**Posiadłość Mikaelsonów
Perspektywa Liz**Siedziałam właśnie w szkole na lekcji matematyki strasznie się nudząc, na szczęście zadzwonił dzwonek, który oznaczał tylko jedno - czas do domu!
Nie będe musiała już patrzeć dzisiaj na twarze osób, których nienawidzę, dzięki Bogu...Wracałam do domu przez las. Może niezbyt bezpieczna droga, ale niestety jedyna...
Z daleka zauważyłam dresy popijające wódke.
Założyłam szybko swój kaptur i zaczęłam układać szybki plan w głowie: postaram się po prostu przejść nie zwracając na siebie uwagi. No cóż nigdy nic nie może pójść po mojej myśli...(?) Ej maleńka może się do nas dołączysz?
Zawołał jeden z nich na co reszta zaczęła się śmiać.Cały czas starałam się to ignorować tylko przyśpieszając swój krok.
Już nie wołali pomyślałam, że pewnie dali sobie spokój, to tylko takie zaczepki.
Gdy odeszłam jeszcze trochę dalaj nagle ktoś przygwoździł mnie do drzewa. Moje serce w jednym momencie stanęło.(?) Nie chciałaś po dobroci trudno zabawimy sie tak czy tak.
Powiedział zachrypniętym głosem po czym zaczął mnie całować.
A ja już nie chamowałam moich łez.Zachciało mi się wręcz wymiotować kiedy poczułam jego oddech przesiąknięty zapachem wódki.
Z każdą chwilą całował mnie coraz zachłanniej przechodząc na mój dekolt i ściskają za pośladki.
Cały czas płacząc próbowałam się mu wyrwać, ale był silniejszy. To koniec...(L) N..nie p..roszę!
Łkałam.Moje prośby zdały się na nic, a on tylko mocniej na mnie napierał...
Nie ja nie chcę!
Myślałam gorączkowo.Nie wiedziałam co robić, ale wiedziałam jedno nie chce żeby mnie zgwałcił. Nie pozwolę na to!
Po chwili było po wszystkim...
Bezwładne ciało oprawcy opadło na ziemię. Skręciłam mu kark.
Zabiłam go.
Zabiłam go.
Zabiłam go...
Te słowa odbijały się jak echo stając się coraz głośniejsze i głośniejsze.Ze strachu przed widokiem martwego ciała zamknęłam oczy.
Gdy je otworzyłam nie byłam już w lesie. Stałam teraz w salonie posiadłości Mikaelsonów rozglądając się dookoła.
Do pokoju weszła roześmiana Rebekah, kiedy mnie zobaczyła jej twarz całkowicie się zmieniła.(R) Co ty tu robisz?!
Spadaj stąd!(L) Ja... Rebekah co ty...
(R) Nie zaczynaj tłumaczyliśmy ci już, że potrzebne nam było zwykłe "mięso armatnie" a ty byłaś idealna.
Do pomieszczenia weszła reszta Mikaelsonów razem z Hayley i Daviną?!
(Kol) O Lizzie jak miło, przyszłaś pogratulować mnie i Davinie zaręczyn? - spytał po czym pocałował czarownicę.
(L) Co... - wykrztusiłam, a moje serce rozpadało się na tysiąc kawałków.
(Klaus) Nie ważne po co przyszła, nie ma tu wstępu!
Powiedział Klaus szyderczym tonem.
YOU ARE READING
Maybe there is a God after all... Rodzeństwo Mikaelson ✔ ZAKOŃCZONE
FanfictionHistoria 18 letniej Liz Chadwick, która wplątała się w nadprzyrodzone problemy pierwotnej rodziny Mikaelson oraz całego Nowego Orleanu. Jak potoczą się losy bohaterów kiedy w najmniej odpowiednim momencie wrócą do nich echa przeszłości?