#37 Katastrofalna kolacja

520 12 6
                                    

-Nie zostawiaj mnie.- musnął nosem linię mojej szczęki i objął w talii.

-Wracam przecież do ciebie za parę dni.- uśmiechnęłam się i spojrzałam głęboko w oczy.- oni nie będą siedzieć długo w jednym miejscu.

-Powiesz im o nas?- zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co chodzi. Chłopak zaczął się nerwowo śmiać.- miałem na myśli, czy powiesz im o tym, ze chcesz ze mną zamieszkać.- uniosłam brwi do góry i prawie parsknęłam śmiechem.

-Hubert, kocham cię...- mój puls nagle przyspieszył.- i jesteś moim najlepszym na świecie przyjacielem.- dodałam, aby nie było miedzy nami niezręcznie- moi rodzice cię uwielbiają, ale obawiam się, że to jest jeszcze za wcześnie abyśmy zamieszkali razem.- uśmiechnęłam się.

-A ty jak zwykle udajesz słodką idiotkę.- pokręcił głową.- dobrze wiesz o co mi chodzi.- dźgnął mnie w bok i wyjął z samochodu torbę z moimi rzeczami. Szłam przed nim gdy nagle poczułam jak chłopak obejmuje mnie w talii, a następnie przerzuca przez swoje ramię.

-Hubert idioto odstaw mnie na ziemię!- krzyknęłam uderzając w jego plecy, ale porównując nasz wzrost to niewiele mu to zrobiło.

-Cicho siedź kobieto.- uderzył mnie w pośladek i otworzył drzwi do domu.

-Nie pozwalam ci traktować mnie jak worek ziemniaków!- oddałam mu, ale Hubert z dziwnych powodów nie kontynuował już tej idiotycznej sprzeczki.

-Dzień dobry!- chłopak postawił mnie na podłodze i nerwowo się uśmiechnął. Nie zrozumiałam, więc odwróciłam się i moim oczom ukazały się dwie postacie, których nie widziałam już od czasu, kiedy przyłapali mnie i Adama miziających się na kanapie. Na samo wspomnienie o nim, mój żołądek podszedł mi do gardła.

-Mamo? Tato? Przyjechaliście wcześniej?- stałam w korytarzu z szeroko otwartymi ustami i nie mogłam w to uwierzyć. Tak bardzo się za nimi stęskniłam.
Nim się obejrzałam trwaliśmy w super mocnym, rodzinnym uścisku.

-Co ty kochanie zrobiłaś z włosami?- moja mama oderwała się ode mnie jako pierwsza.- wyglądasz przecudownie, ale skąd ta zmiana.

-Po prostu znudziły mi się tamte włosy.- skłamałam.

-To ja będę lecieć, słońce. Torbę masz w kuchni.- Hubert dał mi buziaka w policzek i chciał już żegnać się z rodzicami gdy tata wszedł mu w słowo.

-Zostań synu z nami na kolacje!- poklepał go po plecach, a ja już wiedziałam ze nic dobrego z tego nie wyjdzie.- od zawsze traktowałem cię jak syna, a teraz widzę, że Weronika w końcu przejrzała na oczy i zostawiła tego półmózga i wreszcie zajęła się kimś wartościowym.- No i szambo wyjebało. Dlaczego nawet moi rodzice myślą, że jesteśmy razem? Co tu się w ogóle dzieje?!
Spuściłam głowę w dół czując jak moje policzki robią się czerwone, a do oczu napływają łzy.

-Bardzo miło mi to słyszeć, ale to państwa rodzinna kolacja i...- oj chłopie. Po tylu latach nadal nie nauczyłeś się, ze im się nie odmawia?

-Już nie wymyślaj, tylko idźcie na górę zanieść rzeczy i jedziemy na kolacje, bo już umieram z głodu.- ruszyliśmy schodami do góry powstrzymując się od śmiechu.

-Dlaczego wszyscy biorą nas za parę?- brązowooki odłożył moją torbę pod ścianę, a ja w tym czasie rzuciłam się na łóżko.

-Może dlatego, ze tak się zachowujemy?- wymruczałam w poduszkę po czym odwróciłam ku niemu głowę.

-Co mówisz?- chłopak odłożył na półkę coś co trzymał przed chwilą w ręku. Nie musiałam długo myśleć nad tym co to było. Zdjęcie moje i Adama, które dostałam od niego na naszą rocznicę.

Ukochany WrógOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz