już jest po fakcie. Wtedy nagle stają się ekspertami, filozofami. Tylko że miłość nie potrzebuje oceny, ona nie jest zależna od opinii. Po prostu jest i tylko zakochany wie, jaka jest. To on może ją charakteryzować, określać, nie kto inny.
- Wszystko w porządku? - obok pojawił się Erik.
Nie wyglądał najlepiej. Raczej tak, jakby doznał szoku. Wychodził z takiego założenia jak ty, że dobrze jest mu w Borussii, w Niemczech. Nie było?
Durm też go kochał, tak przynajmniej sadziłaś. Kochał w ten sam sposób, a ty nie mogłaś mieć zastrzeżeń. Miłość nie zna granic, miłość wybiera, miłość obezwładnia, ale nie ma granic. Rozumiejąc to, pozwoliłaś pomóc zarówno sobie, jak i jemu.
Zawdzięczasz mu cierpienie, zawdzięczasz mu wszystkie te wylane łzy, ale i przyjaciela, jakim stał się Erik. Zakręcił twoim życiem i mimo wszystko dziękuję, Marc.
A po wygranym Pucharze podszedł, przytulił cię i powiedział, że kocha.
Milczałaś, byłaś tak strasznie zaślepiona złością, zawodem, tak bardzo chciałaś się od niego uwolnić.
A teraz?
Teraz już nawet nie wyobrażasz sobie, że jeszcze go zobaczysz. Bo nie zobaczysz.
Miał swoje życie, w którym ty nie miałaś uczestniczyć, a to bolało najbardziej.
miłego dnia i trzymajcie się!❤🙌
buziaki xx
CZYTASZ
football imagines
Fanfictionpierwsza część krótkich opowiadań o tematyce piłkarskiej! /w trakcie poprawiania/ rozpoczęcie: 22.05.17 zakończenie: 15.12.17 najlepsze notowania: 379 miejsce w #dlanastolatków okładka robiona przez @_Angelixx_