kai havertz ❃

981 40 32
                                    

dla _Angelixx_ 🙆‍♀️

Przytulałaś chłopaka po raz kolejny, w głębi duszy mając nadzieję, że to tylko zły sen, że wcale nie ucieka ci z ramion.

Mijały sekundy, a ty uświadamiałaś sobie to, czując coraz to silniejsze ukłucie w okolicach serca.

Nie chciałaś zostawać sama w Leverkusen, nie chciałaś wracać do czasów, gdy Havertz nie uczestniczył w twoim życiu. Byłaś tylko ty i twoje zmartwienia, słaba psychika, ciągły strach przed następnym dniem.

Kai zjawił się i jakoś rozwiał to wszystko, zaczął zarażać cię swoim pozytywnym nastawieniem, okazywać wsparcie, pomagać w nauce. Wszystko stało się łatwiejsze, uporządkowane.

I chyba tylko odrobinę mniej od utraty go bałaś się, że wrócisz do tego stanu, kiedy słabości brały górę, a po powrocie ze szkoły płakałaś bez celu. Kiedy nawet nie wiedziałaś, dlaczego płaczesz. Tak bardzo nie chciałaś do tego wracać. Tylko że jego transfer był już faktem, był dokonany, sfinalizowany.

Musiałaś zostać w Niemczech. Miałaś na głowie szkołę, ostatni rok w niej, na którym zależało ci szczególnie, bo wiadomo, nie był bez znaczenia. Dodatkowo jakby nie patrzeć, musiałaś być świadoma tego, że nic nie jest wieczne, szczególnie związki w waszym wieku, a ostatnie, o czym marzyłaś, to zostać bez jakiegokolwiek wykształcenia na rogu ulicy. Wszystko miało zarówno swoje plusy, jak i minusy, było to naturalne.

- Pomyśl, że jadę tylko na mecz wjazdowy, przecież niedługo się zobaczymy, [T.I.]. - powiedział, głaszcząc cię po plecach. Sam nie chciał, abyście się rozstawali, ale przychodziło mu to łatwiej. Albo zgrywał takiego twardziela jak zawsze.

- Genialny mecz wjazdowy w Liverpoolu. - odparłaś, dość sarkastycznie, na co chłopak się skrzywił.

- Spróbuj szukać jakichś pozytywów, to nie kolejna wojna, tylko krótkie rozstanie. Przecież możesz do mnie przylecieć w każdy weekend, a już od lipca będziemy razem na stałe. Nie bądź taką pesymistką. - rzucił, gdy odsuwaliście się od siebie po raz kolejny, by zaraz znowu przytulić.

- Zrozum, że to trudne.

- Uwierz, rozumiem, ale naprawdę nie musisz patrzyć na to pod pryzmatem tragedii. - chcąc nie chcąc musiałaś przyznać mu rację, przecież nie walił się świat, a on z tobą nie zrywał.

Przytuliliście się po raz kolejny, tym razem ostatni i Kai spojrzał na ciebie smutno. Było to jednoznaczne, nadszedł czas.

- Dziś wieczorem widzimy się na Skype, zakoduj to. - rzucił, oddalając się z walizką oraz słabym uśmiechem.

Patrzyłaś, jak znika w tunelu, po czym po prostu usiadłaś, analizując sytuację.

Górę nad tobą brał strach, strach, że wszystko może znowu być tak, jak było, gdy wyprowadziłaś się z Polski, zamieszkując w Niemczech. Nic się nie układało, każdy dzień był skomplikowany, ciężki, uciążliwy wręcz. Marzyłaś, by to się skończyło.

I wtedy pewnego dnia pojawił się on. Piłkarz, który początkowo tylko polecił ci jedną z kaw w malutkiej kawiarence na rogu jednej z ulic Leverkusen. Wyszło jakoś tak, że usiedliście przy jednym stoliku, najpierw prowadząc dość niezręczną konwersację o pogodzie, a następnie znajdując coraz to więcej tematów. A później już wiadomo.

Havertz rozkochał w sobie i rozpuścił cię totalnie. Przez niego zaczęłaś coraz to bardziej gustować w dniach spędzonych w łóżku, z laptopem na kolanach oraz herbatą na szafce nocnej. A także o nim, bo stał się zdecydowanie kluczowym puzzlem w tej układance. Układance, która absolutnie pokochałaś.

Wasza miłość była taka typowo nastoletnia, ale jak najbardziej w dobrym tego słowa znaczeniu. Okazywaliście sobie najdelikatniejsze z uczuć, uciekaliście razem o trzeciej nad ranem i rozmawialiście, a także dużo milczeliście, by to urozmaicić. Było wam po prostu dobrze w swoim towarzystwie, obok siebie, ciało przy ciele.

Wielokrotnie ratował cię z opresji, gdy miałaś problem z chemią, gdy pewne materiały z matematyki wygrywały z tobą po całym dniu nauki. On zjawiał się i w banalny sposób ratował cię z opresji.

A gdy tylko mieliście okazję spędzić razem wieczór, co rusz znajdował nowe filmy czy seriale, przy których moglibyście wygrzać się pod kołdrą w towarzystwie popcornu.

Przywoził ci jedzenie z McDonalda, wyciągał do wesołego miasteczka, kina, odpisywał nawet w środku nocy, grał na gitarze, zachęcając cię do śpiewania, wysyłał zabawne Snapy, chwalił się tobą na każdy możliwy sposób. On był dumny i zakochany w tobie, a ty byłaś dumna i zakochana w nim. Uzupełnialiście się idealnie pod wieloma względami, był taką twoją bratnią duszą.

Już za nim tęskniłaś.

Raptem chwilę później przez szyby lotniska zauważyłaś unoszący się samolot.

Ile czasu zajęło ci bezcelowe rozmyślanie?

Patrzyłaś, jak samolot powolutku znika ci z oczu i wzbija się wyżej i wyżej, a następnie cóż, ginie na niebie. Ale trzymałaś się słów chłopaka, raptem rok i odległość miała stracić swoje znaczenie.

Tak też się stało, gdy już kilka miesięcy później na stałe zamieszkałaś z nim pod jednym dachem.

I żyliście długo i szczęśliwie!

pisanie idzie mi ostatnio troszkę opornie,
więc przepraszam, że niektórzy muszą tak
długo czekać na swojego imagina, ale szkoła;v

miłego dnia słońca!!

football imaginesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz