Razem z Klausem szłam przez ich wielki dom, byłam pod wrażeniem, że mieszkają w czymś tak cudownym!
Nagle mężczyzna odezwał się:- Podoba ci się co, powiedział z lekkim uśmieszkiem.
- Jeszcze pytasz nigdy nie widziałam piękniejszego domu.
- Czułem to samo gdy wybudowaliśmy go z moim rodzeństwem 300 lat temu.
W końcu mieliśmy nasze miejsce na świecie.- Sami wybudowaliście ten dom?!
- Jak cały Nowy Orlean, moja droga.
-Czekaj, to ile ty masz lat?
Klaus zaśmiał się radośnie.
-Możesz zgadywać, daje ci trzy szanse.- 400?
Klaus pokręcił przecząco głową.
- 800?
- Wciąż pudło.
- 1000?
Na tę odpowiedź Klaus puścił mi
oczko.- Wow. To.. poważny wiek.
Powiedziałam mocno zdziwiona.W końcu dotarliśmy do salonu, gdzie siedziały dwie osoby.
Mężczyzna o czarnych włosach w eleganckim garniturze oraz bardzo ładna, wysoka brunetka z małym dzieckiem na rękach.-Liz, poznaj to mój szlachetny brat Elijah.
Powiedział z LEKKĄ nutą sarkazmu Klaus.Mężczyna wstał i jak prawdziwy dżentelmen pocałował moją dłoń.
- Elijah Mikaelson
Miło nareszcie poznać osobę, która uratowała ostatnią nadzieję tej rodziny.- Przyjemność po mojej stronie, powiedziałam uprzejmie.
Następnie podeszła do mnie brunetka.
- Jestem Hayley.
Powiedziała i wyciągnęła do mnie ręke serdecznie się uśmiechając.- A ja Liz.
Odwzajemniłam gest.-Chciałam ci podziękować, nie chcę myśleć co by było gdyby nie ty, naprawdę dziękuje ci...
Nie zdążyłam odpowiedzieć Hayley bo wtedy podszedł do nas Klaus z małą dziewczynką na rękach.
- A to jest najmłodszy członek naszej rodziny.
Powiedział mężczyzna i podał mi dziecko.- Jest perfekcyjna.
Powiedziałam wzruszona.- Jak ma na imię?
Nikt mi nie odpowiedział, wydaję mi się, że sami jeszcze nad tym nie myśleli.
Ciszę przerwał Klaus.-Hope. Ma na imię Hope...
Siedzieliśmy rozmawiając o Hope jeszcze przez godzinę, gdy nagle odezwała się smutna Hayley.
- Nie może tak być...
To dopiero jej pierwszy dzień na tym świecie, a już prawie została złożona w ofierze. Do tego jej mama musi pić krew własnego dziecka, aby przeżyć przemianę w hybrydę...
A to ja przecież jestem osobą, która kocha ją najbardziej.
Brunetka łkała.
Nie chcę dla niej takiego życia...Wtedy do głowy przyszedł mi pomysł.
- Ja wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale sądze że mam pomysł by mała była bezpieczna.Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem i niecierpliwością.
- Moglibyśmy przekonać wszystkich, że Hope naprawdę nie żyje i odesłać ją gdzieś gdzie będzie kochana, bezpieczna i nigdy nikt jej nie znajdzie... Macie kogoś komu można zaufać w tej sprawie?
Wtedy odezwał się Klaus.
- Jest jedna osoba...
YOU ARE READING
Maybe there is a God after all... Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONE
FanfictionHistoria 18 letniej Liz Chadwick, która wplątała się w nadprzyrodzone problemy pierwotnej rodziny Mikaelson oraz całego Nowego Orleanu. Jak potoczą się losy bohaterów kiedy w najmniej odpowiednim momencie wrócą do nich echa przeszłości?