#4 Plan

838 61 7
                                    

Razem z Klausem szłam przez ich wielki dom, byłam pod wrażeniem, że mieszkają w czymś tak cudownym!
Nagle mężczyzna odezwał się:

- Podoba ci się co, powiedział z lekkim uśmieszkiem.

- Jeszcze pytasz nigdy nie widziałam piękniejszego domu.

- Czułem to samo gdy wybudowaliśmy go z moim rodzeństwem 300 lat temu.
W końcu mieliśmy nasze miejsce na świecie.

- Sami wybudowaliście ten dom?!

- Jak cały Nowy Orlean, moja droga.

-Czekaj, to ile ty masz lat?

Klaus zaśmiał się radośnie.
-Możesz zgadywać, daje ci trzy szanse.

- 400?

Klaus pokręcił przecząco głową.

- 800?

- Wciąż pudło.

- 1000?

Na tę odpowiedź  Klaus puścił mi
oczko.

- Wow. To.. poważny wiek.
Powiedziałam mocno zdziwiona.

W końcu dotarliśmy do salonu, gdzie siedziały dwie osoby.
Mężczyzna o czarnych włosach w eleganckim garniturze oraz bardzo ładna, wysoka brunetka z małym dzieckiem na rękach.

-Liz, poznaj to mój szlachetny brat Elijah.
Powiedział z LEKKĄ nutą sarkazmu Klaus.

Mężczyna wstał i jak prawdziwy dżentelmen pocałował moją dłoń.

- Elijah Mikaelson
Miło nareszcie poznać osobę, która uratowała ostatnią nadzieję tej rodziny.

- Przyjemność po mojej stronie, powiedziałam uprzejmie.

Następnie podeszła do mnie brunetka.
- Jestem Hayley.
Powiedziała i wyciągnęła do mnie ręke serdecznie się uśmiechając.

- A ja Liz.
Odwzajemniłam gest.

-Chciałam ci podziękować, nie chcę myśleć co by było gdyby nie ty, naprawdę dziękuje ci...

Nie zdążyłam odpowiedzieć Hayley bo wtedy podszedł do nas Klaus z małą dziewczynką na rękach.

- A to jest najmłodszy członek naszej rodziny.
Powiedział mężczyzna i podał mi dziecko.

- Jest perfekcyjna.
Powiedziałam wzruszona.

- Jak ma na imię?
Nikt mi nie odpowiedział, wydaję mi się, że sami jeszcze nad tym nie myśleli.
Ciszę przerwał Klaus.

-Hope. Ma na imię Hope...

Siedzieliśmy rozmawiając o Hope jeszcze przez godzinę, gdy nagle odezwała się smutna Hayley.

- Nie może tak być...
To dopiero jej pierwszy dzień na tym świecie, a już prawie została złożona w ofierze. Do tego jej mama musi pić krew własnego dziecka, aby przeżyć przemianę w hybrydę...
A to ja przecież jestem osobą, która kocha ją najbardziej.
Brunetka łkała.
Nie chcę dla niej takiego życia...

Wtedy do głowy przyszedł mi pomysł.
- Ja wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale sądze że mam pomysł by mała była bezpieczna.

Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem i niecierpliwością.

- Moglibyśmy przekonać wszystkich, że Hope naprawdę nie żyje i odesłać ją gdzieś gdzie będzie kochana, bezpieczna i nigdy nikt jej nie znajdzie... Macie kogoś komu można zaufać w tej sprawie?

Wtedy odezwał się Klaus.
- Jest jedna osoba...



Maybe there is a God after all...  Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now