**Posiadłość Mikaelsonów
Perspektywa Liz**Obudził mnie dźwięk krzątania się osób po kuchni.
Wow. Po mimo, że byłam pogryziona przez wilkołaka czuję się dziwnie wypoczęta chyba dawno się tak nie wyspałam. Po chwili postanowiłam iść do kuchni.
Byli tam chyba wszyscy - Freya, Hayley, Rebekah, Elijah, Kol i Klaus.(H) O wreszcie wstałaś, w takim razie możemy zaczynać. - powiedziała uśmiechając się szeroko.
Popatrzyłam na nich pytająco.
Po chwili Klaus wyciągnął butelkę szampana i zaczął wszystkim nalewać do przygotowanych kieliszków.
(L) Serio chcecie pić od rana? - zapytałam unosząc do góry jedną brew.
(R) A co jest niby lepsze żeby zacząć dzień? Poza tym mamy co świętować!
Pewnie nie wiesz, ale Klaus i Kol się pogodzili - rzekła mrugając do mnie porozumiewawczo.(L) Wiem, byłam tam w końcu.
(Kol) To ty nie spałaś?
(L) Wasze urocze przepraszanie i przytulasy obudziłyby człowieka, a co dopiero wampira. - powiedziałam na co wszyscy się zaśmiali.
(E) Chciałbym wznieść toast. - ogłosił Elijah na co wszyscy wzięli do ręki po jednym kieliszku.
W ciągu tysiąca lat bywało różnie, ale rodzina na zawsze pozostanie rodziną. Do tego dołączyła do nas Liz.
Odnalazła się nasza zaginiona siostra Freya. No i oczywiście wrócił Kol.
Teraz będzie już tylko lepiej, bo wreszcie jesteśmy na prawdę razem.
Za rodzinę!- Za rodzinę - powtórzyli wszyscy po czym zaczęli pić szampana.
(R) Nie żeby coś Liz, ale może weźmiesz prysznic? Od powrotu z lasu nadal się nie kąpałaś, a nawet w ciele czarownicy czuję, że zalatujesz troszkę psem.
Wszyscy ponownie się zaśmiali.
(L) Serio musiałaś to mówić w takim momencie? Poza tym no przepraszam byłam zbyt zajęta umieraniem żeby myśleć o kąpielach! - odpowiedziałam sarkastycznie.
A no i nie mam tu moich rzeczy na przebranie.(Kol) A no tak już jedziemy do domu.
(L) Przyjdziemy wieczorem. - powiedziałam po czym pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
**2 godziny później
Mieszkanie Liz i Kola
Perspektywa Liz**Byłam już umyta, ubrana i umalowana.
(L) Nigdy nie byłam tak podjarana tym, że się wykąpałam. - powiedziałam wychodząc z łazienki.
Kol tylko się zaśmiał.
(L) Nie śmiej się, ja serio czuję się zajebiście.
W ogóle to nawet nie wiesz jak się cieszę, że pogodziłeś się z Klausem.(Kol) Taa zrobiłem to, ale Klaus jest i pozostanie Klausem.
Pewnie jeszcze nieraz będe miał ochotę wbić mu kołek z białego dębu prosto w serce.(L) Hmm... Ok, tylko pamiętaj zanim podejmiesz to drastyczne działanie, że jeśli zabijesz Klausa umrę razem z nim. - rzuciłam spostrzegawczo.
(Kol) A no tak... Cholerna linia rodu.
Chociaż muszę przyznać w wielu sytuacjach to się przydaje. - powiedział uśmiechając się pod nosem.
Szkoda, że nie jesteś z mojej linii...(L) Wiesz, że to niemożliwe.
Kiedy przemieniałam się twoja dusza była w ciele czarownika,
ale twoje ciało pierwotnego wciąż było martwe, więc wszystkie wampiry z twojej linii wąchały wtedy kwiatki od spodu.(Kol) Racja... - posmutniał.
(L) Jak... Jak TO się stało? - spytałam nieśmiało.
(Kol) To znaczy?
(L) No wiesz... Jak umarłeś?
Brunet głośno wciągnął powietrze na to pytanie.
(Kol) Za pierwszym razem... Byliśmy wtedy w Mystic Falls. Wiesz taka wiocha zabita dechami w północnej Wirginii. Nienawidzę tego miejsca...
Jest tam zgraja takich bachorów, na której czele stoi sobowtór z rodu Petrovych. Jej brat okazał się łowcom z Bractwa Pięciu. Oni są najgorsi bo jeśli wampir zabije ich łowcę uaktywni się klątwa i duch tego łowcy będzie cię prześladować, aż sam ze sobą nie skończysz. Ci łowcy mają na rękach tatuaże, ale nie takie zwykłe.
Tatuaż to mapa do lekarstwa na wampiryzm. Im więcej łowca zabije wampirów tym bardziej tatuaż się rozrasta. No i wymyślili sposób... Jeśli zabiją mnie, to za mną do grobu pójdą setki tysięcy innych wampirów.
Zrobili to wszystko, żeby znaleść lekarstwo dla tej sobowtórzej dziwki.
Widziałaś zresztą scenę w moich wspomnieniach jak się palę.
To było zaraz po tym jak przebili mi serce kołkiem... I tak umarłem po raz pierwszy. Najgorzej było po drugiej, stronie widzieć wszystko i wszystkich, ale nikt nie widział mnie.
Możnaby powiedzieć, że ta samotność mnie zabijała, gdyby nie to że przecież już byłem martwy.
A jak umarłem za drugim razem wiesz, już ci to opowiadałem.Słuchałam jego historii z otwartą buzią, to było straszne.
Zabili nie tylko Kola, ale też te wszystkie wampiry tylko dlatego, że jakaś głupia gówniara nie może sobie poradzić z wampiryzmem...
W pewnym momencie byłam tak zła i smutna jednocześnie, że zaczęłam żałować, że zapytałam.
Nie wiedząc co powinnam powiedzieć po prostu przytuliłam Pierwotnego.Nagle do głowy wpadł mi pomysł.
(L) Kol... Nie masz ochoty na małą zemstę za to wszystko?
Spytałam siadając chłopakowi na kolana równocześnie uśmiechając się psychopatycznie.(Kol) Ja zawsze, ale jeśli zabijesz łowce nie da ci spokoju. - przypominał.
(Liz) Ale jego siostrzyczka to już chyba nie jest łowcą hmm?
Teraz to Kol spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się jak rasowy sadysta, którym jakby nie patrzeć był.
(Kol) W takim razie jutro pojedziemy do tej ich dziury i poleje się duuużo krwi.
- powiedział akcentując dwa ostatnie słowa po czym mnie pocałował.
YOU ARE READING
Maybe there is a God after all... Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONE
FanfictionHistoria 18 letniej Liz Chadwick, która wplątała się w nadprzyrodzone problemy pierwotnej rodziny Mikaelson oraz całego Nowego Orleanu. Jak potoczą się losy bohaterów kiedy w najmniej odpowiednim momencie wrócą do nich echa przeszłości?