marco reus ❃

1.3K 89 16
                                    

Poirytowana usiadłaś na trybunach i zerknęłaś na boisko. Mecz dopiero się zaczynał, a trybuny były wyjątkowo puste. Szczególnie jak na mecz Borussii Dortmund. Jednak ignorując ten fakt, skupiłaś się na tym, co działo się na murawie.

Przyjemnie oglądało się, jak zawodnicy biegają za piłką, lubiłaś to, ale górę brała złość. Przyjaciółka znowu wystawiła cię, ze względu na swojego chłopaka, który jak wtedy sądziłaś, szybko z niej zrezygnował. I zrezygnował, ale nie o tym. Istotniejsze było to, że jej zależało na tym meczu, ty kupiłaś bilety ze względu na nią. A znać o swojej nieobecności musiała dać oczywiście, gdy już weszłaś na stadion i nie było sensu rezygnować.

Pozostawało ci jedynie oglądać wszystko w samotności, bo miejsca dookoła były puste. Górna trybuna w ogóle była pusta, przerażająco pusta. Siedziało tam tylko kilkoro rodziców z dziećmi, z osiem grupek starszych kibiców i kilka par. No i ty, nastolatka wystawiona przez przyjaciółkę.

W trzynastej minucie Aubameyang strzelił gola, który wyglądał, jakby co najmniej jedynie się rozgrzewał, a rywale zareagowali agresją. I działo się jedynie wtedy, kiedy Roman Buerki miał kilka sytuacji, z których świetnie wybronił gospodarzy. Poza tym gola wbiło też trzech innych zawodników Borussii, która zdecydowanie traktowała mecz na luzie. A przeciwnicy praktycznie padali ze zmęczenia i widać było, jakie banalne błędy popełniają. Legia zdecydowanie nie podpisała się w tamtym meczu. Jedynie utwierdziła wszystkich w wielkości drużyny z Dortmundu.

— Mogę się dosiąść? — zapytał jasnowłosy mężczyzna, wskazując na miejsce obok ciebie.

Zabrałaś swoją torebkę i przytaknęłaś, odrobinę speszona. Przecież było tyle miejsc.

Po kilku minutach dosyć niezręcznej, nieprzyjemnej dla mnie ciszy, kilka rzędów przed wami usiadła grupka kibiców. Od stóp do głów ubranych w barwy Borussii, a mężczyzna jakby ich zauważając, naciągnął szal na twarz i dalej oglądał mecz. Wydawał się zestresowany, ale i jednocześnie poirytowany, co widać było przez jego ruchy. Gwałtowne i bezwzględne, takie obojętne.

— Komu kibicujesz? — zapytał, gdy kończyła się pierwsza połowa.

— Borussii, oczywiście — odparłaś, zerkając na niego kątem oka.

Tym razem to on przytaknął, jak sądziłaś, uśmiechając się pod szalikiem. Przynajmniej tak wyglądały jego policzki, przesłodko.

Ogółem rzecz biorąc, mężczyzna był dosyć przystojny. Szczupły, jasnowłosy, tylko koloru jego oczu nie mogłaś dojrzeć. Unikał kontaktu, jedynie bardziej zawijał się w szal, sprawdzał na telefonie godzinę, a także obserwował sytuację na boisku. Dwie pierwsze czynności wydawały się dosyć podejrzane, jednak milczałaś, sama również skupiając się na grze. Do następnej wymiany zdań.

— Czasem mam wrażenie, że kibicuję genetycznym porażkom, ale wtedy zawsze robią coś, co cofa to przekonanie — powiedział.

— Nie są tacy źli, przyjemnie się ich ogląda. Wiedzą, co robią.

— Nie jesteś chyba największą fanką, co? — zapytał, ponownie się uśmiechając.

Pokręciłaś głową, zupełnie nieświadoma tego, czym go rozbawiłaś, co palnęłaś. A ewidentnie to zrobiłaś.

— Popatrz, widzisz Durma? Ten z numerem trzydziestym siódmym — przytaknęłaś, gdy twój towarzysz nachylał się w twoją stronę. — Zaraz będzie wybijał piłkę, przyjrzyj się.

Faktycznie, wcześniej wymieniony przez mężczyznę zawodnik chwilę później znalazł się w sytuacji, z której wyjściem było jedynie wybicie piłki w górę, do jednego z kolegów. Zrobił to, ale kompletnie niecelnie. Aż chciało ci się stwierdzić, że zrobiłabyś to lepiej, nawet jeśli nie potrafiłabyś, chociażby kopnąć tej piłki.

— Wiesz, co zrobił źle? — zapytał jasnowłosy, tonem wręcz ojcowskim.

— Niecelnie podał, tak?

— No powiedzmy, nie wyszło mu, a wystarczyło jedynie, żeby wybił środkową częścią stopy — powiedział. — Mój pięcioletni siostrzeniec wie lepiej, jak to zrobić, a co gorsze dla Erika, młody potrafi. Podczas gdy dorosły mężczyzna nie potrafi, wychodzi na tym trochę kiepsko.

— Jesteś prawdziwym fanatykiem, jak widzę — zaśmiałaś się.

— Jakby nie było, naprawdę kocham ten sport.

I tak wytoczyły się przeróżne tematy. A Marco, jak się później okazało, opowiedział ci o piłce nożnej tyle, że mogłaś błyszczeć. Wiedział chyba więcej, niż wymagała przeciętna, ale było to urocze, jak starał się tłumaczyć ci wszystkie te elementy, zagrania. Nawet nie przywiązywałaś wagi do tego, na jak dużą idiotkę wychodziłaś, nie znając ani jednego piłkarza.

Ale mecz dobiegł końca, a jasnowłosy zerwał się jak Kopciuszek, jakby nastała północ. Przeprosił, podziękował za miło spędzony czas i zbiegł w dół trybun.

A ty odczułaś jakieś nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca, polubiłaś go. I tak po prostu uciekł? Liczyłaś na coś więcej.

Wtedy zatrzymał się przed barierkami i odwrócił, biegnąc w twoją stronę ze zwieszoną w dół głową.

Stanął naprzeciwko, a szalik nie zakrywał już jego twarzy. Widziałaś w pełni, jak przystojny jest. Jednak liczyło się to, że był ładny nie tylko na zewnątrz, ale i w środku.

— Chyba nie będę w stanie tak po prostu odejść — pokręcił głową, ponownie się uśmiechając. Przeuroczo, tak nieśmiało. — Uczynisz mi tę radość i podasz numer telefonu? Byłbym przeszczęśliwy.

Nawet nie wiedziałaś, kiedy przytaknęłaś. Wyszło to automatycznie, byłaś do tego stopnia zaopatrzona w jego uśmiech, w stojący przed tobą ideał.

— A co do przyjaciółki, wiesz, może nie jest cię warta? Skoro zdecydowała się na wybór jakiegoś kolesia, z którym jest od tygodnia, świadczy to o niej. I będzie dobrze, skoro mówię to ja, Marco Reus, największy z pechowców tego świata, to musi być.

Po tych słowach wycofał się i ponownie zbiegł na dół, przeskakując przez całkiem wysokie barierki.

A ty zdałaś sobie sprawę, że spędziłaś tyle czasu z piłkarzem, o którym tak często słyszysz na co dzień. Od brata, przyjaciółki, na mieście, kolegów. Cholera.

_____________________________

miłego dnia!! 

football imaginesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz